Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Najpierw sprawdzili wolne śluzy w górnym sektorze wieży. Wyglądało na to, że są zbudowane podobnie do tych funkcjonujących na każdym ziemskim okręcie przestrzennym. Niestety wszystkie były zamknięte, a na litej powierzchni metalu nie zauważyli żadnego panelu, przycisku ani uchwytu. Niczego, co pozwalałoby na otwarcie zewnętrznych włazów śluzy. Sprawdzali więc kolejne sektory, w których uprzednio dostrzegli puste miejsca na dokowisku.

Podczas gdy Bourne i Iarrey analizowali budowę śluz, Nike nadzorował pracę sześciu szperaczy i sporządzał szczegółowy trójwymiarowy plan pomieszczenia. Między innymi mapował odkrywane korytarze, ale już po sprawdzeniu trzech zyskał pewność, że nie tędy droga. Wszystkie były zamknięte na głucho, czemu się specjalnie nie dziwił. Pod kopułą nie było powietrza, więc żaden z tych otworów nie mógł prowadzić do wnętrza dziwnego statku. Pustka wyssałaby każdy atom gazu, gdyby choć jeden korytarz był nieszczelny. Nike zostawił więc sobie żmudne sprawdzanie tuneli na koniec i zabrał się do skanowania najniższej części niecki. Tu czekała na niego niespodzianka.

– Panowie – przywołał obu oficerów.

Iarrey nie zareagował, za to Bourne od razu podszedł do stołu.

– Mam nadzieję, że to coś ciekawego – mruknął, ocierając pot z czoła.

Nie zmniejszyli temperatury w sterowni, mimo że Morrisey opuścił mostek.

– Chyba znalazłem rozwiązanie naszego problemu. – Nike przełączył wizję z kamer pierwszego robota na ekran główny. – Proszę…

Porucznik spojrzał najpierw na podstawę wieży tonącą w plątaninie rur i dziwacznych konstrukcji niewiadomego pochodzenia, potem zaś na uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka.

– Doprawdy? – zapytał ostrożnie.

– Nie widzi pan nic szczególnego? – zdziwił się Nike.

– Prawdę mówiąc, nie widzę tu nic prócz masy śmiecia.

Uśmiech ponownie zagościł na twarzy kadeta.

– Czy to – wskazał palcem na jeden z leżących na dnie elementów – nie wygląda znajomo?

Bourne zmrużył oczy, a następnie przysunął do siebie klawiaturę wirtualnej konsoli hologramatora. Wykonał tę samą serię analiz porównawczych, którą przed chwilą zakończył Nike. Z takim samym rezultatem.

– Mógłbyś tu pozwolić, Iarrey? – spytał, gdy ostatnia para obrazów zlała się w jedno.

Tym razem pierwszy oficer oderwał się od swojego zajęcia. Podszedł do nich i zapoznał się z efektem pracy Bourne’a. Szybko przebiegł wzrokiem ostatnie obliczenia i uśmiechnął się szeroko.

– Moje gratulacje, synu – powiedział, klepiąc kadeta po ramieniu.

* * *

– Jak pan widzi, sir, możemy wejść do statku, nie zostawiając żadnych śladów – stwierdził Iarrey.

Zdumiony Morrisey obserwował robota przez jedno z okien w pałąku prowadzącym do węzła cumowniczego.

– Jak wyście go tam wprowadzili? – zapytał szczerze zdziwiony.

– To zasługa naszego młodego przyjaciela, sir. – Iarrey wskazał na Nike’a. – Niech sam powie.

– No, synu, słucham…

Fotel zrobił pół obrotu i wyprężony jak struna kadet znalazł się w polu widzenia dowódcy.

– Podczas kompletowania skanów do hologramu znalazłem u podstawy wieży cumowniczej uszkodzoną kapsułę ratunkową z otwartym włazem. Musiała odpaść od stanowiska cumowniczego podczas katastrofy statku. Porucznik Iarrey zbadał dokładnie mechanizmy dokujące i okazało się, że są to czysto mechaniczne zabezpieczenia. Użyliśmy kilku małych autograwów i podnieśliśmy kapsułę do jedynego wolnego stanowiska w szczytowym segmencie. Po wpasowaniu pierścienia dokującego w kołnierz węzła śluza otworzyła się automatycznie. Robot umieszczony uprzednio w kapsule dostał się do wnętrza, a my odciągnęliśmy ją po chwili, symulując odpalenie. Śluza zewnętrzna automatycznie się zamknęła, za to drugie drzwi stanęły przed nami otworem.

– Oto analiza składu atmosfery wewnątrz statku. – Iarrey podał kapitanowi czytnik.

– Na moje oko niewiele różni się od ziemskiej – powiedział Morrisey po chwili. – Analiza flory bakteryjnej?

– Niczego nie znaleźliśmy. – Tym razem sprawę zreferował Bourne. – Atmosfera jest sterylna jak wnętrze flaszki po bimbrze, ale mimo podobieństw w składzie chemicznym nie polecałbym rozszczelniania skafandrów nawet w krytycznej sytuacji.

