Panie Januszu,
po raz kolejny wracamy do zdrady. Chyba nie jestem wdzięcznym partnerem w tym temacie? Niewierność daje to, czego nie daje wierność – twierdzą zwolennicy skoku w bok. Miłosną adrenalinę. 50 lat temu Alfred Charles Kinsey ujawnił w swoich badaniach, że 26% Amerykanek znajduje sobie kochanka przed upływem piątego roku małżeństwa. Dziś ich liczba wzrosła trzykrotnie. W zdradę wkracza więc równouprawnienie. Cieszyć się, czy smucić? Z kolei para amerykańskich badaczy płci George Nassa i Roland Libey wskazuje na zacieranie się różnic, które oddzielają naturę zdrady męskiej od kobiecej. Z opublikowanych przez nich danych wynika, że prawie 60% mężczyzn i 55% kobiet zdradza jeszcze przed czterdziestkę. Przy czym obalono mit, że kobiety najczęściej zdradzają wtedy, gdy są nieszczęśliwe w związku.
Tak jak potrafię zrozumieć wszystkie powody, dla których ludzie są sobie niewierni, tak nie chciałabym być z kimś, kto mnie zdradził albo z kimś, kogo ja zdradziłam. Wiem, są jeszcze jakieś układy rodzinno – finasowe, no i oczywiście najważniejsze są dzieci. Ja ich nie mam i może dlatego w sprawie zdrady jestem tak ortodoksyjna. Być może dlatego też nie wywołują we mnie popłochu atrakcyjne kobiety pojawiające się pobliżu mojego mężczyzny – sprawę zawsze stawiałam jasno: zrozumiem, ale nie przebaczę. Dewiza ta zresztą obowiązuje w obie strony. Wiem także, że dla mnie ewentualna zdrada oznaczałaby to, że zakochałam się w kimś innym.
Nudne, staroświeckie i nienowoczesne. Trudno. Szczerze mówiąc, nie chce mi się na ten temat pisać, bo przez ostatnie ćwierć wieku nie zmieniłam w tym względzie zdania. Jezu!
Pozdrawiam,
MD