– Lepiej niech pan go trzyma – powiedział Święcki, zdławiwszy ziewnięcie. – To nam oszczędzi kolejnych kontroli.
Valdez pokiwał głową, znów zerkając na wyświetlacz czytnika, aby sprawdzić godzinę.
– Dobry pomysł, Pry – wymamrotał. – Zbierajmy się. Musimy złapać chwilę snu.
Henryan skrzywił się w myślach. Czyżby porucznik nie zamierzał skontaktować się z Ruttą, by poinformować go o sukcesie? Gdy przeniósł wzrok na wyświetlacz i zobaczył, jak jest późno, zrozumiał, dlaczego ten punkt planu nie wypali.
Szkoda… Trzeba będzie poczekać do rana.
Valdez wstał, sięgnął po czytnik i ruszył chwiejnym krokiem do drzwi. Zatrzymał się jednak, zanim przekroczył próg. Przepuścił Henryana, spoglądając na niego przepraszająco.
– Zaczekaj w korytarzu – poleciał.
– Stało się coś? – Święcki udał zaniepokojenie.
– Nie, nic. Muszę tylko zameldować staremu, na czym stoimy.
Sierżant wzruszył ramionami, jakby ta sprawa zupełnie go nie obchodziła.
– Niech pan się pośpieszy – poprosił, opierając się plecami o chłodną gródź. – Padam z nóg.
Valdez skinął głową i wrócił do kabiny. Henryan uśmiechnął się lekko, gdy przełożony zniknął z pola widzenia. Sięgnął też instynktownie do kieszeni, w której spoczywał naczolnik. Jednak nie będzie musiał czekać do rana, by zweryfikować wiadomość Bogów.
DWADZIEŚCIA JEDEN
Wojsko korzystało z dwóch rodzajów środków łączności. W normalnych warunkach przesyłano z prędkością światła szyfrogramy do jednostek kurierskich stacjonujących przy punktach wyjścia – jak nazywano potocznie wloty tuneli czasoprzestrzennych – a te dostarczały je do docelowych systemów gwiezdnych, co oczywiście trwało. Naukowcy robili zatem co mogli, by wymyślić alternatywne sposoby szybkiego przesyłania informacji na odległości liczone często w setkach lat świetlnych. Dzięki mechanice kwantowej zdołali osiągnąć połowiczny sukces. Wykorzystując splątanie cząstek, udoskonalili mechanizm teleportacji danych – proces znany (teoretycznie rzecz jasna) już w początkach dwudziestego pierwszego wieku. Metoda ta pozwalała na prowadzenie rozmów w czasie rzeczywistym bez względu na odległość. W teorii wyglądało to pięknie. Praktyka wykazała jeden, ale za to zasadniczy problem.
Admiralicja wykładała bajońskie sumy na badania, pion naukowy Federacji obiecywał, że lada moment nastąpi przełom, dziesięciolecia mijały jedno po drugim, a hipery, jak nazywano moduły łączności kwantowej, wciąż nie wyszły poza pierwszą fazę rozwoju.
Wszystko rozbijało się o koszty transmisji, a konkretnie o ilość energii potrzebną do teleportacji danych. Zasada była prosta: im większa odległość i im „cięższa” przesyłka, tym więcej terawatów trzeba, by wiadomość dotarła do adresata. Z tego też powodu hipery stosowano znacznie rzadziej, niż życzyliby sobie tego wojskowi. Sprawdzały się świetnie w łączności wewnątrzsystemowej, zwłaszcza gdy komunikaty nadawano z powierzchni planet, gdzie utrata znacznej ilości energii nie była tak bolesna jak w wypadku okrętu. Problem ten można wyjaśnić bardzo obrazowo. Wyobraźmy sobie, że chcemy dokonać transmisji między obiektami oddalonymi o pięć godzin świetlnych, bo taki jest mniej więcej promień przeciętnego układu planetarnego. Pracujące pełną mocą reaktory najpotężniejszych pancerników pozwalały przesłać na taką odległość niecałą minutę pełnego przekazu holo bądź pięć minut prymitywnej wiadomości audio-wideo, pół godziny transmisji dźwiękowej czy wreszcie pięćset megabajtów plików tekstowych. A mówimy o przekierowaniu do hiperów stu procent mocy, którą dysponowały najdoskonalsze okręty skonstruowane przez ludzkość.
Powszechna łączność kwantowa między okrętami znajdującymi się kilkadziesiąt lat świetlnych od baz a dowództwem była zatem niemożliwa. Na takim dystansie zużyto by całą moc reaktorów do nadania zaledwie kilkuznakowej wiadomości tekstowej. Z tego właśnie powodu hipery wykorzystywano w bardzo ograniczonym zakresie i umieszczano je niemal wyłącznie na planetach, gdzie znacznie łatwiej o źródła energii potrzebnej do zasilania tych energożernych potworów.
