Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Minęli rozgałęzienie, ale kapitan zatrzymał się przed kolejnymi drzwiami.

– Annataly!

– Tak, szefie? – zapytała zdziwiona nagłym wezwaniem.

– Oddeleguj – szybko przeliczył towarzyszące im maszyny – pięć robotów i dwadzieścia sond do zbadania drugiego odgałęzienia. I melduj mi o wynikach na bieżąco.

– Zrozumiałam – potwierdziła nawigatorka i część maszyn jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ruszyła w kierunku korytarza znajdującego się teraz za ich plecami.

Kapitan kazał otworzyć przejście, dopiero gdy ostatnia z oddelegowanych maszyn zniknęła im z oczu. Membranowe drzwi zwinęły się chwilę po tym, jak wysięgnik robota dotknął ich powierzchni. Gdy zamknęły się za ostatnim członkiem załogi, Iarrey przejechał rękawicą po chropowatej powierzchni. Potem uderzył w nią dość mocno, ale usłyszeli tylko głuchy odgłos – jakby ktoś stukał metalem o kamień – po czym po sekundzie rozwarły się znów, jak gdyby były niematerialne.

– Niesamowite – mruknął Heraklesteban, ustawiając robota w takim miejscu, by membrana nie mogła się zamknąć.

– Obce – skwitował Morrisey, na którym takie cuda nie robiły większego wrażenia. Spoglądał w głąb skręcającego ostro korytarza. Kamery sond już dawno zeskanowały każdy jego zakątek. Nike ustawił mapnik z planem korytarza tak, by kapitan mógł przyjrzeć się opalizującym w półmroku kształtom. Z dotychczas zrobionych pomiarów wynikało, że biegnie on wokół kadłuba i w tej sekcji ma tylko jedne boczne drzwi: te, przez które weszli.

– Prawo, lewo? – zapytał Bourne.

Obie strony wyglądały tak samo.

– Prawo – odparł kapitan.

Poszli tam, gdzie im kazał. Pokonali jeszcze cztery sekcje, z których mogli się dostać do kolejnych doków. Na razie rejestrowali tylko ich obecność, zakładając, że wszystkie są identyczne, co potwierdziło się, gdy więcej sond wróciło ze zwiadu.

W piątej sekcji trafili wreszcie na boczną membranę, która ich zdaniem mogła prowadzić do centralnej części statku. Przeszkoda nie ustąpiła jednak, mimo że wysięgniki sondy dotykały jej wielokrotnie. Nie chcąc marnować czasu, Morrisey wysłał sondy mapujące do kolejnych sekcji kolistego korytarza, by sprawdzić, czy gdzieś dalej nie ma podobnych przejść. Mógł to zrobić, ponieważ Annataly podesłała mu pozostałe roboty – te, które dotąd bezskutecznie próbowały sforsować gródź znajdującą się na pierwszym rozwidleniu za hangarem.

Nie mając nic lepszego do roboty, usiedli pod pochyłą ścianą, by obserwować mapnik Nike’a i pojawiające się na hologramie kolejne elementy trójwymiarowej układanki. Sondy w niespełna kwadrans sprawdziły resztę kolistego korytarza zamkniętego na przeciwległym końcu grodzią, która wyglądała identycznie jak ta na rozwidleniu przy hangarze. Stało się więc jasne, że do wnętrza statku Obcych prowadzi tylko jedno wejście – to, pod którym bezczynnie czekali.

– Dupa – mruknął Iarrey, gdy hologram korytarza zamknął się na jego oczach.

– Dupa – potwierdził Bourne. – Na tym kończy się nasza przygoda na statku Obcych.

Nike wyciągnął rękę, żeby wyłączyć urządzenie, ale Morrisey chwycił go za nadgarstek.

– Panowie, naprawdę chcecie odpuścić w takiej chwili? – zapytał. – Siedzimy na korytarzu pierwszego statku Obcych, na jaki trafiła ludzkość, i za fiuta pana nie dowiemy się, co jest za tymi drzwiami?

– Pierwszego, o jakim wiemy – przerwał mu Iarrey – a to duża różnica.

– O czym ty mówisz? – zdziwił się kapitan.

– O tym, że nie mam pewności, czy to faktycznie pierwszy statek Obcych, na jaki trafiła ludzkość – odparł Iarrey.

– Nie bardzo rozumiem – obruszył się dowódca.

Bourne i Stachursky także wyglądali na zdezorientowanych.

– To, że my nic nie wiemy o odnalezieniu obcych jednostek, nie znaczy wcale, że nie doszło do kontaktów z innymi rasami. Kto z was zaręczy, że admiralicja nie ukrywa takich odkryć?

– Co ty pie… – zaczął Bourne, ale kapitan uciszył go gestem.

– Ma pan dowody, panie pierwszy? – zapytał.

– Pamiętacie, co się stało z Wagabundą? – odpowiedział pytaniem Iarrey.

