Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Bielany, godzina 09:27.

Cała trójka była już czysta i przebrana w świeże rzeczy. Natalia pożyczyła od siostry Tomka brązową bluzkę na ramiączkach oraz jeansowe spodenki, podobne do tych, które miała na sobie wcześniej. Rozważała założenie pełnych spodni, jednak ostatnie dni były tak upalne, że nie miałoby to najmniejszego sensu. Kuba dostał od Tomka biały, świeży T-shirt. Zdecydował się pozostać w swoich spodniach. Trochę nie miał wyjścia, bo ani ubrania chłopaka, ani jego ojca nie pasowały na policjanta. Ostatni wykąpał się Tomek. Wszyscy poczuli olbrzymią ulgę – strumień wody oczyścił ich nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Część ich trosk i bólu, jakiego doświadczyli, zniknęła głęboko w odpływie.

Jedli śniadanie i pili zaparzoną przez Tomka kawę, jakby byli zwykłymi znajomymi, którzy spotkali przy kubku gorącego napoju, by porozmawiać o pogodzie. Od ponad godziny nie słychać było strzałów ani zawodzących w oddali syren czy wybuchów. Było cicho i spokojnie, co pozwalało oderwać myśli od koszmaru, przez jaki przeszli. Tomek znalazł klucze i spakował się, Natalia i Kuba odświeżyli się i odpoczęli. Ciepły aromat świeżej kawy koił nerwy, tworząc złudne, aczkolwiek bardzo aromatyczne, poczucie bezpieczeństwa. Było tak pięknie, tak spokojnie i miło, że nikt nie odważył się poruszyć tematu wyjazdu. Każdy był pogrążony we własnych myślach, jednak po twarzach zebranych przy stole osób nie trudno było odgadnąć, że tak naprawdę nie były one pozytywne. Nieuchronność trudnego wyjazdu, któremu prędzej czy później będą musieli sprostać, odciskała się głębokim piętnem na ich czołach.

– Mogę się o coś zapytać? – zaczął Tomek.

– No – odpowiedział Kuba, biorąc łyk kawy. – Mogę tu zapalić? – dodał, wyciągając z paczki papierosa. Nie czekając na odpowiedź chłopaka, po prostu go odpalił.

Tomek tylko uniósł brwi w zdziwieniu, jednak stwierdził, że zabranianie Kubie czegokolwiek nie ma sensu. To, czy zapali tu, czy nie, nie miało już najmniejszego znaczenia.

– No, o co chciałeś zapytać? – dopytał Kuba, wypuszczając z ust kłąb gryzącego dymu.

– Nie, nic już. Nieważne – odpowiedział Tomek, machając ręką, jakby odganiał niewidzialną muchę. Chłopak chciał zapytać o to, czym zajmowali się wcześniej. Jak wyglądało ich życie, zanim wszystko zostało wywrócone do góry nogami. I jak udało im się przeżyć. Czy musieli zabić kogoś, kogo znali? Kuba wyglądał na takiego, który mógłby coś takiego zrobić.

– Oj powiedz, nie obrażaj się – zaczął go naciskać Kuba. – O co chodzi?

Jednak nie doczekał się odpowiedzi, gdyż do ich uszu doleciał warkot potężnego silnika. Cała trójka wstrzymała oddech. Nagle Kuba odsunął krzesło tak gwałtownie, że prawie się przewróciło na podłogę, podbiegł do okna i wyjrzał na ulicę. W oddali widać było sunący powoli ciężki pojazd kołowy, a za nim kilka następnych. Wyglądało to na kolumnę wojska, które wreszcie pojawiło się, żeby pomóc obywatelom. Policjant nie znał się aż tak dobrze na militariach, aby z tej odległości ocenić, co to za potwór, niemniej maszyna robiła piorunujące wrażenie – okuta ciężką stalą pomalowaną na ciemny, oliwkowy kolor, sunęła majestatycznie niczym tygrys drepczący po dżungli, świadomy tego, że w okolicy nie ma sobie równych. Po sekundzie z okna wyglądała już cała trójka.

– Co to? – zapytała piskliwie podniecona Natalia. – Wojsko? Ratunek? Widzicie, już przyjechali! – krzyknęła z radości, machając przy tym szczupłymi rękami.

– Cicho, poczekaj – przerwał jej Kuba. – Nie krzycz.

– