Nocą gadamy o podróży. Przeżywam na nowo Delfy. Hieratyczny kuros idzie przed siebie z na wpół przymkniętymi oczyma. Jeszcze jeden krok i z kamiennego kolosa zamieni się w zwinnego, klasycznie pięknego atletę, podrabianego przez kolejne stulecia. Grecka sztuka jest wyrwaniem się starożytnym kanonom. Zajmowaniem ziemi niczyjej, podobnym do greckiego zasiedlania wybrzeży i wysp. Grecy w przeciwieństwie do Chińczyków, Egipcjan czy Żydów nie powtarzali wyłącznie boskiej, nienaruszalnej tradycji. Zakładali miasta – państwa i tworzyli dla nich nowe ludzkie prawa. Solon – ustrój Aten, Likurg Sparty.
Tajemnicę, jakim cudem w ciągu czterystu, pięciuset lat Grecy przeszli od sztuki pregeometrycznej, prawie aborygeńskiej, do marmurowych, klasycznych rzeźb, Pietuszka zostawia mnie. Jego gnębi żal, że w tę swoją podróż marzeń mógł się wybrać dopiero po czterdziestce. Mity greckie wolał w dzieciństwie od lekcji religii. Działały bardziej na wyobraźnię. Przynajmniej coś mu tłumaczyły: Ukochana ciocia miała charakter i urodę Afrodyty, inna temperament zazdrosnej Hery, wujek był podobny do Aresa.
Ojciec i matka w wiecznym sporze, niby Ateny ze Spartą. On wojskowy, nie rozumiejący zniewieściałe – go zainteresowania syna sztuką. Ona emocjonalna, rozgadana dekoratorka warszawskiej brzydoty. Archetyp małżeństwa?
– Pietuszka, a może byśmy się jednak nie pobierali? Kłopoty z papierami, to nie ma sensu. Czy ślub coś zmienia?
– Nic.
Uzgodnione. Będziemy mieli bękarta.
Sen rozbija łupanina z dyskoteki, dogryzają komary.
– Śpisz?
– Nie, mdli mnie i z przejedzenia, i z głodu jednocześnie, nieźle, nie? Jeżeli nie poroniłam w taki upał i nie wytrzęsło Maleństwa na tych cholernych drogach, to już na pewno donoszę.
– A gdybyś opisała, dzień po dniu, co się z tobą dzieje?
– Pamiętnik ciąży? Faceci nie uwierzą. Alkoholizm, polityka, z osobistych rzeczy impotencja – to jest godny temat. Cierpienie, zmaganie się z sobą samym. Jakieś rodzenie, ciąża? Niemęskie, niekulturalne. Baby powiedzą: „Wielka rzecz, brzuch sama nosiłam, nikt mi się tu mądrzyć nie będzie”.
Piotr zapala światło. Macha rękoma dla napędzenia sobie racji.
– Urodziły i co? Czytałaś taką książkę? Dla feministek za kobiece, dla pisarek banalne, bo normalne. A to jest niesamowite: nosisz małą perłę, człowieka. Czujesz inne zapachy, wszystko się zmienia, rewolucja. Spróbuj, przecież nie zjedziesz w ginekologię.
– Pietuszka – zastanawiam się – to cholernie intymne.
– Nikt tego nie opisał. Albo landszafty macierzyństwa, albo skrobanki. Co ci szkodzi?
– Nałkowska – Granica, Gretkowska – Macica. Musiałabym się cofnąć do… kiedy? Lipiec? Maj? Opisać wędrówkę po znachorach i szpitalach… Lapis lazuli.
Mam zatytułować Ciążownik Pietuszkinl