Dręczy mnie płeć – a tam płeć – płećka Maleństwa. Mam smak na kwaśne – więc chłopiec. Błyszczące oczy, piękna cera – znowu punkt dla chłopca.
Przeczucie podpowiada: chłopiec. Tak wyszło w tarocie, tak pokazały różdżki.
Dziewczynka? Czytam swoje zapiski o kobiecie idealnej: powinna być inteligentna, żeby potrafiła wybrać. Z poczuciem humoru, żeby umiała się z siebie samej śmiać, gdyby jednak wybrała źle. I dobra w łóżku, by mimo wszystko czerpała z tego satysfakcję.
Kręcą mi się włosy. Najpierw nieśmiałe pejsiki, po tygodniu angielskie loki za uszami. Wokół przedziałka proste druty. Wyglądam jak w peruce: siwo – blond sztywne włosy u góry i złociste, miękkie loki na dole. Charakter mięknie mi od macierzyństwa?
Telefon z Produkcji:
– Lecicie do Polski. Spotkanie z reżyserem, aktorami, obgadanie szczegółów.
Trochę się buntuję: zaraz, zaraz, mieliśmy pisać do dziesiątego października treatmenty, od dziesiątego do trzydziestego dialogi. Muszę mieć wolny listopad na Damy Polskie. Czegoś chyba nie zrozumiałam przez telefon: Tomek jednak dalej gra? Przecież zrezygnował pięć odcinków temu.
Jeszcze raz Produkcja:
– Gra, nie dogadaliśmy się. Pomieszała się numeracja odcinków.
Wygibasy scenariuszowe, tłumaczące zniknięcie Tomka pomyłką telefoniczną między Warszawą a Sztokholmem. Tomek też nie jest bez winy, pod koniec poprzedniej serii chciał się na pewien czas wy – miksować, zostawiając sobie możliwość powrotu. Wyjazd do ojca w Stanach zamiast uśmiercenia. Zarezerwował sobie rolę Jezusa, udającego się do Ojca Niebieskiego, z możliwością niezapowiedzianego powrotu (na Apokalipsę).
Pietuszka idzie do swojego zawodowego „Miłosiernika”. Zazdroszczę mu, chociaż to nieprzespana noc. Będzie z ludźmi, nawet z niedoleczonymi nadludźmi. Rozmawiamy wieczorem przez telefon. W ciemnościach, słuchając Piotra, zapominam, dlaczego jestem zmęczona, skąd obolałość. Do jutra niestrawność przejdzie – odruchowo dotykam wypukłości brzucha. Nie przejdzie, codziennie będzie gorzej.