Kiepsko, kiepściuchno. Polka urządziła nocne harce. Nie nogami, ale głową i rękoma. Dobijała się do wyjścia? Kuksańce zamieniły się w skurcze. Zanim się skończyły, byłam pewna: nie dam rady. Nie dla mnie. Poproszę cesarskie.
Czytam o znieczuleniach. Bohatersko rezygnuję nawet z tego w kręgosłup, jedynie maska z gazem rozweselającym. Zapominam o postanowieniu po paru powracających skurczach: Narkoza, please!
Piotr „czuje się odpowiedzialny za poród”.
– Pietuszka, wybij to sobie z głowy. Będziesz odpowiedzialny za dowóz do szpitala, reszta… to tak, jakbyśmy się mieli czuć odpowiedzialni za płeć dziecka, zupełnie poza kontrolą. Mogę tylko ufać, że podczas porodu moje ciało poprowadzi automatyczny pilot instynktu, na siebie samą nie mam co liczyć…
Upiekłam sernik. Ostatni taki przed? Piotr eksperymentuje z sosem: curry, czosnek, por, gruszki, pomidory. Gotuję do tego ryż jaśminowy. Przeterminowany jaśmin cuchnie klejem, niezjadliwe. Jemy sam sos. Też mi się kojarzy, z SOS – Ratunku, już za kilka dni!