Литмир - Электронная Библиотека
A
A

28 XI

Paskudny dzień. Po spacerze dzwonię do banku. Oczywiście honorarium za dziesięć treatmentów nie doszło. Nigdy nie dochodzi na czas, spóźnia się miesiąc.

Niby jest umowa, my ze swojej strony jej dotrzymujemy – idiotycznie i nerwicowe W Polsce, jeżeli chce się być słownym, traktują cię jak przygłupa. Nigdy nie zawaliłam żadnego terminu. Może od „artysty” wymagany jest jednak ten luzik, nonszalancja i olewanie zobowiązań? Ale to księgowi, Produkcja zachowują się beztrosko – mańana, my natomiast, jak sztywni biurokraci, gryzipiórki przestrzegający umów. Po miesiącu dopytywań: „Kiedy? Na pewno?”, czuję, że zdobyłam te pieniądze. Nie zarobiłam, ale sprytnie wyciągnęłam komuś z kieszeni.

Wolny zawód kojarzy mi się często w Polsce z wolnością robienia kogoś w ciula („artysty”). Pani redaktor z „Cinemy”:

– Prosimy o artykuł, my tacy malutcy, cieniutcy, honorarium będzie tyci, tyci.

– OK, minimalne – zgadzam się

– Bo my mamy taką formułę: „Wywiad pisarza z samym sobą…”

Wysyłam tekst i po wydrukowaniu cisza. Nie dobijam się o te grosze, więcej już wydałam do nich na telefony i faksy z korektą. Nie podpisałam żadnej umowy (traktując dane słowo jako słowo honoru), nie zapłacili. Ten artykuł jest mój, pani redaktor, i nie będę nawet panią prosić o pozwolenie przedruku. (Pietuszka, mój ani – mus – z polskiego „animusz” – odradza: „Nie traktuj pamiętnika jako wyżywania się na bliźnich”. Ale to jest pamiętnik. Nie codziennie wzruszam się do łez Polcią i niewinnością wiewióreczki, oblatującej regularnie o jedenastej sosnę naprzeciwko okna. Bywa, że we mnie buzuje, gdy przypominam sobie ten wyłudzony ode mnie tekst.)

Jawnogrzesznica

Mam dokonać dość trudnej sztuczki – wyjąć kapelusz z królika, czyli przeprowadzić wywiad ze sobą. Czyli co? Pindrzyć się przed sobą samą? „Bardzo ciekawe” – kusiła pani redaktor. Ciekawe jest odpowiadać na znane sobie pytania? To żaden wywiad, to spowiedź, w dodatku jawna, publiczna. Więc jako jawnogrzesznica przystępuję do tego medialnego sakramentu.

1. Nie będziesz miał cudzych bogów przede mną Dla pisarza bogiem powinna być literatura. Kiedy je, kocha, myśli, gdzieś stuka licznik wyrazów i toczy się fabuła. A kino bywa dla literata poślednim bożkiem, może nawet demonem, któremu rzuca się pogardliwie haracz jakiegoś scenopisu. 1 złoty cielec wypłaca hollywoodzkie tantiemy. Chyba jestem heretykiem, bo dla mnie kino jest równorzędne literaturze. Wolę zobaczyć jeden przeciętny film, niż przewertować dziesięć kiepskich książek. Jestem z pokolenia, które zanim nauczyło się czytać, oglądało historyjki w telewizji. Oczywiście literatura ma inne środki niż kino, ale jej także chodzi o stworzenie żywych postaci, realnego świata z historyjek lub wrażeń. Zobaczenie własnego wytworu fantazji, zbudowanego z literek na ekranie, jest dość pouczającym przeżyciem. Widać jak na dłoni (to znaczy na ekranie) wady wymyślonego świata lub jego zalety. Godziny spędzone na analizowaniu adaptowanego tekstu są także lekcją pisarstwa: konstrukcji, psychologii. Wywyższanie się literatury ponad film bierze się pewnie z chęci odwetu za pisarzy poniżanych przez kino. Hłasko uważał, że Ford z jego Ósmego dnia tygodnia, opowiadania o tkliwości i rodzącym się uczuciu, zrobił opowiastkę, jak trudno znaleźć miejsce, gdzie można się spokojnie pierdolić. Prawdopodobnie najlepszy pisarz to martwy pisarz, nie komentujący pracy reżysera. Zaletą żywego pisarza jest to, że może być na planie filmowym i ratować, co się da, ze swego dzieła. Zanim zostanie wyrzucony przez ekipę.

2. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego Jestem na tyle sobą, że wystarczy, by zostać ekshibicjonistką. Półnagi facet w parku, rozchylający płaszcz dla przygodnej publiczności, obnaża siebie. Gdyby czerpał przyjemność (dla niektórych jest ona podnieceniem, dla innych pieniądzem) z pokazywania kogoś innego, byłby alfonsem, menedżerem lub impresariem. Pisarz jest ekshibicjonistą, nawet jeśli tworzy sobie ze wstydu lub talentu zasłony innych postaci. Zdziera z siebie i bliźnich skórę, skalpy myśli, by uszyć zgrabną powieść. Niby perwersyjny doktor Hannibal z Milczenia owiec. Kto nie jest takim zboczeńcem? Może Czesław Miłosz. Nobliście wolno już odsłaniać swoją intymność, delektować się sukcesami i błędami, pokazywać półnagą duszę. On jest już na Parnasie, między zabalsamowanymi na wieczność. Pomnik do podziwiania, a nie sadomasochistyczny peepshow do podglądania.

PS. Koło mojego domu jest wiele jezior, ale od jednego z nich wyczuwam specjalną sympatię, więc nazwałam je Jeziorem, Które Mnie Lubi. Codziennie wpatruję się w jego toń odbijającą moją twarz. Być może dlatego tak je lubię, a ono mnie? Niestety, przez pół roku jest zamarznięte i nic nie widać. Gdyby Narcyz żył jak ja koło zimnego Sztokholmu, to wpatrując się w swoje odbicie, zostałby prędzej bałwanem niż kwiatem.

3. Nie zabijaj

Jestem niekulturalna. Nie chodzę do teatru, mimo że moimi przyjaciółmi są reżyserzy teatralni. Przynajmniej jest jasne – spotykam się z nimi nie dla ich sztuki czy prestiżu. Teatr mnie nudzi. Z kinem to co innego. Budzi skrajne emocje. Kiedy pracowałam dla Żuławskiego, chciał mnie zabić. Ale i tak miałam szczęście, że to on mnie. W tandemie scenarzysta – reżyser z reguły ktoś kogoś chce wykończyć (dla dobra sztuki) i mordercą zostaje ten bardziej sfrustrowany.

4. Nie pożądaj

Zazdroszczę Seinfeldowi. Ten grzech podpada bardziej pod paragraf Pycha niż Zazdrość, bo jak można porównywać się z Seinfeldem, zarabiającym milion zielonych za jeden odcinek serialu? Nie chcę powiedzieć, że pod wpływem tej zazdrości rzuciłam się do pisania Miasteczka dla TVN – u. Po prostu w mojej karierze pisarza gminnego (gmina Warszawa Centrum) dostałam zamówienie na serial. Czemu by nie spróbować? Zabawiać się konwencją, zobaczyć produkcję tasiemca od kuchni? Robiłam w fabule, w teatrze telewizji, warto spróbować czegoś nowego. Uwielbiam seriale, jest w nich coś z powieści w odcinkach, jaką zaczytywali się nasi dziadkowie. Kronika obyczajów, marzeń i kiczu. Serial Seinfelda (nadawany na odkodowanym Canal+) jest genialny, bo śmieszny. Potwornie, przewrotnie śmieszny. O wiele łatwiej pisać tragedie, gdyż są wszędzie zrozumiałe i można je puszczać bez dubbingu. Każdego wzruszy krzywda sierotki, pogrzeb bohatera. Tragedie, jak dwie ostatnie wojny, są światowe, dowcipy lokalne albo środowiskowe. Seinfeld uprawia absolutne mistrzostwo komedii i zaśmiewa się z nim i z niego cały świat. Wszyscy natomiast niemal wyśmiewają13. Posterunek. Moja rodzina uważa, że oglądanie tego – to dziwactwo, znajomi, że perwersja. Z małoletnim siostrzeńcem zamykamy się w pokoju i rechoczemy, bo 13. Posterunek to współczesna wersja komedii dell’arte (Kasia – Kolombina, Czarek – raz Pantalone, raz Arlekin) dla maluczkich – Siostrzeniec ma dziesięć lat, ja trzy razy więcej, ale do maluczkich należy Królestwo Boże i zniżki szkolne.

