Frankfurt nad Menem, środa wieczorem
Pani Małgorzato,
nie odniosłem się do problemu rasizmu w książce Rotha, wcale nie oznacza to jednak, że go ignoruję. Przesianie książki Rotha w tym względzie jest dla mnie absolutnie oczywiste. Cenię „Skazę” także za to, że autor wplótł przesłanie w historię bez zbytniego moralizmu i niepotrzebnego mentorstwa. Pod tym względem jest książka Rotha dla mnie podobna do poruszającej książki Doctorowa pt. „Ragtime”. Rasizm w każdej formie jest wszechobecny w dzisiejszym świecie pod każdą szerokością geograficzną i w każdej kulturze niezależnie od poziomu jej rozwoju cywilizacyjnego.
Historia człowieka ma pod tym względem wprawdzie wiele spektakularnych sukcesów – pod sztandarami równości zmieniała prawodawstwa, uwalniała niewolników i zrównywała konstytucjami ich prawa – ale ewolucja człowieka jako moralnego zwierzęcia całkowicie w tym względzie zawiodła. Ludzie nie chcą czuć się równi z innymi. Przeważnie chcą czuć się lepsi. Jeśli nie mogą wyróżniać się czymś innym, to uwierzą, że skóra, która zawiera mniej pigmentu, jest lepsza od tej, która zawiera go więcej. To tak jakby przyjąć, że zielony atrament jest lepszy od granatowego lub czerwony samochód lepszy od czarnego. Poza tym swoją inność (czytaj: lepszość) traktują jako prawo do przywilejów. Moim zdaniem jest to – wbudowana w naturę ludzką – skaza, z którą człowiek nie chce, a jak się ostatnio okazuje, nawet nie może sobie poradzić. Jest to po prostu wpisane w logikę ludzkiego przeznaczenia. A wpisała to w nią nie kto inny jak sama matka ewolucja.
Ewolucyjne uwarunkowanie niepohamowanego pragnienia dominacji już u prapraczłowieka świetnie i z pasją opisuje niestrudzony amerykański popularyzator nauki Robert Wright. W swojej książce (czyta się ją jak wciągającą powieść historyczną!) pt. „Nonzero. Logika ludzkiego przeznaczenia” Wright udowadnia, że bez pragnienia dominacji nie byłoby postępu i rozwoju, a cywilizacja zatrzymałaby się na etapie społeczeństw (niektórzy twierdzą nawet, że nie społeczeństw a konglomeracie luźno połączonych rodzin) łowców-zbieraczy. Antropolodzy, korzystając z odkryć archeologów, zebrali niezbite dowody na to, że ludzkie istoty od zarania dziejów w naturalny sposób dążyły do tzw. statusu społecznego i czyniły to z zaciekłością. Niektórzy nazywają to niskimi instynktami. Faktem jest, że władały one naszym życiem już około 50 000 lat temu. Podobnie jak dzisiaj, tak i wtedy, bezustannie próbowano podnieść swoją pozycję społeczną w grupie i zrobić wrażenie na innych. Wkładamy ogromny wysiłek, aby to osiągnąć, aby stworzyć coś, co znajdzie szerokie zastosowanie, wzbudzi podziw, a nam da władzę i uczyni liderem. W przypadku łowiecko-zbierackiego plemienia Szoszonów, które dziesiątki tysięcy lat temu zamieszkiwało tereny dzisiejszego amerykańskiego stanu Waszyngton, takim „czymś” było na przykład zaprojektowanie i skonstruowanie prymitywnej siatki do łapania zajęcy. Dzisiaj stan Waszyngton zamieszkuje inny lider, który także wymyślił coś, co bardzo podniosło jego rangę społeczną. Nazywa się Bill Gates. Krótko mówiąc, bez pragnienia dominacji w grupie nie byłoby postępu, pułapek na zające i systemu Windows…
Dlatego też niektórzy, zadufani w sobie i przekonani o własnej nieomylności, chcą przekonać innych, że to nie jest żadna skaza i że nie ma czego przykrywać, pudrować lub tuszować. Nieistniejącej skazy nie trzeba przecież ukrywać. Wystarczy po prostu przekonać innych, że to natura tak chce. Ale to ma swoje wyraźne granice. Gdy większą wartość chce się udowodnić nie tym, że zrobiło się lepszą siatkę na zające lub zaprojektowało lepszy system operacyjny dla komputera, a wmawia się jedynie, że jedna rasa jest lepsza od innej, to nie jest to żaden postęp. To jest zwyczajna niegodziwość. Nie mam tu namyśli żadnych postnazistowskich oszołomów tworzących sofizmaty. Mam na myśli tych, którzy pod sztandarami nauki i używając swojego autorytetu, starają się stworzyć i uzasadnić teorie na bazie naciąganych danych. Jedną z takich osób jest William Shockley. Jako fizyk był dla mnie Shockley – zmarł w 1989 roku – w pewnym sensie autorytetem. W 1956 otrzymał Nagrodę Nobla za odkrycie tranzystora, który zrewolucjonizował elektronikę. Bez tranzystora i wszystkiego, co po tym odkryciu nastąpiło, nie byłoby układów scalonych, Internetu i globalnej komunikacji. Ale nie o tym chcę tutaj.
