Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– A jeśli znajdziemy? – zapytał niespodziewanie dla wszystkich Nike.

SIEDEM

Dotarcie na peryferie systemu trwało nieco dłużej, niż zakładała Annataly. Po dwustu godzinach standardowych minęli dopiero orbitę Dzety. Kapitan Morrisey coraz rzadziej odwiedzał sterownię. Zajął się tym, co lubił najbardziej. Wraz z Iarreyem i kapelanem rozpoczął katalogowanie zdobyczy. Dwa dni później pierwszy oficer potwierdził – co prawda tylko nieoficjalnie – że już wstępne oszacowanie wartości znalezionych we wraku przedmiotów pozwala sądzić, iż zdobyli na pokładzie Odyna ogromną fortunę. Suma, którą wymienił półgłosem w mesie, oszołomiła Nike’a. Gdy konfidencjonalny szept dotarł do jego uszu, omal nie zadławił się papką mięsną. Na reszcie nie zrobiło to aż tak wielkiego wrażenia. Zostawił ich więc w świetnych humorach i ruszył do swojej kabiny z kolejną porcją danych do analizy i zapakowaną próżniowo kolacją. Mieszkał na dolnym pokładzie, tam gdzie pozostali kadeci, z tym że przydzielono mu kajutę w centralnym sektorze, z dala od wciąż uśpionych numerów, jak sam zaczął określać niedawnych towarzyszy niedoli.

Na pokładzie Nomady wszystko kręciło się wokół pieniędzy i antyków. Nike nigdy wcześniej nie interesował się starociami. W jego domu nie było niczego, co wiązałoby się z odległą przeszłością, żadnych portretów przodków, pamiątek sprzed wojny. Jak większość obecnych mieszkańców planety matki, przodkowie Nike’a pochodzili z odległych sektorów i w uznaniu zasług zostali przeniesieni tuż po wojnie do wyludnionego serca cywilizacji. On sam jednak spędził wczesną młodość z dala od Ziemi, na planetoidach, gdzie jego ojciec pracował w zarządzie kompanii wydobywczej. Tam żyło się teraźniejszością. Górnicy, pochodzący przeważnie z najbiedniejszych sektorów, w których nikt nie kultywował tradycji, rzadko znali opowieści o wydarzeniach poprzedzających ich narodzenie. Wiele czasu spędził między ludźmi twardymi jak skały, które kruszyli. Wiele razy przeglądał zawartość kontenerów osobistych, zanim trafiły one do spalarki tuż za zwłokami ich właścicieli. Prócz kilku starych hologramów, w większości nieruchomych hologramów przedstawiających bliskich albo rodzinne strony, nie znalazł nigdy niczego wartościowego. Zastanawiał się więc często, dlaczego ci ludzie nie zostawiają po sobie cennych rzeczy. Przecież nie zarabiali najgorzej… Nie wierzył, że – jak mówiono – górnicy dzielą się dobytkiem zabitego bądź zmarłego kolegi, a do kontenera trafiają tylko bezużyteczne rupiecie. Teraz jednak takie rozwiązanie wydało mu się bardziej niż prawdopodobne. I może nawet na swój sposób słuszne, chociaż nadal nie akceptował takiego postępowania.

Po otrzymaniu rozkazu Nike zagłębił się w archiwa i nie pokazywał we wspólnej części okrętu poza porami posiłków i rzadkimi odprawami. Wybrał zacisze swojej kabiny, gdzie mógł spokojnie wertować kolejne wirtualne tomy akt. Była to wszakże bezowocna praca. Deltę zasiedlono pięć lat przed wybuchem wojny, i to tylko ze względu na idealną lokalizację stacji tranzytowej, której budowa stała się koniecznością po rozpoczęciu kolonizacji nowego sektora Galaktyki. Systemu V3a13 nie przebadano dokładnie, jeśli nie liczyć wąskiego pasa ekosfery obejmującej zaledwie dwie planety kategorii szóstej. Nie nadano im nawet zwyczajowych nazw, pozostając przy numerach katalogowych z atlasu astrofizycznego. Na peryferie i do pasa wewnętrznego wysłano wprawdzie kilka sond, ale przed wybuchem wojny nie zdążyły one przekazać wielu danych. Archiwa admiralicji zawierały informacje potwierdzające istnienie Thety, najdalszej planety systemu, lecz praktycznie biorąc, Nike nie znalazł wśród nich niczego poza wyliczoną orbitą i szacunkową masą. Żadnych raportów szczegółowych, żadnych uwag. Parę miesięcy po wpisaniu tej planety, czy może raczej planetoidy, do rejestru centralnego dalsza penetracja Systemu V3a13 przestała mieć znaczenie dla obu stron konfliktu.

