Wstaję nocą do kibla. W ciemnościach nie widzę siebie. Czuję ciężki pęcherz. Poduszki napuchnię – tych stóp i dłonie bez kilku palców. Boleśnie zaciskam ręce. Zdrętwiałe paluchy powoli odrastają na swoim miejscu. Przewracam nimi strony starych gazet, zostawionych w łazience. O, tydzień temu umarł Balthus. Czy to nie on groził swoim synom:.Jeżeli weźmiecie kiedykolwiek do ręki pędzel, poobcinam wam palce!” •
Chyba mam palcową obsesyjkę. Nimfetkowate ciała modelek Balthusa. Za niewinne na zwierzęco owłosioną płeć, zaklejoną dziewictwem między bezwstydnie rozchylonymi nogami. Żeby ją otworzyć pieszczotą, trzeba poślinić… palec.
Balthus, wymarzony ilustrator de Sade’a, oburzał się, gdy przypisywano mu perwersyjną wyobraźnię..Jestem malarzem religijnym!” – bronił się przed oceną ślepców, obmacujących jego obrazy.
A propos śmierci (Balthusa)… czy całe życie nie jest a propos śmierci?