Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Busko, poniedziałek

Panie Januszu,

siedzę na ławce w prawie pustym o tej porze dnia parku, napawam się niebiańską ciszą, ptasim świergotem, a myśli moje stają się zgoła filozoficzne. Gdyby jednak jeszcze parę lat temu ktoś mi powiedział, ze mogę czerpać radość z przebywania w sanatoryjnym anturażu, to… no właśnie. Cisza, niedbale spięte włosy i ulubiony T-shirt, w niektórych miejscach odbarwiony przez siarkę. Wolność Dlatego tych corocznych, dwóch czerwcowych tygodni nie zamieniam na żadne inne i nigdzie, tak jak tu, nie wracam do pogody i spokoju ducha.

Ale to tak na marginesie, bo tego roku całymi, wolnymi od rehabilitacyjnych zajęć, godzinami oglądam mistrzowskie kopanie piłki. Holendrzy nienadzwyczajni, a mimo to zremisowali z Niemcami, Szwedzi w imponujący sposób znokautowali Bułgarów, Figo nie ten sam, Baio nie gra, James z reprezentacji Anglii wart grzechu. Dziś Portugalczycy mają uratować honor w meczu z Rosjanami, a Hiszpanie? Mimo wszystko nie jestem pewna, czy chciałabym, żeby pokonali Grecję…

Czy się pomylę, gdy strzelę, że Pan nie bardzo interesuje się piłką nożną?

Przy okazji nachodzi mnie to miłe dojrzałości przekonanie, że wszystko w naszych biografiach bierze się z czegoś i w dalekim stopniu jest nieprzypadkowe. Jako 11-letnia dziewczynka wbrew zakazom rodziców – właśnie miano mnie włożyć w kolejny gips – poszłam grać kolegami w piłkę. Egzekwowałam jedenastkę, aby na kilka następnych lat pożegnać się z chodzeniem, bieganiem. Gwoździowanie, kule, wyciągi i pocieszanie się, że przecież przytrafiło mi się złamanie, które zdarza się raz na kilkaset tysięcy złamań. W rezultacie karnych już nie strzelałam, ale namiętność do futbolu pozostała.

Siedzę sobie na ławeczce obok ludzi schorowanych, kuśtykających i tych, którym życie w dużej części już przeleciało. Ze szczątków rozmów, które do mnie dochodzę, wyłania się powszechne zdziwienie faktem, że to wszystko potoczyło się tak szybko. Było i już nie zamierza wrócić. Stąd pewnie biorą się te, często tak desperackie, próby zatrzymania na sobie wzroku zbyt opiętą bluzką, krzykliwym makijażem i głośnym śmiechem. Nie podoba mi się to, ale jestem w stanie to zrozumieć. Gorzej z widokiem przyduszonych prozą życia myśliwych, którzy nie dają za wygraną i mimo że koniec polowania już dawno odtrąbiono, oni nadal wypatrują zwierzyny. Jest coś upokarzającego w tym przedstawieniu i zarazem coś bardzo przygnębiającego. W przeciwieństwie do godności starych ludzi, których tu tak wielu. To właśnie wśród nich odczuwam spokój. Bo wiem, że wszystko ma swój czas i miejsce.

Takie właśnie jest to życie, takie przemijające. Dlatego raz w roku, zawsze w połowie czerwca, przyjeżdżam tutaj, gdzie rytm dnia wyznaczają nie tylko zwyrodnienia, ułomności, ale i pogodzona ze wszystkim starość. To tutaj, gdyby komuś zaburzyła się emocjonalna perspektywa, szybko prostują się życiowe hierarchie. A na ich straży stoją nawet bezpańskie psy skryte przed słońcem, w cieniu rzucanym przez kolejną samotną staruszką. Na tańcujące wieczorki nie chadzam, bo jak Pan już wie, kocham piłkę.

Poza tym rodzina i pies w Warszawie.

Pozdrawiam,

MD

PS Nie znam bielizny feministycznej, tak samo jak nie potrafię znaleźć różnicy między kobietą nowoczesną, która jak rozumiem, jest wersją bardziej strawną dla mężczyzn, a tą, która przy okazji swojej nowoczesności jest feministką. Przypomniał mi się dowcip o blondynce. Co robi blondynka kiedy się obudzi? Ubiera się i wraca do domu. Nowoczesna czy feministka? Gdyby jednak w dalszym ciągu całą rzecz traktować humorystycznie, to można by pofantazjować, że oto udało się Panu rozebrać feministkę, ale dopiero po złożeniu przyrzeczenia, że nie będzie Pan na nią patrzył jak na dwugłowe cielę, tylko jak na…

54
{"b":"88418","o":1}