Przekopywanie się przez terabajty prywatnej korespondencji załogi stacji tranzytowej, nawet za pośrednictwem najdoskonalszych wyszukiwarek, również nie przyniosło rezultatów. Zatrudnieni na niej ludzie bardziej interesowali się losami odległych światów, z których pochodzili, niż najbliższym otoczeniem. Rzadko wspominali o niezbyt gościnnej Delcie, a co dopiero o najodleglejszych zakątkach systemu.

Gdy Nike spojrzał na zegar, było już dobrze po północy czasu pokładowego. Zasiedział się nad dokumentami. Oczy go piekły, powieki same mu się zamykały. Nie potrafił się skupić na treści kolejnych wyławianych przez system listów, notatek, raportów… Odłożył więc czytnik na stos innych urządzeń, zgasił światło i wyciągnął się wygodnie na koi. Zanim zasnął, ujrzał znów kamienną ścianę i wąski wykusz, a za nim niebo i smoki baraszkujące wśród chmur…

– Posuń się…

Nie zareagował. Nigdy nie reagował na pierwsze prowokacje Monicatherine.

– No, posuńże się…

Tym razem słowom towarzyszyło lekkie szturchnięcie. Posłusznie odwrócił się na bok. Usłyszał szmer pościeli, a po chwili poczuł delikatny dotyk jej palców, które przesuwały się po udzie, drażniąc każdy włos. Znajome ciepło rozlało się po nogach i plecach, tam gdzie ich ciała przylegały najściślej. Znajome ciepło, za którym tak tęsknił, i ten niepowtarzalny zapach rozgrzanej skóry…

Zerwał się, sięgając do kontaktu. Zaskoczona jego gwałtowną reakcją Annataly spadła z wąskiej koi mimo okalającej poręczy i wylądowała na podłodze. Nike usłyszał jej zduszony jęk.

– Co robisz, idioto?! – syknęła chwilę później, starając się równocześnie rozetrzeć stłuczony łokieć i zasłonić oczy przed ustawionym na maksimum oświetleniem kabiny. – Zgaś to cholerne światło!

Nie zareagował. Patrzył na nią z szeroko otwartymi ustami. Siedziała na środku podłogi całkiem naga, teraz dla odmiany ssąc skaleczony palec. W ostrym świetle subksenonowym widział ją wyraźnie. Mimo sześćdziesięciu paru lat standardowych udało jej się zachować dziewczęcą sylwetkę. Mocne wcięcie w pasie, szczupłe długie nogi, płaski brzuch i całkiem spory, ale wciąż jędrny biust. Wszystko, co atrakcyjnej kobiecie jest potrzebne, by przyciągnąć uwagę mężczyzny. Może tylko była nieco zbyt umięśniona – pod skórą nie miała tej warstewki tłuszczu, która sprawiała, że ciało Moni wydawało się takie…

– Napatrzyłeś się już, wierzgający Romeo? – zapytała szeptem, przestając na moment ssać stłuczony palec wskazujący.

– Co ty tu robisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

– A jak sądzisz? – Roześmiała się najciszej, jak potrafiła. – Sprawdzam, czy nie warto zboczyć nieco z kursu…

– Nie ma szans. – Nike usiadł w kącie koi i podciągnął nogi. – Lepiej się ubieraj i znikaj, zanim stary zacznie cię szukać.

Nawigatorka wstała, ale nie sięgnęła po luźną koszulę, która jak zauważył Nike, leżała przy drzwiach.

– Nie masz ochoty dowiedzieć się, dlaczego Morriseyowi tak bardzo na mnie zależy? – zapytała i przeciągnęła się zmysłowo.

Za zmysłowo…

Z trudem oderwał od niej wzrok… zwłaszcza że w prześwicie między górną koją a poręczą widział teraz tylko tę część jej ciała, która najbardziej pobudza wyobraźnię mężczyzn.

– To, na co mam ochotę, niespecjalnie się liczy… – powiedział ostrożnie i oblizał wargi, czego na szczęście nie mogła zobaczyć.

– Nie przestraszyłeś się chyba Henricharda? – zapytała, pochylając się tak, by widzieć jego twarz.

On z kolei spoglądał na jej piersi kołyszące się teraz na wyciągnięcie ręki.

– Skądże znowu. To przecież dobrotliwy staruszek, co on może mi zrobić… – Nike zachichotał. – Dlaczego w takim razie sama szepczesz?

Wyraz rozbawienia zniknął z jej twarzy. Gdyby spojrzenie mogło zabijać…

– Drugiej szansy nie będziesz miał – syknęła, lecz nie ruszyła się nawet o milimetr.

Mógłby przysiąc, że jej równo przystrzyżone włosy łonowe są równie czarne jak te na głowie. Je także miał na wyciągnięcie ręki…

– Może to i lepiej… – powiedział. – Przyzwyczaiłem się do tego popieprzonego świata i nie zamierzam się z nim żegnać, zwłaszcza że od niedawna jestem całkiem bogaty.

9
{"b":"576598","o":1}