Okręgło niebo do kołu się toczy,
Czas dniem y nocą skrzydłat z temi kroczy:
Wiatr, ogień, ziemia tu na wozie z wodą,
Wzwysz cztyry wiatry świt w odmianę wiodą.
Bogactwo z córą pychą tryumfuje,
Łupierstwo, zdradę chytrość fortunuje,
By konie jaki — lichwa po prawicy,
Miany z wydaniem biegą po lewicy.
Próżna zaś rozkosz z weselem pozadnie
Za pysznym wozem stopy swoje kładnie.
Pycha na wozie z zazdrością, złą córą,
Konie-ciekawost, upór ciągną która.
Wzgarda po wozie, chętliwość przy boku,
śmiech, nieposłuszność z lewej idą w kroku.
Z zazdrością wojna, z której urodzona,
Na woz nieprawdy wspaniały wsadzona;
Szczypanie sławy potwarzą się wozi,
Którym nienawiść biczem woznie grozi.
Zła turbatio, niepokój rokoszy Pilnuję.
Niechęć rozcą konie płoszy.
Wojna na wozie niechaj pomsty siędzie,
W której się u nog złe pokora będzie;
Zguba, pustota woz ten pociągają,
Gniew na woźnicę z ognia biczem mają.
Bluźnierstwo, swary y głód opłakany —
Obok, a pozad — mnogi płoń zabrany.
Ubostwo wozem niedostatka z córą,
Chromym y słabym, wlecze się pokorą.
Gniuszność pogania, słabość tu prędkuje,
Cierpliwość osi z niewolą pilnuje.
Pokora na woz cierpień wysadzona
Y pod jej pokoj — córa z niej spładzona;
Ciechość, stateczność ciągną w miasto koni,
Bojazń kieruje y pod strachem goni.
Wiara, nadzieja y miłość przy boku
Nie odstępują od jej wozu kroku.
Pokoj z dostatkiem jedynomyślności
Użyły za woz woźnicą miłości.
Za assystenty prawdę pilność mają
Y sprawiedliwość, które przy nich stają.
Para tu cudnych konie usługuje —
Zgoda, pożytek, któż ich nie lubuje?!
A gdy już przydzie ostatni dzień świata,
Tam złym y dobrym oddają zapłata.
Pyszni bogacze, zazdrosny wojenny
Pojdą do wiecznej na zgubę hyenny,
Ubostwo zasię pokój y pokora —
Na wieczną rozkosz do rajskiego dwora.
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wściekłemi biegasz końmi, Kupidynie,
Sprośnej Wenery niewstydliwy synie.
Kogoś nie ranił złej strzała lubości? —
Steltor, Sałomon z twej upadli złości.
Zacnym poetem, ni oratorowi,
Ani przebaczać,— ba ni Jowiszowi.
Owo wstyd święty, połomawszy strzały
Kupidynowie, ma tryumph niemały.
Scipio, Jozeph wprzód nie pokonani,
Idą Susanna, Judith zacne pani.
Wstrzemieźność, mierność u koł woza stoją,
Palmy w ofiarę Panny posąg stroją.
Ja — śmierć, cokolwiek oczom się nawinie
Ostrą y bystrą, koniec temu czynię.
Ja to papieskie, królewskie, biskupie
Korony, perła, z głów infuły łupię.
Bawoły wściekle karocę mą toczą,
Lud wszelkich stanów kopyt ostrze tłoczą.
Sława skrzydłami pod niebo wzniesiona,
Brzmiących trąb dźwiękiem wszędy ogłoszona.
Chciwe ma sławy zwierzęta za konie,
Silne, ogromne, narzeczone słonie.
Tą Alexander, Juliusz y Plato
Słyną na świecie y wymowny Cato.
Czas bystrolotny przez bystra jelenie
Dniem, nocą bieżeć; acz y sam nie lenię,
Jadę godzinmi; jesień, zima, lato
Ze mną biegają jako widzisz, a to
Lata mię psują, ja też one trawię,
Wszystko ja dopcę, śladu nie zastawię.
Wszystko na świecie koniec terminuje,
Sam jeden Chrystus wiecznie tryumfuje,
Nigdy nie cierpiąc zgrzybiełej starości,
Z początku świętych w świetnej trwa jasności.