– Duchy Gór przemówiły… Wasza ofiara została przyjęta – zahurgotał ledwie słyszalnie wycieńczony Kraga Snaro.
– Bogowie opuścili was, ale w nadchodzącej bitwie staniemy po waszej stronie – dodał jeszcze ciszej chwiejący się na nogach Reme Naro.
Zapadło milczenie. Przez kilka spęcznień błony było słychać tylko trzaskający ogień. W końcu kapłan wstał.
– Wyciągnijcie pozostałych – rozkazał, przywołując garstnika. – Wyruszam natychmiast do sadyby klanu Trzykrotnie Przebitej Tarczy, aby zanieść Najwyższemu Suhurowi wyczekiwaną nowinę.
– A co z resztą jeńców? – zapytał Kire Tako-Dote ledwie majaczący w gęstniejącym półmroku.
Hakrad Redo-Tele skupił uwagę na zagrodzie, w której zgromadzono już kilkanaście płodonosów. Miał nadzieję wypatroszyć je osobiście ku chwale bogów Słońc i Gwiazd. Niestety Duchy Gór pokrzyżowały jego plany.
– Ofiarujcie ich do ostatniego – odparł, wskazując ręką na zbocze, po którym prowadzono następne węzły jeńców. – Podziękujmy Duchom Gór za okazaną nam łaskę.
Gdy opuszczał wzniesienie, ze wszystkich stron dobiegały świsty zadowolenia.
DZIEWIĘTNAŚCIE
System Xan 4, Sektor X-ray,
14.09.2354
Święcki zauważył, że coś jest nie tak, gdy tylko wysiadł z kolejki. Na korytarzu przed centrum dowodzenia roiło się od ludzi w niebieskich kombinezonach pionu naukowego. Sądząc po ich minach, byli mocno wzburzeni. Wielu dyskutowało zażarcie, wymachując rękami i czytnikami. Przy grodzi stało też znacznie więcej strażników niż zwykle. Skanowali uważnie każdego, kto wchodził do środka.
Henryan minął posterunki bez większych przeszkód i skierował się prosto do swojego stanowiska. Za konsolą siedział jego zmiennik z wubecji, wyraźnie wściekły.
– Co tu się wyprawia? – zapytał go sierżant, ale w odpowiedzi usłyszał jedynie głośne burknięcie.
Przejęcie służby poszło o wiele szybciej niż zazwyczaj. Czarny odcisnął kciuk na ekranie czytnika, nie patrząc nawet na zapisy. Święcki zajął zwolnione miejsce i zwyczajowo dokonał szybkiego przeglądu sprzętu. Gdy zaczął sprawdzać bieżące przekazy, poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.
– Nie rób zdziwionej miny, kiedy dotrzesz do stanowiska numer czternaście – usłyszał porucznika Valdeza.
Czyżby coś poszło nie tak? pomyślał Henryan, sprawdzając kolejne połączenia. Gdy doszedł do przekazów z jaskiń, z najwyższym trudem opanował zaskoczenie. Na pokrytej posoką obręczy nadal stali trzej Wojownicy Kości. Jeden z nich brał właśnie zamach miażdżerem, by połamać przednie kończyny beczułkowatego Gurda. Czarnoskóra istota padła na skaliste zbocze i z przeraźliwym kwikiem zaczęła się zsuwać ku mrocznemu dnu jaskini… Suhurowie nie przerwali ceremonii? rozmyślał gorączkowo Święcki. Przekaz do nich nie dotarł? Skąd więc ten szum przed drzwiami centrum?
Po zakończeniu rutynowej kontroli Święcki spisał krótki raport, a potem opadł ciężko na oparcie fotela. Dzięki środkom uspokajającym zdołał przetrwać noc, ale był wykończony. Informacja o nieczystych zamiarach Rutty zasiała w nim coś więcej niż tylko niepokój. Spojrzał na podwyższenie, jednakże niczego nie zobaczył, gdyż ekrany otaczające stanowisko dowodzenia były podniesione. Przeniósł więc wzrok na Valdeza. Porucznik stał u podnóża schodów, czekając chyba na odpowiedni moment, by porozmawiać ze starym. Co ciekawe, wyglądał na odprężonego. To mogło znaczyć, że Rutta jest zadowolony z efektów misji, chociaż nie udało im się przerwać upiornego spektaklu.
Na panelu holowizora pojawiła się świetlista bryła, która po kilku sekundach przybrała kształt łysej głowy o azjatyckich rysach.
– Centrum, tutaj doktor Fukkuya – z głośników popłynął melodyjny głos. – Potrzebuję dodatkowego zestawu kamer na stanowisku szesnastym. Natychmiast.
– Stanowisko szesnaste, przyjąłem – powiedział szybko Henryan, odwracając się do konsoli. – Kamery będą na miejscu za trzy minuty.
– Dziękuję, bez odbioru.
Hologram zniknął.
Przez kilka chwil nic się nie działo. W centrum dowodzenia panował idealny spokój. Wystarczyła jednak sekunda, by za plecami Henryana rozpętało się piekło.