– A kto tu mówi… – Morrisey przerwał i zamyślił się głęboko. – Dane, które zebraliście, wskazują jednoznacznie na to, że Obcy podobnie jak my oddychają tlenem. Możemy zatem założyć, iż mamy do czynienia z białkową formą życia.

– To wysoce prawdopodobne – przyznał Iarrey. – Sądząc po wielkości włazów, przycisków, uchwytów czy fotela w kapsule, byli wyżsi od nas i masywniej zbudowani. Mogli mieć nawet około trzech metrów wzrostu. Kształt siedziska, skoro już o tym mowa, też jest ciekawy…

Na ekranie pojawił się widok wnętrza kabiny. Fotel był bardzo długi, obły, wręcz opływowy, z dwoma podłużnymi zagłębieniami w górnej części oparcia.

– Jakieś sugestie?

– Niestety, nic konkretnego – odparł pierwszy oficer. – Za mało danych, żebym mógł powiedzieć coś ponad to, co już pan usłyszał, sir. Do tej pory nie ruszaliśmy się poza pałąk. Robot dotarł wprawdzie do śluzy prowadzącej do pnia wieży i otworzył przejście, by pobrać próbki powietrza, ale wycofałem go natychmiast. Z podjęciem dalszych działań czekaliśmy na pana, sir.

– Doskonale. – Morrisey wstał. – Panowie, myślę, że nadszedł czas na mały krok człowieka i wielki skok ludzkości. Annataly, ty zostaniesz tutaj. – Uciszył gestem rodzący się na jej ustach sprzeciw. – Ktoś rozsądny musi kontrolować sytuację na wypadek nieszczęścia.

– Nie znam się na tym tak dobrze jak Bourne – zaprotestowała, wskazując na aparaturę.

– Skarbie – rzekł kapitan, podchodząc do niej – to ty jesteś pilotem i to ty najlepiej z nas wszystkich potrafisz operować drążkiem… – Przerwał, usłyszawszy parsknięcie Iarreya, lecz nie odwrócił się w jego stronę. – Nie wciskaj mi kitu. Będziesz miała swoją szansę na zwiedzanie, jak tylko zabezpieczymy teren. Obiecuję.

JEDENAŚCIE

Weszli we czwórkę: Morrisey, Iarrey, Bourne i Nike. Otoczeni hordą robotów i sond poruszali się na pasach grawitacyjnych w głąb pałąka. Plan był prosty – mieli badać statek pomieszczenie po pomieszczeniu, ustawiając kolejne roboty w miejscach przedłużających zasięg komunikacji i blokując wszystkie drzwi w pozycji otwartej. Annataly, która pozostała na mostku Nomady, zajęła się koordynacją pracy sond i dostarczaniem wszelkich potrzebnych informacji.

Dzięki robotom dysponowali dokładną wirtualną mapą trzech kolejnych pomieszczeń przed sobą. To dawało wystarczający margines bezpieczeństwa. Morrisey był może napaleńcem, ale miał też świra na punkcie ostrożności. Wypadek, w którym stracił rękę, oduczył go szarżowania na ślepo.

Zeszli do dolnej części wieży, kontrolując wybiórczo po jednym statku na poziom. Nie znaleźli niczego, co pomogłoby im zrozumieć, jak wyglądały istoty, które zbudowały ten statek. Upewnili się tylko, że wszystkie fotele mają taką samą wielkość i kształt, zatem Obcy, jakkolwiek wyglądali, należeli do jednego gatunku.

– Skurwyklony – mruknął Morrisey, gdy wyszli z ostatniej kabiny. – Bezduszne skurwyklony.

Wnętrza pojazdów były sterylnie puste. W maszynach prowadzonych przez ludzi zawsze walało się mnóstwo przedmiotów przypominających im o rodzinach, o domu. Tutaj nie znaleźli niczego takiego. Jakby mieli przed sobą sprzęt, który dopiero co zszedł z linii produkcyjnej.

– Może Obcy nie czują potrzeby dekorowania wnętrz – powiedział Iarrey. – A może zabrali wszystko ze sobą, gdy opuszczali okręt…

– I tak ich pieprzę – rzucił kapitan, lecąc za robotami w kierunku ostatniej śluzy.

Za nią znajdowało się właściwe wnętrze statku.

Nike wyświetlił hologram następnego pomieszczenia. Było niezbyt duże, a wychodziły z niego dwa identyczne korytarze o elipsoidalnym przekroju. Ten po lewej kończył się kilkadziesiąt metrów dalej pancerną grodzią, ten po prawej zaś prowadził do czegoś, co można by od biedy uznać za pokład. Wszędzie na ścianach widać było fosforyzujące „grzyby”. Dzięki nim nie musieli zapalać reflektorów i oszczędzali energię skafandrów. Morrisey zastanawiał się dłuższą chwilę, po czym wskazał na prawy korytarz. Zgodnie z tym, co mówiła Annataly, zawsze szedł na łatwiznę. Pozostałym było to na rękę – im mniej ryzyka, tym większe szanse na spokojną emeryturę.

14
{"b":"576598","o":1}