Przyjdą, nie przyjdą? O drugiej będzie makler. Zjawia się punktualnie i wystawia przed dom tablicę: „Wizyty”. Ewakuujemy się do Kerstin. Przed naszym domkiem zjawił się już pierwszy chętny do oglądania: osiedlowy Śmieciarz. Nie kupi, ale to jedyna okazja zobaczyć, jak mieszkają polskie dziwolągi.
Kerstin częstuje nas tradycyjnie zeschniętymi (kruchymi?) ciasteczkami. Pyta, czy nie wynajęlibyśmy jej naszego domu. Chce się wyprowadzić z willi Bjerra. Nie ma siły na prowadzenie Towarzystwa. Za rok wybudują w Grödinge dom starców, do tego czasu musi się gdzieś przechować. Nam potrzebne są pieniądze i zamknięcie szwedzkich spraw. Jeśli nikt nie będzie chciał kupić mieszkania, będziemy musieli wynająć, obiecujemy Kerstin pierwszeństwo. Żal nam jej. Bez rodziny, schorowana. Gdybyśmy zostali w Szwecji, być może przenieślibyśmy się do willi Bjerra, zajęli Kerstin i Towarzystwem Jungowskim.
Opowiadamy jej o Niedzieli Palmowej w Polsce. – Ja też nosiłam gałązki na tydzień przed Wielkanocą. Skrzyżowane bazie – przypomina sobie. – Gdzie?
– Aaa, kiedyś należałam do liberalnego Kościoła katolickiego.
Patrzymy po sobie z Piotrem: Kerstin w katolickim Kościele? Protestancko skrupulatna i new – age’owo zakręcona…
Ten liberalny Kościół miał coś wspólnego z Watykanem? – podpytujemy. Skądże znowu… ze Steinerem, Blawatzką i teozofią – wyjaśniła się tajemnica wiary Kerstin.
Po powrocie do domu zastajemy otwarte na oścież drzwi, wszędzie zapalone światła, Piotr szuka maklera:
– Ej, Eryk Olof! Gdzie jesteś? – Zagląda do łazienki, do schowka. Makler zniknął.
Telefon:
– Musiałem szybciej wyjść, mam jeszcze jeden pokaz mieszkania. Było u was trzech klientów. Jedna młoda para zainteresowana, oddzwonię.
Pietuszka ciemno widzi:
– Szwedzi nie są napaleńcy. Zanim kupią, zastanawiają się miesiącami, marudzą, liczą, przeliczają…