Panie Januszu,
nie cierpiałam wszystkich swoich matematyków i matematyczek. W dniu, w którym zdałam maturę z królowej wszystkich nauk na piątkę, wraz z przyjaciółkami spaliłam odpowiednie podręczniki w lesie. Być może był w tym jakiś zamysł, bo wkrótce zrozumiałam, że tak naprawdę większość nas, kobiet, po zapoznaniu się z tabliczką mnożenia matematykę przekłada na praktyczną stronę życia. Policzalne albo niepoliczalne. Żeby była para, musi być ona i on. Do rodziny brakuje jednego lub dwojga dzieci i wówczas jest trójka albo czwórka. Pozorny spokój. Mniej więcej w ten sposób rozwiązujemy pierwsze, a bywa że i dla wielu z nas to najważniejsze zadanie. Matematyczne. Dom i święty spokój, tak żeby się wszystko zgadzało. W naszym wyobrażeniu o życiu poukładanym. Szczęśliwe czy też nie, najważniejsze że statystycznie policzalne. Do tego naturalnie dochodzą pensje, niezaplanowane wydatki i niezapłacone rachunki. Gdy w sumie wszystko co najmniej wychodzi na zero, to wówczas życie wydaje nam się w miarę bezpieczne. Poza tym w wolnych chwilach kobiety liczą lata i zmarszczki, i kolejne rocznice. Ile lat minęło od ślubu i ile jeszcze zostało do śmierci. To cała matematyka. Trochę więcej matematycznych problemów my, kobiety, mamy ze skonstruowaniem wzoru na to, kiedy nie zachodzić, a kiedy zajść w ciążę. Kiedy urodzić pierwsze dziecko, a kiedy dać sobie spokój z macierzyństwem.
O takiej matematyce, która wyznacza i reguluje relacje między kobietą a mężczyzną François Ozon nakręcił świetny, bo prawdziwy, film „5x2”. Oto pięć razy towarzyszymy dwójce ludzi, którzy spotkali się po to, żeby się kochać przez całe życie. Żeby jednak tak się stało, ktoś z kimś musiał się rozstać, ktoś kogoś musiał zdradzić, zakochać się w kimś innym, a potem uwierzyć, że tym razem stał się prawdziwy cud. Miłość na całe życie. Przesłanie równie dramatyczne, co mało odkrywcze. Zwłaszcza że rozwody nie są dla kawalerów, a tych, którzy wolą życie w pojedynkę, stale przybywa. Na spędzenie ze sobą całego życia mają tak naprawdę tylko szansę ci, którzy spotkają się odpowiednio późno, czyli tak późno, żeby się sobą nie zdążyć znudzić. Czyli kiedy? To cała arytmetyka.
Jak więc w takim świecie nie mogą czuć się osamotnieni wielcy matematycy, którzy dla nas, zwykłych śmiertelników, są kimś na pograniczu magii? Bo jakże może być inaczej, gdy oni rozprawiają o całkach, a kobiecie spędza sen z powiek wiadomość, że skoki poziomu testosteronu powodują, że jej mężczyźnie co 20 minut wszystko kojarzy się z tym, na czym siedzi Maryna, czyli podobno z miłością. To prawda, że wieczorem, gdzieś tak przed ósmą, przechodzi mu ochota na miłosne figle, ale około czwartej nad ranem testosteron domaga się swego. Nawet wyspać się z mężczyzną porządnie nie można. I czy mamy do czynienia z macho, czy z miłym facetem, to i tak i jeden, i drugi chorują na to samo. Testosteron. Może więc powinna zrobić na nas wrażenie informacja w jakiś sposób wyliczona, czyli matematyczna, że kobiety przeżywające orgazm spalają niewiele ponad 100 kalorii. Te zaś, które koncentrują się na jego udawanym odgrywaniu, pozbywają się przeszło 300 kalorii. Jaskiniowiec naszych czasów, czyli nasz mąż czy też narzeczony, wypowiada dziennie tylko 2 tys. słów i nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego jego partnerka wypowiada ich aż 7 tys. Co zrobić z pozostałymi 5 tys.? Wypowiadać je w kierunku kogoś innego, kto przynajmniej na początku będzie udawał, że się w nie wsłuchuje, czy od razu dać sobie spokój i godzinami gadać z koleżankami przez telefon?
Z corocznego raportu publikowanego przez ONZ wynika, że życiowym szczęściarzem jest ten, kto pochłania dziennie 2,5-4 tys. kalorii, ma trzy zestawy ubrań i tyleż par butów, przy okazji umie czytać i pisać. Też matematyka. Reszta bowiem, jak pisze w swoim bestsellerze „Wanting Everything: The Art of Happines” Dorothy Rowe: „to życie, które tak jak szczęście, nie zna ekspertów. To ostatnie możemy osiągnąć tylko wtedy, gdy zrozumiemy samych siebie. Będzie to wówczas jedyna, niepowtarzalna i dająca nam satysfakcję prawda”. Być może policzalna.
Bo to przecież za pomocą królowej nauk ludzie od pokoleń wyliczają, że gdzieś koło siódmego roku w ich związku nadejdzie kryzys, a jeszcze wcześniej, bo już po dwóch latach „zgodnego pożycia”, ponad 70% kobiet dostrzeże, że nie czuje się dobrze u boku kogoś, kto staje się z dnia na dzień coraz bardziej obcy i niezrozumiały. Żeby było sprawiedliwie, to w tym samym czasie tyle samo mężczyzn traci radość życia, bowiem ich pożycie seksualne z tą samą partnerką staje się śmiertelnie nudne. To także matematyka i pewnie równie ważna jak to, ile mamy do końca miesiąca pieniędzy w portfelu. Pamiętam, jakie wrażenie przed wielu laty zrobiły na mnie słowa byłej żony amerykańskiego pisarza Normana Mailera, Adeli. Zapytana przez niemieckiego dziennikarza, jakich rad udziela swojej wnuczce na dorosłe życie, odpowiedziała: „Nigdy się od nikogo nie uzależniaj, sama zarabiaj pieniądze. Nie pozwól się uderzyć i nigdy nie poślubiaj mężczyzny tylko dlatego, że jest sławny. Ale najważniejsze ze wszystkiego, nie przeocz tego, jest to, że cena chleba rośnie każdego roku”. Matematyka.
Serdeczności i idę spać,
MD