Od rana do nocy Miasteczko. Kolacja: pieczone ziemniaki i kurki z naszego lasu. Wydzielam sobie widelcem na talerzu deser – same kurki. Siedzimy nad talerzami, światło lampy otacza nas aureolą. Prawdziwy dom parujący zapachami, ciepłem.
Koniec idylli, Pietuszka idzie na noc do swoich wariatów.
Przed zaśnięciem podziwiam w nocnym wydaniu wiadomości Madlenkę Albright.Tak bardzo przypomina moją mamę – psychiatryczną oddziałową. Z przekorną inteligencją w srogim oku robi porządek wśród szaleńców. Temu na uspokojenie, tego wypisać, tego w pasy i zbombardować zastrzykami. Pielęgniarka światowego domu wariatów.
Madlenka wystąpiła dzisiaj w garsonce i ozdobach, które paranoikowi (wnikliwemu obserwatorowi związków przyczynowo – skutkowych) skojarzyłyby się z tajnym szyfrem. Rozmowy palestyńsko – izraelskie, a Madlenka błyska porozumiewawczo złotym łańcuchem, broszką z winogron (szczep winny, plemiona izraelskie w walce z Kanaanitami). Klapy marynarki wycięte w dziwaczne ząbki, przypominające do złudzenia język flagowy. Albright kolekcjonuje broszki. Nigdy nie zakłada dwa razy tej samej… Dziwactwo czy taktyka służb specjalnych…?