Januszu,
wcale mnie nie zaskoczyło, że Twoje studentki nie uważają się za feministki, bo one po prostu i najzwyczajniej w świecie nimi są. Bez ideologii, ale bardziej w zgodzie z definicją, według której feministka to ta, która myśli i działa po swojemu, czyli tak, jak jej dusza i rozum dyktują. Jej, a nie jej mężczyźnie. Że to oczywiste? Ale by się te śliczne i z pewnością bystre dziewczyny zdziwiły, gdyby usłyszały, że Szwajcarki jeszcze całkiem niedawno nie miały praw wyborczych, że w latach 60. Niemki musiały mieć pisemne pozwolenie od męża, gdy chciały pójść do pracy itd. Tak więc te „Twoje” dziewczyny nie muszą się już identyfikować z feminizmem, co więcej, ich dzieci już z mlekiem matki przejmą takie, a nie inne życiowe postawy. Cały bój o polski feminizm, a właściwie medialna bitewka, toczy się o dusze ich matek, które ciągle jeszcze tkwią w innym definiowaniu roli kobiety. W wielkim skrócie Matka Polka. Służebnica. Mamuśka.
Poza tym życie i płynące z niego doświadczenia uczą nas pokory i nagle okazuje się, że przypominamy sobie felietony Dunin i jej koleżanek. Coś gdzieś zaczyna brzmieć bardzo znajomo. Już to gdzieś słyszałam, ktoś mnie przed czymś przestrzegał, ale wówczas wydawało mi się, że to tylko feministyczne tupanie nóżką. Piszesz Januszu, że Twoje studentki nie utożsamiają się z żadną z nas, a dlaczego miałyby to robić? One mają się utożsamiać z samymi sobą, i o to głównie idzie w feminizmie. Jeśli im się to udaje, to dowód na zwycięstwo sufrażystek. Bądź sobą, taka, jaka jesteś i jaka chcesz być, dziewczyno. Trudno mi się jednak zgodzić z tym, że feminizm niesie ze sobą infantylizm. To byłoby uproszczenie i niezasłużona niesprawiedliwość. Nie ma bowiem ruchu, który nie ma liderów, zwłaszcza gdy w jego „politycznym” programie nie ma przyzwolenia na bicie, maltretowanie, poniżanie, aborcyjne podziemie. Tyle tylko, że każda z nas ma prawo do własnego programu politycznego. Swój uważam za zrealizowany, gdy dostaję od młodej czy dojrzałej kobiety list ze słowami: „Dziękuję, bo napisała pani o mnie”. O pani, o innej pani i o samej sobie, i na tym polega mój feminizm, bez klatki i bez tupania nóżką. Chyba że w zupełnie innej sprawie. Też się sprawdza.
Pozdrawiam,
M.