Owiany chwałą, sławą i szacunkiem, z pewnym miejscem na wpis do encyklopedii i na dodatek bardzo bogaty Shockley pod koniec życia całkowicie porzucił fizykę i zajął się genetyką. I to genetyką bardzo specyficzną. Po krótkich i niepełnych badaniach, których nie potwierdził nikt poza nim Shockley ogłosił mianowicie, że czarni mieszkańcy Stanów Zjednoczonych mają współczynnik inteligencji IQ o wiele niższy niż biali. Krótko mówiąc, jako laureat Nagrody Nobla, wykorzystując bez skrupułów swoją sławę i „uświęconą wiarygodność”, publikował, gdzie się tylko dało, informację, że Murzyni są mniej inteligentni niż biali i że jest to uwarunkowane genetycznie, czyli zdaniem Shockleya wpisane przez Naturę lub Stwórcę w ewolucyjny program rozwoju człowieka. A tym samym nieuniknione. Jako że czarnoskóra część społeczeństwa USA rozmnaża się o wiele liczniej niż białoskóra, Shockley zasugerował, że społeczeństwo amerykańskie z czasem drastycznie obniży swój poziom inteligencji jako całość. Czyli mówiąc krótko i dosadnie, stanie się społeczeństwem głupców. Jako antidotum Shockley zasugerował utworzenie specjalnego państwowego funduszu, który miałby finansować każdego Murzyna jeśli powstrzyma się on przed spłodzeniem potomka! Poza tym już z własnych funduszy sfinansował utworzenie specjalnego wzorcowego banku spermy (tylko dla białych) przechowującego nasienie mężczyzn o wysokim współczynniku IQ.
Teorie Shockeya, żywcem przypominające bredzenie nazistowskich eugeników, były tak drastycznie rasistowskie, że doprowadziły do demonstracji i burzliwych rozruchów na wielu campusach amerykańskich uniwersytetów. W 1980 roku w Atlancie w lokalnej gazecie „The Atlanta Constitution” ukazał się ponadto artykuł porównujący teorię Shockleya do teorii nazizmu. Shockley oskarżył gazetę o zniesławienie, zadając 1 250 000 dolarów odszkodowania. Wyrok sądu przyznał mu tylko symbolicznego jednego dolara, a sąd wyższej instancji utrzymał ten wyrok. Koledzy naukowcy zdecydowanie odcięli się od Shockleya, wielu zerwało z nim nawet kontakty. Niezależne badania przeprowadzone na reprezentatywnych grupach pochodzących z tych samych warstw społecznych całkowicie zaprzeczyły wynikom i teoriom Shockleya.
Ostatnie lata życia spędził Shockley w zupełnym osamotnieniu. Część jego byłych przyjaciół uznała go za wariata, część za niebezpiecznego psychopatę z Nagrodą Nobla, a część za histerycznie dążącego do sławy nawiedzonego starca. Jedynie jego żona Emmy trwała przy nim, twierdząc, że genetyczne teorie męża są cenniejsze niż to, co zrobił dla fizyki. Kobiety często kochają nie tylko swoich mężów, ale także ich teorie… Nawet wtedy, gdy są one bezsprzecznie fałszywe.
Noblista William Shockley to jeden z przykładów tych, którzy przekonani o swojej wyższości, nie chcą mieć żadnej skazy. Dążenie do doskonałości potrafi czasami pokazać, jak bardzo jesteśmy niedoskonali.
Serdecznie,
JLW