Opole, poniedziałek wieczorem
Dziennikarz pewnego polskiego miesięcznika zapytał mnie ostatnio (w e – mailu), czy zgodzę się wypowiedzieć dla jego gazety. Mają w tym miesięczniku rubrykę pt „Sławni i bogaci”. Namawiają sławnych i bogatych, aby wypowiadali się o sławie i bogactwie. Dziennikarz założył, że jestem bogaty i sławny. To nie był wcale „Playboy”. Miesięcznik, wbrew pozorom, nie jest z półki tzw. ekskluzywnych i dotyczy informatyki. Zastanawiałem się dłuższą chwilę, dlaczego prowadzą taką rubrykę w czasopiśmie o takim profilu. Nie znalazłem żadnej odpowiedzi, ale ponieważ informatyka jest mi bliska, wypowiedziałem się.
Czy Pani czuje się sławna i bogata?
Ja czuję się tylko bogaty. Od 17 lat mam dość pieniędzy na zapłacenie swoich rachunków, francuską bagietkę, czerwone wino i książki. Dla mnie są to atrybuty bogactwa.
Być może dlatego nie chcę czuć się sławny. Niektórzy przekonują mnie, że popełniam błąd. Powinienem czuć się sławny. Sprzedałem w Polsce tysiące swoich książek, pokazują mnie w telewizji, wypowiadam się w radiostacjach, cytują mnie w gazetach, robią ze mną ogólnokrajowe czaty, zapraszają do księgarń i bibliotek, proszą, abym innym „sławnym” wręczał ważne nagrody. Sławny czułem się ostatnio tylko raz. Gdy moja córka Joanna odbierała swoje świadectwo maturalne w gimnazjum im. Alberta Einsteina w Schwalbach koło Frankfurtu. Ze średnią 1.6. Maksymalnie (w Niemczech najwyższą oceną jest jedynka) można mieć 1.0. Nigdy dotąd nie czułem się tak sławny, jak w tym jednym momencie, gdy Joasia wróciła na miejsce ze swoim świadectwem maturalnym i mogłem wstać, i przytulić ją do siebie. Cała sala pełna ludzi mogła zobaczyć, że to JA jestem jej ojcem…
Dziennikarzowi od „sławy i bogactwa” odpisałem:
Sława: tzw. sławni ludzie są wyróżniani przez innych przywilejem darowanego im czasu i uwagi. Jeśli mają w tym czasie coś ważnego do powiedzenia, to warto być sławnym.
W liceum ogólnokształcącym nr 3 w Opolu dwie przyszłe maturzystki także uważały, że jestem „sławny”. Zapytały mnie (także e – mailem), czy zgodzę się podpisać swoją książkę dla ich koleżanki. Wiedziały, że ta książka jest dla niej ważna, i chciały zrobić jej niespodziankę. W prezencie na 18. urodziny. Miałem podpisać książkę, włożyć w kopertę i przesłać na adres jednej z nich. Nie zgodziłem się. W czwartek wieczorem wsiadłem w samochód, przejechałem w nocy 800 km z Frankfurtu do Opola i rano w piątek stałem przed salą pełne młodych ludzi z LO nr 3 w Opolu i odpowiadałem na ich pytania. Przez dwie godziny rozmawiałem z nimi o książkach, o tym dlaczego nie chcę być pisarzem, a pomimo to piszę książki, o tym dlaczego mądrość jest sexy i dlaczego uczucia oprócz poezji mają także swoje chemiczne molekuły. Pod koniec spotkania wręczyłem podpisaną książkę przyjaciółce dwóch maturzystek.
Starałem się nie tylko mówić do rzeczy Przede wszystkim starałem się mówić do ludzi. Przez dwie godziny nikt nie wyszedł z sali. Podarowano mi czas i uwagę.
Bardzo serdecznie z hotelu w Opolu,
JLW