Bunt Aniołów, czyli mój. Nie mam ochoty być dłużej anielsko cierpliwa. Ochoty – czy siły? Przytrzaśnięta w chatce pod lasem nie jestem samodzielna. Poszłabym na basen, ale… musiałabym prosić Piotra (zmęczonego) o podwiezienie. Sam o tym nie pomyśli, nie jego obolały brzuch. Wściekam się. Nie potrafię założyć butów, jestem zdana na jego pomoc. Nie mogę siedzieć, leżeć. Wyjść teraz też nie, jesienne buty nie nadają się na mróz, zimowe, przydeptane, nie nadają się do chodzenia. Bzik, bzik. Telefon od miłej dziewczyny z „Obcasów”. Chyba się na niej wyżywam, moją niemożność. Bądź zdecydowana, nie ustępuj mi – myślę, a głośno opowiadam o wszelkich przeszkodach w przeprowadzeniu ze mną wywiadu. O czym? O życiu prywatnym – piszę bardzo prywatną Polkę. O feminizmie? Dlaczego – bo jestem kobietą? Czym w Polsce jest feminizm? Naklejką „My jesteśmy te prawdziwe” i zwalczamy udawane. Ty nasza, ty nie. Jedna drugą załatwia w wyścigach o tytuł tej najmądrzejszej i najpiękniejszej. Kobieca solidarność. Wywiad o Szwecji? Też mnie nie interesuje. Musi być odpowiedź na wszystko?^ ja mam dziesiątki pytań, na które nikt mi nie odpowie. Jestem dzisiaj straszna bitch. Dobrze, że Pietusz – ka wyszedł.
Potrzebuję z kimś pogadać. Piotr bierze wszystko do siebie, że powinien to i tamto, że się skarżę. Chcę decydować o sobie – kiedy urodzę, jak. Nic nie zależy ode mnie. Szamoczę się, płaczę. Wiem, wiem… hormonalny zjazd. Strach przed czymkolwiek, przed sobą samą. Niczego nie umiem. Do niczego się nie nadaję. Nie mam prawa jazdy, nie mam pieniędzy.
Dzwoni wydawca: Co bym powiedziała na reklamę firmy ubezpieczeniowej, mglista propozycja. Dla mnie ostra kpina. Nigdy nie byłam ubezpieczona. Najlepszy dowód – sytuacja, w jakiej się znalazłam. Bezradna, nieubezpieczona od codzienności. Śpij, kochanie, śpij. Niech mi ktoś da w łeb na znieczulenie do jutra.