Zamilkli. Nike patrzył na nich, nic nie rozumiejąc.

– Ja nie pamiętam – mruknął.

Morrisey przyłożył palec rękawicy do wizjera hełmu, jakby chciał nakazać kadetowi milczenie.

– Wagabunda – wyjaśnił Heraklesteban – był bliźniaczą jednostką Nomady. Lata temu badaliśmy Sektor Oscar. Oni sprzątali śmieci w Systemie O4a7, my w O4a6. Potem mieliśmy zająć się wspólnie O4a8. Linden, dowódca Wagabundy, skończył robotę szybciej. Zameldował, że leci przygotować grunt, a potem dostaliśmy meldunek, że ma dwa wyraźne odczyty i czeka na nas. Został nam do skolapsowania jeszcze jeden dołek. Tam naprawdę było gorąco w czasie wojny. Skończyliśmy czyszczenie dobę później i zaczynaliśmy właśnie przygotowania do skoku, gdy nadszedł rozkaz z admiralicji nakazujący natychmiastowy powrót do bazy. Na miejscu powiedziano nam, że Wagabunda wszedł na nieoznaczone pole minowe. Oczywiście O4a8 został zablokowany do czasu zbadania sytuacji. Dwa tygodnie później otrzymaliśmy nowe mapy i jak zawsze posprzątaliśmy bałagan. Ale mieliśmy już tylko jeden odczyt.

Morrisey pokiwał głową, Iarrey zacisnął dłonie w pięści.

– Jeden pieprzony odczyt, rozumiesz? – powtórzył Bourne. – Linden meldował o dwóch, a jeśli chodzi o takie sprawy, ten facet był dokładniejszy od mikrometru. Latałem z nim trzy sezony, więc wiem, co mówię.

– Może flota załatwiła drugi dołek we własnym zakresie – zasugerował Nike – przy okazji likwidowania pól minowych…

– Synku – Iarrey przyciągnął go tak, że niemal zetknęli się wizjerami hełmów – to nas wysyłają do takiej roboty, a zapewniam cię, że nikt z korpusu nie czyścił tamtego systemu. Znam każdego zawszonego szypra i każdy złom, który lata w służbie Federacji. Poza tym Linden nie wszedł na żadne pole minowe. Kontaktował się z nami już po zrobieniu namiarów, a wpaść na minę bez szansy na reakcję, owszem, można, ale tylko wychodząc z nadprzestrzeni. Tadam twierdził, że muszą zrobić dodatkowe pomiary, bo coś im nie pasuje. Do tej pory myślałem, że ten drugi dołek to była jakaś zmyłka, a Wagabunda trafił na swoją Cierpliwą Śmierć przy jakimś wraku.

– Skurwyklonia mać! – zaklął Morrisey. – Albo ponosi nas fantazja, albo rzeczywiście admiralicja stara się ukryć wszelkie kontakty z Obcymi. A to znaczy, że jeśli zameldujemy…

– Bzzzt i do piachu – powiedział Bourne, strzelając z palca.

– W próżni nie ma piachu… – mruknął Heraklesteban.

– I co z tego – odburknął porucznik. – Z dodatkową dziurą między oczami będzie mi wszystko jedno, piach czy pustka.

– To co robimy? – zapytał Nike.

– Jak to co? – obruszył się Morrisey. – Prujemy ten sejf. – Włączył komunikator. – Annataly, poślij do tej grodzi po lewej jednego rozpruwacza. Spróbuj się przebić.

– A co z…

– Wiesz, dzióbku – wpadł jej w słowo – tym razem chyba nie zostaniemy bohaterami Federacji…

DWANAŚCIE

Rozpruwacz wyglądał jak wielki pająk. Kulisty odwłok i dziewięć odnóży: cztery kroczno-kotwiczące i pięć narzędziowych. To wystarczało do pokonania każdej przeszkody.

– Co robimy? – zapytał Bourne, trzymając palce nad klawiaturą. – Kasujemy całe wejście czy tniemy punktowo i sprawdzamy, co jest po drugiej stronie?

– Przewierć to cholerstwo, tak będzie bezpieczniej – rzucił Iarrey.

– Otóż to… – Morrisey położył się pod ścianą parę metrów dalej i zajął przeglądaniem danych z sond badających tunele w doku.

Rozpruwacz rozłożył szerzej odnóża kroczne. Na tak twardej powierzchni nie mógł się zakotwiczyć, a elektromagnesy też nie działały na tworzywie, z którego zbudowano statek Obcych, musiał zatem użyć zwykłych przyssawek. Plazmowa wiertarka zbliżyła się do kręgu drzwi, a gdy jej koniec rozjarzył się i blask stał się zbyt jasny nawet dla osłon hełmów, ramię wysunęło się w kierunku blokującej przejście membrany. Ta zwinęła się, nim plazma dotarła do twardego tworzywa, odsłaniając węższy, żebrowany korytarz.

15
{"b":"576598","o":1}