– Nie bądź śmieszny! – Bourne machnął lekceważąco ręką. – Statek kosmiczny czerpiący energię poprzez panele baterii słonecznych? Nie ta wydajność.
– Tak? – obruszył się Heraklesteban. – Pan Bourne, znany specjalista od technologii Obcych, jak zwykle wie lepiej. Ich wydajność może być setki razy większa od systemów, które my znamy.
– Akurat…
– Czytałeś instrukcję obsługi tych kolektorów, że jesteś taki pewny? – odgryzł się Iarrey. – Oni latali w kosmos, gdy na Ziemi człowiek uczył się dopiero krzesać ogień. Tak się składa, że ta kopuła jest skierowana na najjaśniejszy punkt otaczającej statek przestrzeni. Prosto na tutejszą gwiazdkę.
Bourne wzruszył tylko ramionami i wrócił do swoich zajęć.
– To by wyjaśniało, w jaki sposób pole ochronne wytrzymało tak długo – powiedziała Annataly.
– Bynajmniej – zaprzeczył natychmiast Heraklesteban. – Znajdujemy się zbyt daleko od gwiazdy, aby takie ładowanie przyniosło jakiekolwiek efekty, nawet jeśli wydajność ich kolektorów jest rzeczywiście tysiąckrotnie większa niż naszych. Zdaje mi się, że poważnie nadwerężyliśmy zasoby energetyczne, których z niewiadomych nam względów to coś bardzo potrzebowało. Stąd tak dramatyczna i nieefektywna próba…
– Wszystko piękne, panie pierwszy – powiedział Morrisey, obracając się w fotelu. – Ale co to, u licha, znaczy?
– Moim zdaniem jednostka centralna tego statku, czy co oni tam mają w jej miejsce, nadal jest aktywna. Przynajmniej częściowo. Na pewno nie kieruje tym procesem istota żywa, bo ta wiedziałaby, że w ten sposób nie osiągnie żadnych rezultatów. Maszyna nie myśli, po prostu uruchamia kolejne najefektywniejsze procedury, by wykonać powierzone jej zadanie. Nie uda się jedno, zrobi coś innego, zgodnie z priorytetami i instrukcjami…
– Czyli co? – zapytał kapitan.
– Obcy jestem czy co? – Iarrey się roześmiał. – Nie mam pojęcia, ale jeśli poczekamy odpowiednio długo, na pewno coś się wydarzy.
DZIESIĘĆ
Iarrey miał rację. Po trzech godzinach bezczynności zauważyli, że jedna z kopuł w szczytowej części kadłuba pęcznieje. Jak pęcherz na powierzchni gotującej się wody albo bańka mydlana. Pancerz nie zmienił barwy jak poprzednio, po prostu kopuła rosła wzwyż, choć jej obwód nie powiększył się nawet o milimetr. Proces ten trwał ponad minutę, a potem nagle w szczytowej części wypukłości pojawił się kilkunastometrowy kolisty otwór.
– Wyślijcie kamery do wnętrza! – zakomenderował podekscytowany Morrisey.
Najbliższe roboty ruszyły w kierunku otworu. Wkrótce trzy z nich zniknęły za obłą krawędzią.
– Wizja! – ryknął kapitan.
– Brak odczytów – zameldowała Annataly. – Pancerz obiektu całkowicie ekranuje nasze częstotliwości.
– Ustaw jednego robota ponad tym otworem, zrobimy z niego przekaźnik – poradził Iarrey. – W razie czego możemy zrobić cały łańcuch przekaźników, wykorzystując kolejne roboty. Mamy ich jeszcze kilkaset.
– Dobra myśl, panie pierwszy! – Mechaniczna dłoń kapitana uniosła się nad podłokietnik fotela w charakterystycznym geście zwycięstwa.
Dziesięć sekund później zobaczyli na głównym ekranie wnętrze ogromnej kopuły. Kuliste pomieszczenie tonęło w mroku rozświetlanym jedynie gdzieniegdzie nikłym fluorescencyjnym blaskiem, który dobywał się z grzybopodobnych narośli rozsianych w równych odstępach na zakrzywionej ścianie. Blask ten pozwalał umiejscowić świecące „grzybki”, ale nie rozpraszał ciemności nawet w ich najbliższym otoczeniu. Dla nowoczesnych systemów noktowizyjnych, jakimi dysponowały roboty zwiadowcze Nomady, nie była to jednak wielka przeszkoda. Maszyny zmieniały sygnały radarowe i podczerwień na zwykły obraz, tworząc przy okazji trójwymiarowy model holograficzny badanego obiektu, który załoga mogła podziwiać nad głównym holoprojektorem sterowni.
