Литмир - Электронная Библиотека
A
A

18 I

Dziennikarka podniecona moim stanem odmiennym. Wydaje się, że kompletnie odmiennym od tego, co się może przydarzyć kobiecie.

– Wydawca powiedział o pani ciąży.

– Taak?

– Udzieliłaby pani wywiadu?

– O czym?

– No, jak to o czym… taka niezależna, skandalizująca… i dziecko… to przełom w życiu.

– Co to ma do niezależności? A w ogóle dlaczego pani mówi takim tonem, jakbym była pierwszym facetem, który zaszedł w ciążę? – odkładam słuchawkę.

Ciężarna pornografia. Sensacja.

Nie wierzyłam w starość, że może napaść w jeden dzień, wdrapać się na człowieka jak garb. Niedołężność po chorobie, powoli, niezauważalnie – zwykłe starzenie, tak. A tu hop! Nie mogę się ruszyć. Stoję w olbrzymim magazynie budowlanym i przejście parunastu metrów do Piotra, wybierającego deski na podłogę, jest udręką. Człapię, łapiąc się kranów, cegieł.

– Wziąć cię na ręce? – Pietuszka jest heroiczny. Nie udźwignąłby mnie (nas).

– Lepiej załaduj w wózek – macham nogami, żeby w kręgosłupie skontaktowały nerwy, mięśnie i puścił ten cholerny ucisk. Miednica służy nie tylko do chodzenia. Coś tam się poszerza przed rodzeniem i wyłącza nogi.

Wybraliśmy kafelki w Piasecznie, meble kuchenne na Grójeckiej, podłogę w centrum. Poddajemy się.

– Zostawmy szafy, niech montują jakiekolwiek, nie mam siły – Piotr skręca na Muranów. – W Szwecji mamy podłogę w kolorze rzygów chorego kota i jest dobrze.

Też wydaje mi się absurdalne pochylanie nad każdym desenikiem i odcieniem kafelka. Kapitulujemy.

Nocą wiatr wywiewa z okna uszczelkę – szalik. Kulimy się pod kołdrą. Mroźny wiatr ze wschodu łomocze w szyby, prawie zrywa czerwone latarnie u Chińczyków naprzeciwko.

Mistyczny behawioryzm. Mówię do Poli: – „Spokojnie” – i przestaje się wiercić.

Dawniej była w wielkim worku, podskakiwała w nim, szamocząc się na wszystkie strony. Worek rozpychał się dla niej. Teraz chyba ona go rozciąga. Mam ją już pod żebrami (elegancko mówiąc: pod sercem).

Nie wytrzymujemy na Pieniądze to nie wszystko Machulskiego. Nie tyle nudy filmu, ile parsknięć publiczności. Nie załapujemy się na chichoty, wychodzimy pokonani. Wynarodowiliśmy się czy co?

119
{"b":"88977","o":1}