Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Tym razem przymknę na to oko. – Rutta cofnął powoli rękę. – Załatwimy to po cichu. Na przyszłość jednak wolałbym, abyście umieszczali w raporcie wszystkie szczegóły. Nawet te, które wydają się wam mało istotne.

– Tak jest.

Pułkownik odwrócił się, sięgając do wyłącznika pola siłowego.

– To wszystko. Możecie odmaszerować.

DWADZIEŚCIA

Ten mikrokryształ był mniejszy. Henryan obracał go w palcach, siedząc na koi. Miał niespełna godzinę do rozpoczęcia dodatkowej służby. Zjadł szybki obiad, wziął krótki prysznic i usiadł, aby zastanowić się nad kolejnym ruchem. Ta przezroczysta piramidka kryła odpowiedź na dręczące go od wczoraj wątpliwości. Bardzo chciał ją poznać, ale odczuwał też strach. Sięgnął po naczolnik. Dalsze zwlekanie nie miało sensu. Wcisnął mikrokryształ do komory i oparł się plecami o chłodną gródź.

Najpierw zobaczył obiecane kody, chwilę później w ciemności pojawiły się też foldery z przejętą przez Bogów korespondencją pułkownika. Nie zamierzał ich otwierać. Dobry informatyk mógł umieścić w kopiach wiadomości dowolne treści, nie zostawiając śladów wprowadzonych zmian, a on nie miał czasu na żmudne analizy wszystkich plików. Jeśli miał uwierzyć, że to nie kolejna podpucha, musiał dostać się do oryginalnych plików.

Moment później w polu widzenia zobaczył trójwymiarową mapę poziomu – jeśli wierzyć napisom, jednego z tych, które odcięto na potrzeby delegacji senatu. W kilku miejscach pulsowały czerwone punkty. Święcki zrobił zbliżenie jednego z nich. Zestaw trzech sąsiadujących kabin połączono w wygodny apartament, który zgodnie z opisem został przydzielony jednemu z marszałków senatu. W środkowym pomieszczeniu znajdowało się przenośne centrum komunikacyjne o najwyższym poziomie dostępu. Z takiej maszynki, gdyby udało się ją zhakować, można by nadać każdy sygnał, obchodząc nawet blokady dowództwa stacji. Za jej pomocą Bogowie mogliby zarządzić nawet bombardowanie gurdyjskiej stolicy. Jednakże nie to było najbardziej interesujące…

Henryan sprawdził też pozostałe znaczniki – wszystkie wskazywały na kabiny znanych senatorów i miały podobny status. Z każdego z nich dało się dotrzeć do wybranych plików. Jedyny problem stanowiło dostanie się do tych pomieszczeń. Na pewno były zamknięte na cztery spusty i monitorowane całą dobę.

Sprytnie sobie pogrywacie, moi drodzy, pomyślał, gdy zrozumiał, że nie uda mu się skorzystać z tych urządzeń bez wzbudzania podejrzeń pułkownika oraz co obecnie było dla niego mniejszym problemem – wubecji. Pokazujecie mi korespondencję, być może sfabrykowaną, i miejsca jej pozyskania, do których nigdy nie zdobędę dostępu.

ZGŁOŚ VALDEZOWI PODEJRZENIE

ZHAKOWANIA TYCH KONSOL.

Henryan drgnął, gdy przed oczami zapłonął mu nagle ten napis. Litery rozpłynęły się po chwili, ale to wystarczyło, by zrozumiał, że podsunięto mu bardzo proste i skuteczne rozwiązanie. Musiał przyznać, że Bogowie zaplanowali tę akcję z wielką starannością. Był jedną z dwu osób zdolnych wykryć złamanie procedur. I chyba jedyną, którą Rutta i Valdez darzyli zaufaniem. To mogło się udać…

ZAINSTALUJ WIRUSA, KTÓREGO ZNAJDZIESZ

NA TYM KRYSZTALE.

OPROGRAMOWANIE SEIFERTA

UMOŻLIWI CI PODGLĄD

I ŚCIĄGNIĘCIE ZASTRZEŻONYCH PLIKÓW

W TYM SAMYM CZASIE, GDY DOSTĘP DO NICH

BĘDZIE MIAŁ SAM RUTTA.

Kolejna znakomita myśl. Jeśli pułkownik wejdzie na własną pocztę, program Seiferta umożliwi jej podgląd, a nawet ściągnie zawartość wskazanych plików na konsole parlamentarzystów. System nie odnotuje oddzielnego wejścia do tej bazy danych, a Rutta nie znajdzie zapisu o otwarciu któregokolwiek z plików w czasie, gdy sam nie korzystał z sieci.

To takie proste, że aż genialne, pomyślał Święcki, ściągając naczolnik.

Do rozpoczęcia karnej służby pozostało mu jeszcze dwadzieścia pięć minut.

