Panie Januszu,
oczywiście, że chciałabym wiedzieć, o jakie pytania chodzi.
Nie wiem tylko, dlaczego, i to dopiero wydaje mi się prawdziwie intrygujące, miałby Pan moje odpowiedzi natychmiast zapomnieć? Nie umiałabym na te pytanie odpowiedzieć, czy też wyjawiłabym Panu jakieś niemiłe tajemnice? Niech Pan nie zapomina, że gdy się tak jak ja od 20 lat zadaje pytania innym, to prędzej czy później ma się wrażenie, że nie ma takich pytań, na jakie nie tyle nie chciałoby się, co nie umiało odpowiedzieć.
Kupił Pan sobie vespę (fantastycznie!), ale i nie ma zamiaru podejmować desperackich prób zatrzymywania na sobie wzroku. Wierzę. Zwłaszcza że mężczyźni mają w tej kwestii zdecydowanie łatwiej niż kobiety, bo z reguły to oni, a nie one, są myśliwymi. No może poza tymi, którzy chociażby ze względu na pokaźny stan konta, a tym samym dobre widoki na bezpieczną przyszłość, zawsze są atrakcyjną zwierzyną.
Pisze Pan „Moim zdaniem nawet zdradzać trzeba z klasą, poczuciem godności i odpowiedzialnością. Jak Pani myśli?”.
Otóż myślę, że żeby nie wiem jak się starać, to z klasą zdradzać nie można, a to dlatego, że zdrada jest niczym innym niż kłamstwem. Oszustwem podszytym strachem przed dekonspiracją. Zdradzać można sprytnie, dyskretnie i z nadzieję, że żona i tak dowie się ostatnia. Czy jednak można w tym wszystkim zachować poczucie godności? Wobec siebie, przed własnym lustrem czy wobec tych, których zdradzamy. Można odnieść wrażenie, że jeśli ktoś tak odpowiada i tym samym deklaruje brak odpuszczenia za grzech zdrady, to albo kłamie, bo sam zdradzał i nie chce się do tego przyznać, albo jest śmiertelnie nudny i nie dla niego miłosne porywy ciał i serca.
Co jest przypadkiem a co przeznaczeniem? Znowu odpowiedź na trudne pytanie… Wszystko, co przypadkowe, wydaje się mniej warte i jakby z samej definicji podważa to, co ze sobą przynosi. Przychodzi łatwo i przy okazji. Przeznaczenie automatycznie wyróżnia nas z tłumu, czyni z nas ludzi naznaczonych miłością, ale i cierpieniem. Może być darem, ale i karą. W swoim zeszyciku, w którym od lat zapisuję różne sentencje, znalazłam i taką autorstwa Anatola France'a – „przypadek jest być może pseudonimem Boga, kiedy on sam nie chce się podpisać”. Ładne prawda?
Ja sama boję się proroctw, wróżek i ich kabał. Kiedyś, jeszcze podczas studiów, w jednej z wrocławskich kawiarni o miłej nazwie „Hawana”, przysiadł się do naszego stolika dziwny facet. Niepytany i nieproszony przez nikogo zaczął przepowiadać nam przyszłość. Zapamiętałam i swoją, i przyjaciółki. Do dziś zgadza się ilość dzieci i mężów Był łaskawy, bo roztoczył przed nami wizję długiego życia. Czas pokaże. I mimo że był jakiś taki bez wyrazu, to wydaje mi się, że i dziś bez problemu mogłabym stworzyć jego portret pamięciowy. Brrr…
Tak jak Pan, nie wiem kiedy zaczyna się starość, czy z pierwszą poważną zmarszczką na czole, czy wtedy, gdy przestajemy marzyć. Marzy Pan? A o czym ostatnio?
Wszystko ma swój czas i miejsce. Tak myślimy, bo przez moment towarzyszy nam poczucie wewnętrznej równowagi, że to właśnie tu i teraz? Być może.
MD