Dziennikarka podniecona moim stanem odmiennym. Wydaje się, że kompletnie odmiennym od tego, co się może przydarzyć kobiecie.
– Wydawca powiedział o pani ciąży.
– Taak?
– Udzieliłaby pani wywiadu?
– O czym?
– No, jak to o czym… taka niezależna, skandalizująca… i dziecko… to przełom w życiu.
– Co to ma do niezależności? A w ogóle dlaczego pani mówi takim tonem, jakbym była pierwszym facetem, który zaszedł w ciążę? – odkładam słuchawkę.
Ciężarna pornografia. Sensacja.
Nie wierzyłam w starość, że może napaść w jeden dzień, wdrapać się na człowieka jak garb. Niedołężność po chorobie, powoli, niezauważalnie – zwykłe starzenie, tak. A tu hop! Nie mogę się ruszyć. Stoję w olbrzymim magazynie budowlanym i przejście parunastu metrów do Piotra, wybierającego deski na podłogę, jest udręką. Człapię, łapiąc się kranów, cegieł.
– Wziąć cię na ręce? – Pietuszka jest heroiczny. Nie udźwignąłby mnie (nas).
– Lepiej załaduj w wózek – macham nogami, żeby w kręgosłupie skontaktowały nerwy, mięśnie i puścił ten cholerny ucisk. Miednica służy nie tylko do chodzenia. Coś tam się poszerza przed rodzeniem i wyłącza nogi.
Wybraliśmy kafelki w Piasecznie, meble kuchenne na Grójeckiej, podłogę w centrum. Poddajemy się.
– Zostawmy szafy, niech montują jakiekolwiek, nie mam siły – Piotr skręca na Muranów. – W Szwecji mamy podłogę w kolorze rzygów chorego kota i jest dobrze.
Też wydaje mi się absurdalne pochylanie nad każdym desenikiem i odcieniem kafelka. Kapitulujemy.
Nocą wiatr wywiewa z okna uszczelkę – szalik. Kulimy się pod kołdrą. Mroźny wiatr ze wschodu łomocze w szyby, prawie zrywa czerwone latarnie u Chińczyków naprzeciwko.
Mistyczny behawioryzm. Mówię do Poli: – „Spokojnie” – i przestaje się wiercić.
Dawniej była w wielkim worku, podskakiwała w nim, szamocząc się na wszystkie strony. Worek rozpychał się dla niej. Teraz chyba ona go rozciąga. Mam ją już pod żebrami (elegancko mówiąc: pod sercem).
Nie wytrzymujemy na Pieniądze to nie wszystko Machulskiego. Nie tyle nudy filmu, ile parsknięć publiczności. Nie załapujemy się na chichoty, wychodzimy pokonani. Wynarodowiliśmy się czy co?