5. Nie kradnij

Ten grzech w filmie dotyczy głównie kręcących całym interesem – czyli producentów. Są to najbarwniejsze postacie kina. Łączą w sobie talenty nie do pogodzenia: zmysł interesu, wyczucie artystyczne, improwizacje i żelazny budżet. Nie spotkałam dotychczas producenta, który by mnie oszukał. Ale wiele razy miałam wrażenie, że moje honorarium będzie tylko honorowym uściśnięciem dłoni, bo interes splajtuje. Kiedyś w ostatnim momencie (zanim producent zniknął w areszcie) dostałam wypłatę w ciemnej sali kinowej na jakiejś szykownej premierze. Zwitek banknotów podanych pod fotelem. Liczyłam pieniądze (zgadzało się co do grosza) w świetle lampki komórkowca. Producent nie jest banalnym bankierem, nie wypłaca w okienku. Jeżeli już musi zapłacić, robi to z fantazją. Na przykład firma Skorpion przyniosła do domu zaliczkę i chcąc się upewnić co do mojej tożsamości, przepytała mi ojca ze znaków zodiaku najbliższej rodziny. Co tam numery dowodów osobistych, ludzie ze Skorpiona szukają ludzi z Koziorożca i Barana. Oczywiście producenci nie odwlekają wypłat z wyrachowania albo skąpstwa. Obracając potężnymi pieniędzmi, sami miewają potężne, bankruckie wpadki. Szwajcarski producent Szamanki jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć próbował pożyczyć ode mnie parę złotych na zapłacenie rachunku hotelowego z Bristolu. Nie miał akurat drobnych ani grubszych, zablokowanych gdzieś na szwajcarskich kontach. Sądzę, że producenci powinni robić filmy o sobie, skoro już za nie płacą. Ich przygody i kombinacje są ciekawsze od Matńksa czy innego filmu akcji, nagrodzonego Oskarami za efekty specjalne.

6. Nie cudzołóż

…bo Chińczycy i tak zrobią to lepiej (nic dziwnego, że jest ich ponad miliard). Wystarczy obejrzeć chińskie filmy o miłości. Zawieście czerwone latarnie, Triada, Żegnaj, moja konkubino, Cesarz i morderca. Zakazana miłość.

7. Grzech łakomstwa

Męki anoreksji opisałam w Sandrze K. Tylko ktoś lubiący jeść może się wczuć w jej nieszczęście. Z miłości do czekolady nie zostanę na pewno anorektyczką. Jestem po prostu uzależniona od mlecznej, z orzechami, gorzkiej i z nadzieniem. Za najnowszą książkę Silikon wydawca zapłacił mi część honorarium w Wedlu, Milkach i Nestle, wysyłanych paczkami do mojej pod – sztokholmskiej wsi. Szwedzka czekolada jest niezjadliwa, a innej kupić nie można na tutejszej prowincji, totalny monopol. Czy purytański protestantyzm jest winny temu, że szwedzka czekolada z braku słodyczy nie rozpuszcza się rozkosznie w ustach? Czyżby w narodowe smaki wmieszano narodowy charakter? Na przykład polski bigos to wymieszanie z poplątaniem. Zalanie alkoholem, zakiszenie się w sobie. No tak, wyznając swój grzech łakomstwa, popełniam inny: mówię fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu. Szkaluję polską, narodową kuchnię, jej przeterminowaną mentalność. Więc kończę tę grzeszną spowiedź.

73
{"b":"88977","o":1}