Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Zdenerwowany zastępca dowódcy pojawił się przy konsoli Święckiego kilka minut później. Widząc, że porucznik zmierza w jego kierunku, Henryan uruchomił generator losowy, dzięki któremu wybrał dziewięć spośród dziesięciu celów analizy porównawczej. Ujęcie sylwetki tajemniczej kobiety, która odebrała od niego kryształ, dodał wcześniej.

– Zdążycie przed końcem zmiany? – zapytał raz jeszcze porucznik, zerkając z niepokojem w kierunku stanowiska dowódcy. Marny był z niego konspirator.

Święcki skinął głową.

– Rozpoczynam właśnie testy na losowo wybranych członkach załogi stacji – poinformował. – To w pełni zautomatyzowany proces, którego nie muszę doglądać przez cały czas. Wystarczy, że będę autoryzował kolejne fazy poszukiwań, co zajmuje moment, zatem nawet jeśli Godbless wymyśli kolejną niecierpiącą zwłoki obserwację… – Zawiesił głos, czując, że nie musi dodawać nic więcej.

– Świetnie – ucieszył się Valdez, poklepał go po ramieniu, po czym ruszył chwiejnym krokiem w stronę wyjścia. – Dajcie mi sygnał, Pry, gdy zakończycie pełną diagnostykę.

– Tak jest – powiedział Henryan, odprowadzając go wzrokiem.

Nadeszła pora, by komputery stacji odwaliły za niego większą część roboty.

* * *

Sprawa okazała się trudniejsza, niż przypuszczał. W ciągu pierwszego kwadransa poszukiwań system stacji rozpoznał aż sześć z dziesięciu osób wybranych do testu, chociaż Święcki podał wyjątkowo skąpe dane wyjściowe. Wgrywał do pamięci tylko jedno ujęcie z holokamery monitoringu przedstawiające – w najlepszym wypadku – słabo widoczny fragment sylwetki człowieka w gęstym tłumie. Aby skomplikować poszukiwania, wykasował wszystkie informacje dotyczące miejsca, w którym dokonano nagrania. Kolejnym ograniczeniem było wyłączenie zdecydowanej większości opcji, takich choćby jak sprawdzanie identyfikatorów baterii kombinezonu czy ustalanie numerów seryjnych urządzeń elektronicznych, które można było dostrzec na wybranych hologramach. Zgodnie z procedurami prowadzący test powinien włączać je stopniowo, począwszy od najmniej istotnych, i to tylko w przypadku, gdyby oprogramowanie nie radziło sobie z zadaniem.

Pierwszej korekty Henryan dokonał dopiero w dwudziestej siódmej minucie testu, gdy system powiadomił go o niemożności identyfikacji pozostałych czterech obiektów. Włączenie kolejnego modułu analizującego zwiększyło liczbę trafień do ośmiu. Trzecie rozszerzenie ujawniło dziewiąty cel w pięćdziesiątej trzeciej minucie poszukiwań. Za to ostatni, dziesiąty obiekt – ten właściwy – wciąż wymykał się wszechwidzącemu oku systemu, i to mimo zaprzęgnięcia do pracy wszystkich dostępnych modułów analizujących.

Święcki zgrał zapis całej sesji na mikrokryształ, a następnie przeinstalował oprogramowanie i przeprowadził nowy test, tym razem nie ingerując w generator losowy. Dzięki temu osiągnął stuprocentową wykrywalność już po włączeniu drugiego rozszerzenia. Na pół godziny przed końcem zmiany mógł przesłać porucznikowi zwięzły raport. Kryształy z oboma testami trafiły do jego kieszeni. Miał szczery zamiar wgrać zawartość tego drugiego do terminala w swojej kabinie – zgodnie z życzeniem wubecji. I tak nie zdołałby ukryć przed zmiennikiem grzebania w oprogramowaniu, niech zatem czarni myślą, że został ich pieskiem. To także była część planu.

* * *

Po kolacji rozłożył się wygodnie na koi i korzystając z prywatnego naczolnika, odtworzył zapis poszukiwań rudowłosej zbawczyni. Był pewien, że sprzęt jest czysty – sprawdził go starannie po ostatniej wizycie czarnych, a potem nosił przy sobie, aby mieć pewność, że nie zainstalują mu oprogramowania szpiegującego.

Ta kobieta z pewnością nie była amatorką. Musiała doskonale znać rozmieszczenie kamer, gdyż poruszała się po stacji tak, by jak najrzadziej trafiać przed ich obiektywy. Pozostanie niezauważonym było niemożliwe, ale ona niezwykle umiejętnie korzystała z osłon, takich choćby jak idący obok niej ludzie, dzięki czemu przemykała niepostrzeżenie przez całe odcinki korytarzy. Henryan dysponował tylko kilkoma fragmentarycznymi ujęciami jej sylwetki, niestety na żadnym z nich nie znalazł się ani jeden znak szczególny pozwalający na identyfikację. Koloru włosów nie liczył. Wspomagane najnowocześniejszą technologią, kobiety mogły wyczyniać cuda ze swoimi fryzurami; powszechnie dostępne nanolakiery umożliwiające błyskawiczną, a czasem też płynną zmianę koloru włosów należały do najprostszych środków kamuflażu. Dla świętego spokoju sprawdził, ile rudych kobiet służy na stacji – zgodnie z jego przypuszczeniami żadna z szesnastu wytypowanych przez system pracownic nie przypominała sylwetką, wzrostem ani wiekiem tej, którą widział w korytarzu swojego przedziału.

