„Marzy Pan?” – pyta Pani. Oczywiście, że marzę. Żeby coś się zdarzyło, najpierw trzeba to sobie wymarzyć. Duża część mojego życia jest utkana z marzeń, które na początku wydawały mi się zupełnie nierealne. Będę marzył na minutę przed śmiercią, wierząc, ze nawet i to ostatnie marzenie, także mi się spełni. Ostatnio marzę niepoprawnie. Większość moich marzeń żyje ze mną długo, Powraca, krystalizuje się i po jakimś czasem zamienia w „projekty”. Choć ostatnie marzenia nie są z „tej półki”, bowiem marzę o czymś, co nie może się spełnić. Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku. To wynik chyba starzenia się. Jedną, a dla niektórych jedyną, zaleta starzenia się jest nabieranie mądrości i tak zwanego doświadczenia. Czasami wcale nie jestem jednak pewny, czy to doświadczenie się do czegoś przydaje. I tak popełniamy błędy, tyle że mając doświadczenie, natychmiast wiemy, że je popełniliśmy…
Za dwa miesiące, dokładnie za dwa miesiące skończę 50 lat Przyjmie Pani moje zaproszenie i przyjedzie 18 sierpnia do Torunia, aby spędzić ze mną, moją rodziną i moimi przyjaciółmi kilka godzin tego dnia? Do Torunia. Tam, gdzie się urodziłem. To takie niesprawiedliwe, że żyjemy ku końcowi, a nie ku początku. Kiedyś napisałem o tym w swojej książce „Zespoły napięć”. Pozwoli Pani, że przytoczę ten fragment tutaj:
„Kiedyś powiedział mi, że Bóg się chyba pomylił i ustawił wszystko w przeciwnym kierunku wobec upływu czasu. Że, według niego, ludzie powinni rodzić się tuż przed śmiercią i żyć od śmierci poprzez urodzenie do poczęcia. W drugą stronę. Bo według Jakoba proces umierania – biologicznie – jest równie aktywny jak życie. Dlatego śmierć nie różni się od narodzin. I dlatego ludzie, teoretycznie, mogliby rodzić się na milisekundy przed zgonem. Mieliby już na początku życia tę swoją życiową mądrość, doświadczenia i cały ten przychodzący z wiekiem spokój i rozsądek. Popełniliby już te wszystkie swoje błędy, zdrady i życiowe pomyłki. Mieliby już te wszystkie blizny i zmarszczki, i wszystkie wspomnienia i żyliby w drugą stronę. Ich skóra stawałaby się coraz gładsza, każdego dnia budziłaby się w nich większa ciekawość, włosy byłyby coraz mniej siwe, oczy coraz bardziej błyszczące i serce coraz silniejsze i coraz bardziej otwarte na przyjmowanie nowych ciosów i nowych miłości. I potem na samym końcu, który byłby początkiem, znikaliby z tego świata nie w smutku, nie w bólu, nie rozpaczy, ale w ekstazie poczęcia. Czyli w miłości”.
Nie uważa Pani, że życie od końca do początku byłoby lepszym pomysłem Programisty?
Serdecznie,
JLW
PS Nie ma już Pani pewnie w Busku i nie przesiaduje już Pani na sanatoryjnej ławce w T-shircie odbarwionym przez siarkę i niedbale spiętych włosach. Warszawa wezwała Panią, przywołała do porządku, prawda? Ale pytania mogę przecież zadawać, prawda? Jedno pytanie na jeden dzień lub jedną noc? Z pełnym prawem odrzucenia wszystkich lub wybranych pytań. Mogę, prawda?
Pytanie #1. Który raz był dla Pani ważniejszy: ten pierwszy czy ten ostatni?