Wnętrze kopuły miało obecnie kształt lekko spłaszczonej kuli. W dolnej jej części widać było wiele dziwnych konstrukcji pokrywających zaobloną ścianę i rozmieszczone wokół nich skupiska fosforyzujących „grzybów”. Czujniki robotów wykryły też ponad tuzin różnej wielkości otworów. Morrisey kazał wysłać do każdego z nich najmniejsze sondy wizyjne, ale szybko okazało się, że korytarze są zbyt wąskie albo zbyt kręte, przez co bezpośredni kontakt z maszynami nie był możliwy. Pierwszy oficer zaproponował, by badać je kolejno, korzystając z łańcucha przekaźników. Odłożono to jednak na później, ponieważ w tej chwili członkowie załogi Nomady ujrzeli coś znacznie ciekawszego.
Z najniżej położonego punktu kulistej hali wyrastała walcowata konstrukcja, która służyła zapewne jako rewolwerowa wieża cumownicza. Całość podzielono na pięć mniej więcej tej samej długości segmentów. Każdy z nich miał sześć rurkowatych wypustek z umieszczonym na końcu zgrubieniem pełniącym rolę klasycznej śluzy. Im niższy segment, tym dłuższe były ramiona wysięgników, do których cumowano, jeśli tak można powiedzieć, niewielkie pojazdy. Ich przeznaczenia oglądający mogli się wyłącznie domyślać.
– I co wy na to? – zapytał Morrisey, gdy już się napatrzyli.
– Moim skromnym zdaniem trafiliśmy do ich garażu – powiedziała Annataly.
– Też tak uważam – poparł ją Iarrey. – Wydaje mi się, że główny komputer Obcych zastosował procedury alarmowe. Utrata energii potrzebnej do zasilania systemów podtrzymywania życia powinna zapoczątkować ewakuację załogi w kapsułach ratunkowych. Sądzę, że te kuliste wypustki na szczycie wieży cumowniczej to właśnie takie kapsuły.
– Problem w tym – wpadła mu w słowo nawigatorka – że na pokładzie nie ma już nikogo, kto mógłby z nich skorzystać…
– Miejmy nadzieję, że tak jest…
– Nadzieja jest matką głupich, panie Bourne. – Morrisey zerwał się dziarsko z fotela. – Bierzmy się do roboty. Iarrey, sprawdź wszystkie wolne śluzy. Chcę wiedzieć, jakie mają systemy mechanicznych zabezpieczeń, zamków, itepe, itede. Może da się którąś otworzyć, to powinna być najłatwiejsza droga do wnętrza statku. Masz pozwolenie na każdą akcję, bylebyś nie zostawił śladów włamu. Nike i Bourne będą ci pomagać. Następna narada za trzy godziny i lepiej, żebyście mieli wtedy dla mnie jakieś konkrety. A ty, kochanie, pozwól ze mną, musimy porozmawiać…
Davidoff-Rozerer skinęła głową i bez słowa ruszyła w kierunku drzwi. Morrisey przepuścił ją szarmancko, ale tylko po to, żeby zaraz położyć łapy na jej krągłych pośladkach. Cichy syk uszczelniających się drzwi przerwał w połowie perlisty chichot kobiety. W sterowni zapanowała idealna cisza przerywana co jakiś czas popiskiwaniem urządzeń pokładowych.
– Tak… – mruknął chwilę później Iarrey, patrząc na wykrzywioną w dziwnym grymasie twarz Bourne’a. – Stary porozmawia sobie dogłębnie z Annataly, a my otworzymy mu w tym czasie sezam.
– Trzy godziny to niewiele jak na skalę problemu – powiedział Bourne.
– A co o tym wszystkim sądzi nasz młody geniusz? – Uśmiech pierwszego oficera był jak najbardziej szczery. W jego głosie także nie dało się wyczuć sarkazmu.
– Nie wydaje się panu dziwne, że komputer obcego statku rozpoczął procedurę ewakuacyjną, chociaż na pokładzie nie ma żywego ducha? – zapytał kadet.
Iarrey zasępił się. Zmarszczył czoło, a potem zaczął nerwowo skubać włoski na niegolonej od ponad doby brodzie. Nike zauważył, że przygryza też dolną wargę.
– Wiesz, chłopcze, masz cholerną rację… Próbowałem sobie przypomnieć, jakie procedury obowiązują we flocie w takich przypadkach. Komputer centralny musi nadzorować całość procesów, w tym systemy podtrzymywania życia. Jeśli nie ma kontaktu z żywym członkiem załogi, nie powinien uruchamiać procedur ewakuacyjnych. To działanie wbrew logice…
– Mnie też wydało się to mocno podejrzane – wtrącił Bourne, robiąc zatroskaną minę.
– Z drugiej strony – ciągnął Heraklesteban – tak naprawdę nie wiemy, co sprawiło, że statek otworzył jeden z włazów. Może wcale nie chodzi o ewakuację? Po tak długim czasie każdy komputer mógłby sfiksować. Zresztą Obcy wcale nie muszą stosować takich samych procedur jak my. No ale nad tym będziemy się zastanawiać, jak już wejdziemy do środka i zbadamy to pieprzone ustrojstwo.