Prywatne śledztwo zaczął od analizy wyniku. Nie zamierzał marnować czasu na procedury – był człowiekiem, nie maszyną, pozwalał więc sobie na nieregulaminowe, za to niezwykle przydatne skróty. Tym bardziej że analizowanie kolejnych porażek komputera nic by mu nie dało. Wystarczyło jednak przeczytać podsumowanie ostatniego etapu poszukiwań, aby się dowiedzieć, że Ruda zniknęła w przedziale pierwszym jego sektora, co mogło oznaczać, że właśnie tam zmieniła kolor włosów, a nawet strój, dzięki czemu przestała być celem, którego szukał system. Do przemiany nie doszło w żadnej z kabin, ponieważ ich wejścia były monitorowane, podobnie jak reszta pomieszczeń użyteczności publicznej, nie wyłączając toalet. O ile trwająca kilka sekund zmiana polaryzacji nanolakieru mogła się odbyć, gdy kobieta przyklęknęła, udając, że dopina rzepy buta, to już zmiana stroju na środku zatłoczonego korytarza stanowiła znacznie większe wyzwanie.

Czegoś takiego unikająca kamer osoba nie mogła zrobić niepostrzeżenie. Ściągnięcie kombinezonu medycznego i włożenie innego stroju wymagało czasu i przestrzeni. Mimo to Henryan był pewien, że Ruda zdołała tego dokonać, choć niekoniecznie w pobliżu ostatniego namiaru. Ustalił też, że z obu strojów wyjęto baterie kinetyczne; system doszedł do tego, porównując trzy rodzaje danych z punktów, w których uchwycono fragmenty sylwetki poszukiwanej: chodziło o liczbę osób widocznych na poszczególnych ujęciach, liczbę sygnałów wysyłanych przez baterie z tych miejsc oraz informacje napływające z czujników płyt naciskowych, dzięki którym samowystarczalne systemy stacji odzyskiwały znaczną część energii. Wdrażana ostatnio przez admiralicję polityka oszczędzania na wszystkim tym razem posłużyła czemuś, o czym jej twórcom nawet się nie śniło. Henryan uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarło do niego, że pomysł, by dodać odczyty czujników do opcji oprogramowania identyfikacyjnego, okazał się strzałem w dziesiątkę. To właśnie analiza tego ostatniego czynnika wskazywała, że na korytarzu była jedna osoba więcej, niż wynikało to z przeliczenia ludzi w polu widzenia kamer. Dzięki temu Święcki złapał nowy trop.

Nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, ile osób w tym czasie nie miało przy sobie baterii. O tej porze musiały być ich setki, jeśli nie tysiące. Po zakończeniu służby ludzie odzyskiwali wypracowaną w ciągu dnia energię, umieszczając akumulatory w gniazdach zasilających ich kabiny. Wielu z nich wychodziło potem do kantyny albo spotkać się ze znajomym, ale rzadko kto zabierał ze sobą baterie. Poszukiwana z pewnością postąpiła tak samo, choć z nieco innego powodu.

Z tego wszystkiego można było wysnuć jeden logiczny wniosek: Ruda, jak nadal nazywał ją w myślach, musiała dokonać przemiany w piątym przedziale sektora medycznego, na korytarzu, w samym środku tłumu żołnierzy, medyków i techników. Ale jak zrobić coś takiego niezauważenie? Nie stała się przecież niewidzialna. Chociaż… Gdyby miała kilku wspólników, ci mogliby stworzyć sztuczny tłok i zasłonić przebierającą się pośpiesznie koleżankę nie tylko przed oczami przechodniów, ale i przed obiektywami kamer.

Henryan znów uśmiechnął się pod nosem. Była to tak prosta zagrywka, że sztuczna inteligencja nigdy by na nią nie wpadła.

Najpierw sprawdził, w którym miejscu sygnatury płyt kinetycznych zaczynają się zgadzać z liczbą osób widocznych na nagraniach monitoringu. Potem, przeglądając zapisy z kilkunastu pobliskich kamer, zauważył coś, co uprawdopodobniało jego teorię. Pod ścianą, na skraju martwego pola między kamerami numer szesnaście i siedemnaście, stała grupka mężczyzn. Za ich plecami przelewała się nieprzerwanie rzeka ludzi. Nanosząc to miejsce na plan korytarza, Henryan poczuł rosnące podniecenie. Choć nie widział odcinka szerokości około połowy metra – tyle właśnie miał martwy punkt – domyślił się, że stoi tam jeszcze jeden, a może nawet dwóch konspiratorów. Pewność zyskał pół minuty później, gdy obserwowani przez niego żołnierze pożegnali się i rozpłynęli w tłumie. W polu widzenia kamery szesnastej pojawiła się charakterystyczna zwalista sylwetka Zajcewa.

50
{"b":"576598","o":1}