Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Warszawa, środa

Panie Januszu,

os czy muszek?

64 lata temu niemiecki filozof Ernst Jünger zapisuje w swoim dzienniku: „Rozmowa o mężczyźnie, który jest dobrym mężem, ale kiepskim kochankiem. W takich wypadkach kobiety zwykły się pocieszać: zawsze prowadziłam drugie życie. Zastanawiałem się nad przyczyną takich zwierzeń, jest nią chyba samotność, w której dwoje ludzi przebywa obok siebie i która ma w sobie coś przerażającego. Mężczyźni żyją tam jakby nad przepaściami, które są niedbale zasłonięte kwiatami i w których głębi kryją się węże i małe szkielety. Ale dlaczego? W końcu tylko z tego powodu, że budzą lęk i nieufność. Przy całkowitym, boskim zrozumieniu nasi najbliżsi wyjawiliby nam swoje tajemnice ufnie jak dzieci”.

Pan, do czego już przywykłam, opiera się na danych i obliczeniach, ja bardziej wierzę w spostrzeżenia, których dostarcza samo życie. Wynika z nich między innymi, że my kobiety najbardziej cenimy sobie tych mężczyzn, o których trzeba stale zabiegać. Mężczyzn niepokornych. Trudnych. Takich, którym nie do końca i bezkarnie można skakać po głowie. Deklarujemy, że potrzebujemy poczucia bezpieczeństwa w związku, ale gdy tylko takie posiądziemy, zaczyna nas ono nudzić. Oczyma wyobraźni rozglądamy się w najbliższym otoczeniu i kreujemy partnera idealnego. Jakże odmiennego od tego, który siedzi obok nas na kanapie. Ten wyśniony ma być szalony, nieszablonowy i koniecznie powinien podobać się innym kobietom.

Dlaczego tak się dzieje? Bo kobiety nadal mają kłopoty z poczuciem własnej wartości. Zwyczajny mężczyzna nie daje im najlepszego świadectwa. Dlatego tak ważne jest bycie nadzwyczajną w oczach wymarzonego. Zaś samo rozumowanie w tym przypadku nie ulega zmianom. Podoba mu się moja pupa, to znaczy, że jestem coś warta. Gdy przestanie być jędrna, to i ja stanę się dla ukochanego przezroczysta. Przeceniona. W przeciwieństwie do mężczyzn, dla których pożądanie przez kobietę jest tylko kolejnym dowodem i potwierdzeniem jego nadzwyczajności i wyjątkowości. To nie żadna nagroda, to się należy jak psu kość. Miałam, co prawda, kiedyś koleżankę, która przed pójściem do łóżka z chłopakiem nastawiała budzik i jeśli, jak Pan to nazywa, bzykanie trwało mniej niż 45 minut (zalecenia Michaliny Wisłockiej), wówczas w zeszycie w kratkę wciągała go na listę kochanków z nagłówkiem; impotent. Koniec znajomości. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że to ona mogłaby mieć jakiś wpływ na miłosną klepsydrę. Podczas rozmów z przyjaciółkami, znajomymi i obcymi kobietami dostrzegam, że najbardziej na krytykę własnych żon narażeni są mężowie rytualni: w łóżku wszystko tak samo od lat. Żadnej niespodzianki. Rach! Ciach! I po wszystkim. Atrakcyjność obcych mężczyzn bierze się także stąd, że kobiety nie przyjmują do wiadomości, że ich wyidealizowany kochanek też robi skwaszone miny i głupie uwagi, tyle tylko, że przed kim innym. Do upadłego wierzą, że pożądany nie chrapie, nie poci się i nie chodzi po domu w gaciach i skarpetkach.

Pozdrawiam,

MD

PS Czy jest coś, czego się wstydzę? – pyta Pan. Tak, chociaż rozczaruję Pana, bo nie o seks tu idzie. Kiedy byłam nastoletnia panienką każdego roku odkładałam zaskórniaki na prezenty dla bliskich. Akurat zbliżały się imieniny mamy, więc wybrałam się do zaprzyjaźnionej księgarni. „To może Dumas?” – usłyszałam pytanie ekspedientki, ale i nazwisko pisarza po raz pierwszy. Odpowiedziałam – a skąd pani wie, że mama to ma? Nie muszę tłumaczyć, jak czułam się, gdy pani wyjaśniała mi, że „dima” to fonetyczne brzmienie nazwiska autora i ona nie wie, czy moja mama ma już ten tytuł, czy też nie. Najwidoczniej uraz do Aleksandra Dumasa ojca pozostał mi do dziś, bo gdy czytam, że „małżeńskie jarzmo jest tak ciężkie, że potrzeba dwóch, a nawet trzech osób, żeby je udźwignąć”, to zamiast pochwały cudzołóstwa, na myśl o tej trzeciej do głowy przychodzi mi teściowa.

66
{"b":"88418","o":1}