Gdyby plan zawiódł, tylko tak zdołałby uratować życie. Z góry dobiegało przeraźliwe skrzeczenie ranionej bestii. Ziemia drżała od spazmatycznych uderzeń gigantycznego cielska. Doświadczony łowca potrafił wyczytać z tych dźwięków stan ofiary, ale dla Naro było to pierwsze polowanie w życiu, mógł więc jedynie kulić się w dole, czekając na śmierć: swoją, reszty wojowników bądź bestii. A może wszystkich pospołu.
Kilkanaście spęcznień błony później rozległ się głośniejszy łomot i nagle ziemia przestała wibrować. Naro, przypominając sobie instrukcje starego łowcy, spróbował podnieść osłonę. Rozprostował lekko nogi, jednakże poczuł opór. Pchnął mocniej – z równie marnym skutkiem. Coś leżało na jego kryjówce. Coś bardzo, ale to bardzo ciężkiego. Powalony hryll. Zatem łowy były udane, pomyślał, czując dumę, że nie zawiódł. Idąc za radą starca, użył dźgaka, by sprawdzić, czy bestia zareaguje na ból. Ostry koniec kości wbił się w ciało drapieżnika, a to natychmiast zadrżało i poruszyło się niespokojnie.
Trudno, trzeba czekać. Ranny hryll straci w końcu siły. Jeśli w pobliżu są jakieś mniejsze drapieżniki, skona, zanim pierwsze ze słońc zdąży dotknąć szczytów gór. Jeśli nie ma w okolicy zwierza chętnego do dobicia i pożarcia giganta, Wojownicy Kości będą musieli poczekać, aż większe słońce zniknie za horyzontem. A gdy cielsko bestii przestanie wreszcie reagować na kolejne dźgnięcia, wyjdą z dołów, by oprawić upolowanego hrylla i zabrać wszystkie cenne kości, które posłużą im do wyrobu znakomitej broni i pancerzy.
* * *
Henryan nie zobaczył, jak młodzi łowcy oprawiają upolowanego hrylla, Suhurowie nie opuścili bowiem swych kryjówek do zakończenia jego wachty. Za to był pewien jednego – niedoświadczeni Wojownicy Kości nie zdążyli zranić hrylla, nim ten dokopał się do ich przewodnika. Stary tkwił wciąż w swoim dole, gdyż drapieżnik nie zdołał wyciągnąć go na powierzchnię, lecz masywne szczęki zadały mu tyle ran – obsługa centrum obejrzała je bardzo dokładnie, po tym jak naukowcy przejęli kontrolę nad większością kamer – że nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Nawet gdyby młodzi łowcy wydostali się ze swoich dołów wcześniej, czego żaden z nich nie zrobił, chociaż tylko trzej zostali przygnieceni przez zdychającego hrylla.
Święcki, obserwując to polowanie z perspektywy nanokamer, zastanawiał się, czy stary Suhur był zły na podopiecznych za to, że spóźnili się z atakiem, czy raczej dumny z tego, że garstnia, którą poprowadził na polowanie, pokonała najpotężniejszego lądowego drapieżcę tej planety. Nie mógł tego wiedzieć. A raczej nie chciał. Gdyby sprawdził na kolejnej zmianie zapisy z tej sesji, znalazłby zapewne transkrypcje wszystkich rozmów Suhurów przed łowami, w ich trakcie i po zakończeniu. Jakie to jednak miało znaczenie? Stary łowca zginął tak, jak zapewne pragnął: w starciu z najgroźniejszym przeciwnikiem. Zdążył też przekazać zdobytą wiedzę kolejnemu pokoleniu Wojowników Kości, zanim wiek i choroby skazały go na powolną i bolesną agonię. A młodzi, wspominając go, jak on wspominał wcześniej swojego mentora i jego poprzedników, nie pozwolą, by przekazana im wiedza poszła w niepamięć.
Cztery godziny standardowe po powaleniu bestii Henryan skończył pracę. Zdał stanowisko swemu zmiennikowi z wubecji, odmeldował się i ruszył w kierunku stacji kolejki. Zatopiony w myślach odczekał na peronie, aż skończy się szczyt, a gdy nadjechał pierwszy luźniejszy wagonik, wsiadł do niego, nie rozglądając się wokół.
Tym razem znalazł sobie miejsce siedzące – głównie po to, by sprawić problem temu, kto zamierzał podrzucić mu kolejny kryształ. Obok niego przystanęły dwie kobiety. Obie były niewysokie, jedna należała do personelu medycznego, druga – nieco tęższa od koleżanki – nosiła mundur służb technicznych. Zwrócił na nie uwagę, ponieważ miały na głowie naczolniki, a w uszach słuchawki i z wypiekami na twarzy oglądały jakiś przekaz. Rozłączyły się, dopiero gdy kolejka minęła sektor wubecji.
Medyczka pokręciła głową.
– Potworność – rzuciła, spoglądając w przestrzeń.
– Potworność i bezsens – dodała jej koleżanka.
– Bezsens? – zdziwiła się medyczka.
