Panie Januszu,
ponownie nie odrobiłam zadania i nie odpowiedziałam Panu profesorowi na pytanie: za czym tęsknię ostatnio najbardziej? Odpowiadam: tęsknię za ciszą od spraw, ludzi i rzeczy, które nie są tego warte, żeby się nimi zajmować. W pewnym sensie wychodzi na to, że tęsknię za czasem, gdy jako straszna staruszka w domku pod laskiem będę sobie pisała na przykład miłosne historie z happy endem. A wracając do tematu, to aż głupio się przyznać, ale nigdy nie zostałam poddana próbom oczarowywania przez Francuza. Chociaż podejrzewam, że i Pana rozpuszczony przez kobiety kolega, Jean-Pierre, tak jak większość mężczyzn jest oszołomiony kobietą, dopóki nie pozna jej charakteru i niespodziewanie, i ku jego ogromnemu zaskoczeniu, nie okaże się, że miła z wyglądu blondynka nie jest ani małomówna, ani gospodarna, ani tym bardziej oszczędna. Czar pryska. Jak trafnie cała rzecz ujął kiedyś francuski humorysta Tristan Bernard: „Dawniej mężczyźni żenili się z kucharkami i flirtowali z chórzystkami, dziś żenią się z chórzystkami i zatrudniają dobre kucharki”. Hurra, równouprawnienie górą. I chórzystki, i kucharki są w równym stopniu niezastąpione i nareszcie docenione. A za nimi maszerują lekarki, studentki, gospodynie domowe, pływaczki i adeptki sztuk wszelkich.
Moja świętej pamięci babcia Helena miała zwyczaj mawiać, że gdy kobieta patrzy tylko na jednego mężczyznę albo na jednego tylko nie patrzy, nasuwa się to samo podejrzenie – jest nim zainteresowana i szykuje się do tańca godowego – co w ustach mojej babci oznaczało flirt. Ponieważ było to wystarczająco dawno, to i ja mogę się dziś do tego przyznać, że wybierałam tę drugą opcję. Skuteczniejsza.
Ale na poważnie. Seksowna, duże niebieskie oczy i mąż w domu, który zawsze stanowi jakieś zabezpieczenie, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli, to to, co robi wrażenie na mężczyznach gotowych do przygody. Sama przyjemność i zero niebezpieczeństwa.
Z kobietami nie jest już tak prosto. Mężczyzna, który wzbudza w nich dreszcz emocji, nie powinien być zbyt łatwy do osiągnięcia. Nie musi, co z pewnością wielu mężczyznom wyda się niezrozumiałe i nielogiczne, być przystojny. W każdym razie nie na pierwszy rzut oka. Niespodziewanie może się okazać, że ma piękne dłonie i olśniewający garnitur zębów w pełnym uśmiechu. To jego czar.
Gdy więc pada określenie „słodki brzydal”, każda z nas już wie, co za tymi słowami może się kryć. „Słodka brzydula” i koledzy patrzą na wypowiadającego te słowa ze współczuciem. No, może gdyby zgasło światło. Takie jest męskie myślenie. Wiem, wiem mózg jest biologiczny. Dla kobiet głęboka bruzda na czole, wyraźnie zarysowany podbródek, trzydniowy zarost u mężczyzny to zapowiedź ciekawej duszy i nocnej Polaków rozmowy. Mężczyzna trudny jest wart grzechu, bowiem z nim nie tylko flirt, ale też ewentualna miłość może być na całe życie. Jest więc o co walczyć, co dla kobiety znaczy o wszystko. Trudna kobieta jest dla mężczyzny wyzwaniem dla jego ego. Wygra tylko seta czy cały mecz? Przy czym zwycięstwo wcale nie oznacza początku czegoś nowego, ale koniec tego, co nawet się nie zaczęło. Upatrzona kobieta z trudnej staje się łatwa. Koniec.
A czy może być inaczej, skoro z badań przeprowadzonych przez niemieckiego socjologa (zastanawiam się, czy rzeczywiście to Niemcy najbardziej koncentrują się nad seksualnością ludzi w Europie) Wernera Habermehla wynika, że „tylko jedna na dziesięć par jest naprawdę szczęśliwa w łóżku”. Już sobie poflirtowali i wystarczy?
Dr Connel Cowan i dr Melvyn Kinder, amerykańscy psychologowie kliniczni, w książce „Kobiety kochane, kobiety porzucane” pisali także coś, co mogłoby uchodzić za odmianę niekończącego się flirtu. Otóż: kobiety o bogatym i udanym życiu seksualnym wiedzą, że z mężczyzną nie należy być zawsze stałą, że pragnienie kobiety i tęsknota za nią są uczuciami znacznie intensywniejszymi niż satysfakcja z jej posiadania. Dlatego trzeba od czasu do czasu zaaplikować mężczyźnie takie uczucia. To powinno wzmocnić jego pożądanie. „Nie obawiaj się trochę pointrygować – radzą naukowcy – potrzymaj go w niepewności. Nie spełniaj każdego jego kaprysu, nie próbuj mu za wszelką ceną sprawić przyjemności. To tylko go znudzi. Nie bądź cały czas na zawołanie. I niech czasem się pomartwi, czy go jeszcze kochasz i pragniesz. To nie zagrozi waszemu związkowi, lecz zwiększy jego szacunek dla ciebie, troskliwość i zainteresowanie tobą”. Jak to miło, gdy naukowcy potwierdzają słowa mojej babci. I pewnie wszystkich innych babć świata. Tylko jak to wszystko wytłumaczyć nastoletniej panience, ukochanej wnuczce, która wierzy, że właśnie spotkała mężczyznę na całe życie?
Pozdrawiam.
PS Zachwyt każdego dnia wywołuje we mnie mój ojczym, tym że ciągle chce mu się żyć na takich obrotach, i mimo wieku nie przestaje być prawdziwym mężczyzną (nic to, że czasami nieco przedwojennym). A jednak parę dni temu zaskoczył mnie i „uwiódł” swoją inteligencją, błyskotliwością, poczuciem humoru i wyjątkowym luzem Artur Żmijewski. Wchodziłam do studia z przekonaniem, że jest oschły, beznamiętny i do znudzenia poukładany. Nie wiem, może i taki jest, ale tego wieczoru taki nie był. Zachwycił.