– Ja was wszystkich załatwię! – Piskliwy głos dobiegający z podwyższenia był tak donośny, że nawet ludzie w korytarzu umilkli, gdy go usłyszeli. – Admirał Okonera dowie się o wszystkim! To sabotaż! Sabotaż!
Gdy doktor Godbless stanęła na najwyższym stopniu schodów, porucznik odsunął się na bok, z trudem powstrzymując śmiech. Zasalutował, gdy go mijała, ale służbowy gest rozsierdził ją jeszcze bardziej. Podniosła palec oskarżycielskim gestem, zamachała nim Valdezowi przed twarzą, otworzyła usta, a potem zamknęła je, nie wydawszy żadnego dźwięku. Moment później znalazła się za grodzią, gdzie natychmiast otoczył ją tłum naukowców. Gwar powrócił, jeszcze żywszy i głośniejszy.
– Pry!
Henryan oderwał oczy od zbiegowiska, by spojrzeć na mostek. Porucznik zapraszał go ruchem głowy na podwyższenie. Rutta stał tam z dłońmi opartymi o barierkę, wolno poruszając szczęką. Nie wyglądał na bardzo zdenerwowanego, aczkolwiek ten dziwny ruch żuchwy… Święcki przekazał kontrolę nad łącznością wachtowemu ze stanowiska trzeciego, upewnił się, że jego nieobecność nie zwiększy chaosu, i dopiero wtedy ruszył w kierunku schodów. Pokonał szybkim krokiem czternaście stopni prowadzących do królestwa Bruttala. Stanął obok wyprężonego Valdeza i zaczekał, aż dowódca ponownie odizoluje tę część centrum dowodzenia. Ekrany energetyczne zamruczały kojąco, ledwie pułkownik usiadł za biurkiem.
– Świetna robota, sierżancie – rzucił Rutta, odchylając się w fotelu.
Henryan najpierw strzelił przepisowo obcasami, a potem położył na blacie osobisty czytnik, w którym opisał przebieg misji. Starał się zachowywać normalnie, chociaż wspomnienie tego, co usłyszał w korytarzu technicznym, ani na moment go nie opuszczało. Niestety jak dotąd nie udało mu się zweryfikować wiadomości od przywódcy Bogów. Choć regularnie sprawdzał wszystkie kieszenie, nie znalazł w nich kryształu.
– Szkoda, że zupełnie niepotrzebna – mruknął, nie kryjąc zawodu.
Pułkownik uśmiechnął się półgębkiem, sięgając po czytnik.
– Zależy, jak na to spojrzeć – stwierdził.
– Nie rozumiem… – Święcki rzucił okiem na milczącego wciąż Valdeza.
– Z punktu widzenia Gurdów rzeczywiście niewiele się zmieniło – powiedział Rutta. – Za to z naszego… – zawiesił znacząco głos.
– Dzięki wam, sierżancie, udało się wyeliminować ostatni słaby punkt w zabezpieczeniach stacji – wtrącił szybko porucznik, kiedy stary zagłębił się w lekturze raportu. – Gratuluję. Mieliście znakomity pomysł. Nawet wubecja kupiła wyjaśnienie, że to niespodzianka pozostawiona przez Seiferta. Wasz zmiennik przekopał cały system łączności, ale nie znalazł niczego, co wskazywałoby na źródło transmisji. No i Godbless dostała za swoje. Nie nakręci samobójczej śmierci młodych Wojowników Kości.
Ale nie osiągnęliśmy głównego celu, którym było ocalenie kilku tysięcy gurdyjskich jeńców, pomyślał Henryan, słuchając radosnego tonu Valdeza.
– Staram się jak najlepiej wykonywać powierzone mi zadania – wyrecytował wyświechtaną formułkę, kiedy porucznik w końcu zamilkł, i znów strzelił obcasami.
Mimo zażycia dwu tabletek z każdą chwilą czuł się gorzej. Widok rozradowanych przełożonych przywodził mu na myśl usłyszane poprzedniego dnia słowa. Jeśli mechaniczny głos nie kłamał…
– Na to liczyliśmy, oferując wam zwolnienie warunkowe – odezwał się Rutta, kładąc czytnik na blat. – Niestety nie mogę cofnąć wam karnych wacht, jednakże porucznik zadba o to, byście mieli wystarczająco dużo wolnego czasu.
– Dziękuję, sir. – Święcki pochylił się, aby zabrać urządzenie.
– Zanim odejdziecie – pułkownik położył dłoń na obudowie czytnika – możecie mi wyjaśnić, co robiliście na zewnątrz przez trzydzieści siedem minut?
– Miałem problem techniczny, sir. Nie mogłem odczepić elektromagnesu linki asekuracyjnej. Musiałem ją w końcu przeciąć, żeby wrócić na stację. Nie opisałem tego w raporcie, ponieważ była to zwykła awaria, niemająca nic wspólnego z celem misji. Chyba nie powinniśmy meldować o niej intendenturze…