Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Do kwatery dotarł po chwili szybkiego marszu. Valdez ulokował go w dobrym miejscu, z którego wszędzie było blisko. Zaczął się rozbierać, zanim przekroczył próg. Baterie kinetyczne wyjęte z gniazd przy pasku trafiły natychmiast do zasilacza; porucznik miał rację – przez całą dniówkę zdołał je naładować zaledwie w trzydziestu procentach! Rozpiął kombinezon, wysunął ramiona z wilgotnych rękawów, zzuł buty, ściągnął grube skarpety i posłał je w kąt. Wkrótce rozkoszował się ciepłą mgiełką wypełniającą ciasny walec kabiny. Dwadzieścia sekund prysznica. Zaszalał – wykorzystał cały dzienny przydział wody.

Wytarł się szybko, wrzucił ręcznik do odparownika i włożył świeżą zmianę drukowanej bielizny. Stare gacie powędrowały do atomizera. Nie zamierzał oszczędzać punktów energetycznych na bieliźnie. Wystarczy, że będzie musiał kilka dni z rzędu nosić ten sam kombinezon. Wyjął z szafki dres, włożył go, przejrzał się w lusterku i ruszył w stronę drzwi. W połowie drogi zatrzymał się. Karta żywieniowa została w przepoconym kombinezonie zwisającym smętnie z wieszaka na drzwiach kabiny łazienkowej.

Obmacał szybko materiał i mruknął pod nosem ze zdziwienia, gdy w jednej z bocznych kieszeni na nogawce natrafił palcami na twardy przedmiot. Po chwili trzymał mikrokryształ. Czysty, bez żadnych oznaczeń i nadruków. Przyłożył kciuk do spodu szklistej piramidki, jednakże nad jej szczytem nie pojawił się hologram identyfikacyjny.

– Ciekawe… – zważył znalezisko w dłoni.

Ten nośnik danych z pewnością nie należał do niego. Jak więc znalazł się w kombinezonie? Wcześniej na pewno go tam nie było. Obmacał przecież tę kieszeń rano, idąc na śniadanie. Teraz też powinna w niej być tylko karta żywieniowa. Wyjął cienki plastikowy prostokąt. Jak to możliwe, że nie wyczuł wcześniej towarzyszącej jej dwucentymetrowej piramidki?

To mogło znaczyć, że wtedy jeszcze jej tam nie było…

Święcki ujął mikrokryształ w dwa palce i spojrzał na niego pod światło. Ciekawe, powtórzył w myślach. Osobie, która podrzuciła mu ten nośnik danych, najwyraźniej bardzo zależało na zachowaniu anonimowości. Czyżby otrzymał wiadomość od ludzi, o których wspominali Valdez i Rutta?

Rozejrzał się po kwaterze. Mógł odczytać ten zapis na co najmniej trzy sposoby. W kącie stało niewielkie biurko z wbudowanym terminalem centralnego komputera stacji. Te maszynki miały na fabrycznym wyposażeniu multiczytniki, ale każdą operację wykonaną za ich pomocą rejestrowano w bankach danych stacji. Mógł też skorzystać z holoprojektora, w którego panelu znajdowała się trzygniazdowa komora przystosowana do odczytu różnych kryształów. Widział go doskonale z miejsca, w którym stał. Tyle że ten sprzęt również był podłączony do sieci pokładowej. Zachowanie tajemnicy gwarantował wyłącznie odczyt przez prywatny naczolnik.

Henryan zanurzył dłonie w na wpół rozpakowanym worku. Trafił palcami na obły kształt i właśnie zaczynał go wyciągać, gdy głośne burczenie w brzuchu przypomniało mu, dokąd śpieszył się przed chwilą. Zważył sprzęt w dłoni i wsunął go do kieszeni dresu. Kwadrans zwłoki nie zrobi wielkiej różnicy, uznał, chowając także mikrokryształ. Zjedzenie obiadu nie powinno trwać dłużej.

* * *

W mesie panował ścisk. Spora część żołnierzy mieszkających w tym sektorze skończyła właśnie służbę i wyglądało na to, że zdecydowana większość z nich postanowiła przekąsić coś przed popołudniową drzemką. Święcki uwijał się jak mógł – odpuścił sobie nawet jedno danie, żeby nie stać znowu w długiej kolejce – ale i tak nie zdołał wrócić do kabiny przed upływem kwadransa. Przed panelem skanera stanął po niespełna dziewiętnastu minutach. Przyłożył dłoń do chłodnego suchego tworzywa, a gdy światło w urządzeniu przygasło, podniósł rękę, aby przyczesać skołtunione i znów wilgotne włosy. Miał ją obok nosa tylko przez moment, ale to wystarczyło, by poczuł ostry zapach środka dezynfekującego. Zanim dotarło do niego, że coś jest nie tak, drzwi otworzyły się z cichym szumem i wszedł do pogrążonej w mroku kabiny.