* * *

Ten sam korytarz, ta sama ekipa. Za to sprzęt inny. Tym razem nie dostali wielkich skrzynek narzędziowych, lecz przenośne skanery i analizatory. Tregvas znów stanął na przeciwnym końcu krótkiego szeregu. Tego dnia był o wiele pogodniejszy i chyba spokojniejszy. Nie musiał brać na siebie roli pośrednika ani liczyć się z dodatkową robotą.

W porę dostrzegli porucznika. Tym razem przełożony pojawił się w głębi głównego korytarza. Mieli zatem czas przygotować się na jego nadejście.

– Spocznij. Bodko i Ramirez, zajmiecie się programowaniem skanerów w korytarzu głównym. Stuyvesant i Kimmie biorą odgałęzienia po lewej. Tregvas i Pry wszystkie kabiny na prawo od tego miejsca. – Valdez wskazał środek korytarza. – Jakieś pytania?

– Tak jest! – Kapral wystąpił przed szereg.

– Słucham.

– Proszę o pozwolenie na późniejsze rozpoczęcie pracy!

– Co takiego?

– Melduję, że otrzymałem wezwanie na badania kontrolne. – Tregvas wyciągnął dłoń z kartą danych.

Porucznik podszedł do niego, wsunął nośnik do czytnika, uważnie przestudiował zapis, a potem spojrzał na zegarek.

– Badania zaczynają się za pół godziny, potrwają około czterdziestu minut. Macie być na miejscu o osiemnastej zero zero, zrozumiano?

– Tak jest! – Tregvas wyprężył się jak struna.

– Sprzęt możecie zostawić tutaj. – Valdez wskazał złożone siedziska pod przeciwległą ścianą. – Reszta, odmaszerować!

Henryan poprawił wiszący na ramieniu skaner i zrobił w lewo zwrot, podobnie jak pozostali. Kiedy wzrok porucznika spoczął na jego twarzy, dał umówiony znak i chwilę później zniknął za załomem korytarza. Pierwsza kabina znajdowała się zaledwie kilka kroków od rozwidlenia.

Podłączył sprzęt diagnostyczny do gniazda pod panelem, by wgrać nowe oprogramowanie. Instalacja poszła gładko. Otworzył kontrolnie drzwi, zamknął je i odhaczył numerek na liście. To była pierwsza ze stu trzydziestu takich kontroli, jakie powinien przeprowadzić tego dnia. Na jego szczęście dwa dni wcześniej inny ukarany żołnierz wykonał już tę robotę. Wystarczyło więc dojść do kolejnego zakrętu i zniknąć na dwie, a nawet trzy godzinki w którejś z kabin. Henryan postanowił zaczekać w korytarzu do chwili, gdy Valdez załatwi swoje sprawy i wróci. Nie trwało to długo. Widocznie porucznika też interesowało, co podwładny ma do powiedzenia.

Spotkali się przy siódmych drzwiach, już za rogiem.

– Co się dzieje? – zapytał Valdez, sprawdziwszy, czy pracujący po przeciwnej stronie sektora Stuyvesant i Kimmie także dotarli do bocznych odnóg korytarza.

– Chyba wiem, co kombinują Bogowie – odparł z podnieceniem Święcki, starając się wypaść jak najnaturalniej.

– Mów. – Porucznik wyglądał na szczerze zainteresowanego.

– Chcą wykorzystać którąś z konsol na tym poziomie do obejścia systemu.

Valdez zmarszczył brwi. Doskonale wiedział, że Henryan nie ma dostępu do informacji o zainstalowanym tu sprzęcie. Chyba że był w kontakcie ze spiskowcami, którzy o wszystkim go informowali.

– Jak zamierzają to zrobić? – zapytał.

– Seifert zhakował kilka z nich.

– Nonsens! – obruszył się Valdez. – Seifert już siedział, kiedy instalowaliśmy je w apartamentach senatorów.

– A skąd je pobraliście? – spytał Święcki, nie kryjąc ironii.

– Z magazynów stacji – odparł zdziwiony porucznik.

– Z tych samych, z których znikały od dawna części pancerzownicy?

– Kurwirtual! – ryknął Valdez, cofnął się o krok i jeszcze raz wyjrzał zza węgła. – Wiesz, o które stacje chodzi?

– Nie mam bladego pojęcia, ale zakładam, że o wszystkie z najwyższym poziomem dostępu.

– Dlaczego tylko o nie?

– Bo tylko z nich można obejść systemy stacji.

Porucznik zasępił się.

– Fakt – mruknął, sprawdzając coś na czytniku. – Będziemy musieli sprawdzić aż szesnaście terminali. Ile to może potrwać?

– Sprawdzenie jednego systemu tej mocy to, bo ja wiem… od ośmiu do dziesięciu godzin.

– Szybciej się nie da? – naciskał Valdez.

– To zależy. Jeśli trafię na modyfikacje już w pierwszych obwodach… – zawiesił głos, a potem pokręcił głową.

63
{"b":"576598","o":1}