Tym większe było zdziwienie Henryana, gdy odkrył, że Draccos komunikował się z Ruttą za pomocą hiperów. O tym, że w Pasie Sturgeona znajdowały się trzy ogromne przetwórnie rudy helonu dysponujące wystarczającym zapasem energii, by spełnić każdą fanaberię despotycznego komendanta, przypomniał sobie dopiero po chwili, kiedy minął już pierwszy szok.
Historia korespondencji obu pułkowników sięgała dnia, w którym namierzono i aresztowano Seiferta. Kilka godzin po umieszczeniu go w areszcie Rutta wysłał do dowództwa szyfrogram z opisem sytuacji i prośbą o nazwiska łącznościowców odsiadujących długie wyroki. Dwa dni później admiralicja przekazała mu tradycyjnym sposobem krótką listę kandydatów. Tylko trzej osadzeni w koloniach karnych mieli kwalifikacje szóstego stopnia – wśród nich Święcki. Pozostali dwaj trafili do kopalń za malwersacje i przemyt. Rutta sprawdził dokładnie wszystkich trzech, po czym już następnego dnia zwrócił się do admirała Okonery z wnioskiem o przydzielenie mu więźnia numer siedem dwa jeden.
Sprawę załatwiono od ręki, czego dowodem była właśnie przesłana za pomocą hiperów wiadomość tekstowa, która dotarła na Xana 4, gdy Święcki wysiadał z wahadłowca. Draccos żądał w niej od Rutty ponownego przemyślenia dokonanego wyboru, a gdy ten kazał mu się odpieprzyć (tradycyjnym sposobem), przesłał nieco dłuższy elaborat, którego treść zainteresowała Henryana najbardziej.
Nie jestem pewien, czy Pan wie, pułkowniku, że nasza placówka uznawana jest za jedną z najcięższych kolonii karnych. Mamy do czynienia z najgorszymi złoczyńcami, jacy kiedykolwiek przywdziali mundur. Człowiek, o którego poprosił Pan admiralicję, jest jednym z nich. To pozbawiony skrupułów zabójca. Zastrzelił przełożonego na oczach dowódcy okrętu i niemal całej kadry oficerskiej. Co więcej, nigdy nie przeprosił za ten czyn ani nie wyraził skruchy, chociaż śledztwo wykazało, że zabił całkowicie niewinną osobę, która, nadmieńmy, nie zrobiła niczego, aby sobie na taki los zasłużyć. A to jeszcze nie wszystko, ponieważ lista odrażających zbrodni tego odszczepieńca jest długa. Tak, to nie jedyne przestępstwo, jakie można zarzucić osadzonemu numer siedem dwa jeden.
Przesyłając w załączeniu stosowne dokumenty, pragnę Pana poinformować, że podczas odbywania kary w naszej placówce wspomniany więzień dopuścił się szeregu zabójstw. Mówimy o bardzo inteligentnym złoczyńcy, który wie, jak zaplanować morderstwo, i umie zacierać za sobą ślady. Tylko dlatego nie stanął jeszcze przed kolejnym trybunałem, ale proszę mi wierzyć, to tylko kwestia czasu. Nasi śledczy kompletują właśnie dokumentację trzech zabójstw, które możemy mu przypisać z absolutną pewnością. Pracujemy także nad sześcioma kolejnymi przypadkami, których sprawcą mógł być siedem dwa jeden.
Oto z jakim człowiekiem będzie Pan miał do czynienia. Nie rozumiem, dlaczego siedem dwa jeden został wybrany, wiem tylko, że obiecano mu przedterminowe zwolnienie, jeśli wykona ściśle tajne zadanie. Ta obietnica to błąd, ogromny błąd, który staram się Panu uświadomić. Apeluję do Pańskiego honoru oficerskiego i proszę, aby rozważył Pan następujące rozwiązanie:
W ciągu tygodnia złożymy w admiralicji materiał dowodowy pozwalający na oskarżenie więźnia siedem dwa jeden o pierwsze trzy z zarzucanych mu czynów (proszę zapoznać się z załączonymi dokumentami; zobaczy Pan, że dowody, choć poszlakowe, są jednoznaczne). Nie zrobiliśmy tego wcześniej, gdyż chcieliśmy zgromadzić materiał pozwalający na postawienie mu zarzutów we wszystkich sprawach jednocześnie, aby sąd w końcu zobaczył, z kim naprawdę ma do czynienia (nad pozostałymi sześcioma przypadkami także pracujemy, ale ich udokumentowanie będzie wymagało sporo czasu). Niestety Pańska prośba o zwolnienie go uniemożliwiła nam zakończenie przygotowywanej od pewnego czasu prowokacji, dzięki której zamierzaliśmy zdobyć niepodważalne dowody winy tego zwyrodnialca.