– Z tego, co zrozumiałam – techniczka zmarszczyła brwi, jakby się koncentrowała – młody zwierzak przyniósł myśliwym wiadomość, że mają się udać do jakiegoś miejsca i złożyć ofiarę. Z siebie, rzecz jasna.
– Poważnie? – zapytała medyczka, a potem prychnęła z odrazą. – Durne zwierzaki.
Henryan posmutniał, słysząc te słowa.
DWANAŚCIE
System Xan 4, Sektor X-ray,
10.09.2354
– Wybaczcie, sierżancie, nie zrozumiałem, co powiedzieliście. – Valdez oderwał się od czytnika. Wzrok miał mętny, wyglądał, jakby wyrwano go z głębokiego zamyślenia. – Możecie powtórzyć?
Święcki uśmiechnął się pod nosem, widząc zaczerwienione oczy porucznika.
– Ujmę to zgrabniej i krócej, sir. Musimy przetestować oprogramowanie identyfikacyjne.
– Oprogramowanie identyfikacyjne? – Adiutant dowódcy nadal nic nie rozumiał. – Po jaką cholerę chcecie je testować? Czy nie wyraziliśmy się wystarczająco jasno? Macie zatykać dziury w systemie, a nie wyłapywać ludzi zamieszanych w incydenty.
– Wiem, sir. Nie zamierzam nikogo ścigać. Analizując systemy zabezpieczeń, na pańskie polecenie zresztą, zauważyłem, że pracujemy na bardzo starej wersji tego oprogramowania.
– Co wy wygadujecie, Pry? – Valdez zrobił wielkie oczy. – Aktualizujemy wszystko jak leci. Ilekroć otrzymujemy transmisje nadświetlne.
Henryan uśmiechnął się znacząco, wskazując brodą na konsolę przełożonego. Porucznik potrzebował kilkunastu sekund, by dotrzeć do odpowiednich logów.
– A to skurwyklon – jęknął, przerzucając kolejne zapisy. – Jak on to zrobił?
– To przecież banalnie pro… – zaczął Henryan, ale zamilkł w pół słowa, widząc uniesioną dłoń przełożonego.
– Tak, wiem. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie zauważyliśmy tego wcześniej.
– Ukrycie tych zmian też nie było trudne, zwłaszcza że Seifert wiedział doskonale, jak przekierować dane, by w logach było info o…
– Nie traktujcie mnie jak durnia, Pry.
– Myślałem, że…
– To źle myśleliście – obruszył się porucznik. – Może jestem zmęczony, ale na pewno nie głupi. Wiem, jak to można zrobić, potrzebowałem tylko chwili czasu, by sobie to wszystko poskładać. Do siebie mówiłem, nie do was – wyjaśnił na koniec usprawiedliwiającym tonem, po czym zamyślił się głębiej, co zaniepokoiło Henryana.
– Mogę przeprowadzić losowy test tej wersji oprogramowania, którą mamy – zaproponował szybko.
– Po co?
– Żeby sprawdzić, dlaczego Seifert zadał sobie tyle trudu.
– To chyba oczywiste – prychnął poirytowany zastępca dowódcy.
– I jak to zrobił – dodał Święcki.
Valdez wykonał ponaglający gest.
– Siadajcie, Pry, na dupie i bierzcie się do roboty. Stary nie może się o tym dowiedzieć. Przeprowadźcie test losowy na… dziesięciu osobach, to powinno wystarczyć. Skrajne warunki. Gradacja progresywna. Jeśli zauważycie, że coś jest nie tak, skasujcie to draństwo w diabły i zainstalujcie nową, czystą wersję oprogramowania. Zdążycie do końca zmiany? – Sierżant pokręcił z powątpiewaniem głową. – Przekieruję wszystkie bieżące zadania na chłopaków z czwartym poziomem dostępu – obiecał porucznik. – Miejmy nadzieję, że zwierzaki nie zrobią dzisiaj niczego, co będzie wymagało zaangażowania całego zespołu…
– W takim razie biorę się do roboty, sir. – Henryan zasalutował sprężyście, robiąc natychmiast przepisowy zwrot, by porucznik nie zauważył, jak bardzo ucieszył go ten rozkaz.
Nie tylko zarobił kolejnego plusa u przełożonych, ale zyskał też szansę na wyrobienie sobie lepszej pozycji negocjacyjnej w kontaktach z Bogami. A ta była mu teraz bardzo potrzebna. Tylko spiskowcy mogli mu pomóc w realizacji pewnego ryzykownego planu. Gdyby nie zmiany w oprogramowaniu, musiałby prosić ich o przysługę, co oznaczałoby konieczność zrobienia czegoś dla nich, a tego, z wiadomych względów, wolał uniknąć. Jeśli udowodni im jednak, że jest w stanie namierzyć każdego, spiskowcy powinni zrozumieć, że lepiej z nim nie zadzierać. Kobietę, która odebrała od niego kryształ, mógł znaleźć w znacznie prostszy sposób, na przykład przyciskając Zajcewa, który musiał ją znać, ale zamierzał rozegrać to po swojemu, aby Bogowie otrzymali wyraźne ostrzeżenie.