– Światło – rozkazał i natychmiast zbliżył się do ściany.

Wnętrze wypełnił przytłumiony blask. Trzydzieści procent, przypomniał sobie stan baterii. System automatycznie redukował jasność, żeby energii wystarczyło na resztę dnia.

Stanął tuż przy panelu oświetleniowym i przyjrzał się uważnie dłoniom. Obwąchał je. Lewa nie pachniała niczym. Prawa, ledwie wyczuwalnie, aromatyzowanym środkiem chemicznym.

Co to ma znaczyć, u licha? Ktoś wyczyścił skaner? Po jaką cholerę?

Usiadł na koi, nadal spoglądając z niedowierzaniem na własne ręce. Niecałą godzinę temu odcisnął pokrytą potem dłoń na panelu skanera przy drzwiach. Zostawił na nim tłustą plamę. Na pewno ją zostawił. Wciąż pamiętał charakterystyczne cmoknięcie i niemiłe uczucie, które mu towarzyszyło. A teraz tworzywo było suche i czyste. No i pachnące…

Święcki rozejrzał się. Worek stał pod ścianą, tam gdzie go zostawił. Na stoliku obok leżał równy stosik wydrukowanej zaraz po przybyciu bielizny, która czekała na schowanie do wpuszczanych w ściany szuflad. Brudny kombinezon wisiał na drzwiach kabiny łazienkowej. Wszystko było na swoim miejscu.

Przez ten pieprzony mikrokryształ popadam w paranoję, pomyślał, podnosząc się z koi. Wprawdzie nie słyszał nigdy o samoczyszczących się panelach skanera, ale fakt, że płytka była czysta, nie musiał jeszcze oznaczać niczego złego. Może ktoś z pionu technicznego serwisował te urządzenia…

Wyjął z kieszeni przezroczystą piramidkę, podszedł do narożnego biurka i usiadł przy nim. Lewą dłonią aktywował panel dotykowy w blacie i natychmiast go wyłączył. Uniósł ręce do twarzy i ponownie obwąchał opuszki palców. Te, które zetknęły się ze szklistym tworzywem, pachniały tak samo jak jego prawa dłoń. Wstał i pochylił się nad blatem. Chuchnął kilka razy, a potem przykucnął. Oprócz świeżych odcisków na równej szklistej powierzchni nie było widać ani jednego śladu.

Zdębiał. Spędził w tym kącie dobre kilka, jeśli nie kilkanaście godzin, zapoznając się z materiałami szkoleniowymi. I na pewno niczego nie wycierał. Zamierzał sprzątnąć kajutę dopiero pod koniec tygodnia.

Obszedł całe pomieszczenie, obwąchując wszystko, co się dało, lecz tylko przy panelu holoprojektora odniósł wrażenie, że wychwytuje ulotny zapach tych samych chemikaliów. Ale głowy by za to nie dał. Gdy ponownie usiadł przy biurku, nic nie poczuł. Pociągnął kilka razy nosem dla pewności.

Ktoś był w jego kajucie, to nie ulegało wątpliwości. Ktoś, kto nie chciał zostawić po sobie żadnych śladów. Gdyby Henryan nie śpieszył się tak bardzo z mesy, pewnie niczego by nie zauważył. Pozostawało pytanie, jak intruz dostał się do środka i czego szukał. Święcki podrzucił w dłoni przezroczystą piramidkę. Odpowiedź mogła się kryć w jej wnętrzu.

Sięgnął po darowany mu na jednostce kurierskiej naczolnik i usiadł wygodnie na koi. Bacznie obejrzał sprzęt, jakby się obawiał, że ktoś przy nim majstrował, i dopiero po dłuższej chwili umieścił kryształ w gnieździe, po czym założył opaskę na głowę. Oparł się plecami o ścianę, zanim aktywował przekaz.

Przez chwilę widział tylko ciemność. Pomyślał nawet, że kryształ jest czysty albo uszkodzony, jednakże gdy zaczął podnosić rękę, aby wyjąć go z gniazda, nagle tuż przed oczami zobaczył trójwymiarowy napis. Prosty i niezbyt długi.

WITAMY NA XANIE 4, SIERŻANCIE.

Uśmiechnął się pod nosem. Słuchając o wyczynach Bogów, domyślił się, że ma do czynienia z niezłymi jajcarzami. Teraz otrzymał dowód na to, że się nie mylił.

PIĘĆ

System Xan 4, Sektor X-ray,

07.09.2354

Następnego dnia stawił się na służbie przed czasem. Wstał wcześniej i odbył długi spacer korytarzami sektora mieszkalnego, aby podładować baterie. Nie miał zamiaru siedzieć w kompletnych ciemnościach jak minionego wieczoru, zwłaszcza że po capstrzyku drzwi kwater blokowano automatycznie, zupełnie jak w więzieniu, a każdy, kto chciał wyjść, musiał się meldować u oficera dyżurnego.

39
{"b":"576598","o":1}