Król szwedski pragnąć cudze,
Pytać się z nich o każdego:
Postradał sług swych niemało,
Tak jemu szczęście kazało.
Kenix Marku mój wybrany? —
We Gdańsku jest pojmany.
Witemberku w którejś ziemi? —
Mówią,— z spoi więźniami memi.
Wróć, effeci nieospały! —
Wziol mie polak w wierze stały.
A Negornia — gdzie obraca! —
Nienadała się nas praca.
Graf von Thoren moj czy żywy? —
Lud moskiewski Rygi chciwy.
Izraelu oberszterze? —
Tatarzyn mie z sobą bierze.
Kalesztena przepomnić szkoda —
Krew z niego ciekła jak woda.
A szwager moj Gongyciej? —
Nie wróci już do Szwecjej.
Xiąże Wiejmarski czy li je? —
Ledwo nieszczęśny są żyje.
Co myśli xiąże z Anhaltu,
Nieże czynił siłą gwałtu?
Aniłow czy nie masz z wami? —
Jeden idzie z tatarami!
Waldek młody z mędrym Borkiem? —
Orda z niemi w swoje skokiem.
Poseł dawny i odważny,
Orzeł któż w boju nieuważny,
Kenix Marku, starszy synie? —
Nadzieja mą w Wisie płynie.
Tu zaś ojcze, Kenix Marku.
Lub mi nie do jarmarku!
Po diable z takiemi żarty,—
Rąsze z gdąszczan charty.
Gdzieś się podział, ma pociecha?
Gl (onsz) ę wszędy, a tym — echo.
Bardzo mi bez ciebie nudno,
Z Polskiej do Szwecijej trudno.
Da mnie zwykłą chyłość swoję! —
Oziemien pożucił zbroją.
Leon Haupt? — nim pospołu
W Zamościu chodzim do stołu.
Bom siła o nim rozumiał,
Łeb mu uciąć w boju umiał!
Czy jeszcze mie, króla, bronisz,—
Już mie tu, panie, nie zgonisz.
Miewali potrzebę odwagi,
Szablą Soffon Kuriagi.
Zacnej von Heffen co robi? —
Polskie pola krwią swą zdobi.
Jak obiecał lachom szkodzie,
Puta się nazad odchodzie.
Czy nie ścina, czy nie pali? —
Na własną się głowę wali.
Odważnych rodzonych — braci,
Drugi w bitwie żywot traci.
Cna rycerska compania,
Jak na przędnim kraje dbania
W mej potrzebie więc próżnuje,
Ze sam siebie już nie czuje!
Co też myślisz o tej wojnie? —
Jam sie napiś wody hojnie.
Gdzie też wasz wolą zimować? —
Chcą mię gdańszczanie przechować.
To ty pewnie w Mindze siedzisz?
Prożno ze mną, lisę, siedzisz.
Więc brat mój, xiąże von Kroją
Prosi pewnego pokoja.
Kurfirszcie, dotszymaj słowa,
Ma z twoją ginąć ma głowa.
Panowie, odstępujecie? —
Każdy sie chrani na swiecie.
Ratuj że, obersternie,
Nie mogą już radzić wiernie.
A ty, zamorski Kromwelu? —
Oszukałem już ja wielu.
Leon Hauplt, czy nie lwia głowa! —
Samsonom ginąć nienowa.
Graf Magnus zastawszy w Rydzie! —
Radby wyprawić, lecz widzę:
Niemam z pryjacioł żadnego,
Z tych zabito nie jednego.
Inflanty zruinowane,
Rzeczy zwargowane.
Pieszy też nie mogą zdołąć,
Jako diabłów muszą woląc!
Nie chce w polskich krajach zostać,
Bierze na sie inszą postać.
Wszakeśmy przysięgli sobie,
Zdrawsza rada o tej dobie.
Cóż się mu obiecowali,
Gdy się sąsiadu dom wali.
Nadzieja ostatnia w tobie,
Bom i z bracią są jak w grobie.
Gdzie twe obetnice dawne?! —
Me zdrady są światu jawne.—
Tam postrasz swym rykiem! —
Bog wojuje swoim szykiem.—
Niech poszle Pontusa brata.
że ustąpił i ten ż świata?!
Radziejowski desperuje,
A z obcych nicht nie ratuje.
A w Prusiach sie mię nie boją,
Dziwne myśli w głowę roją.
Ratujcie, łupi finowie,
Patrzcie czy niemy, synowie!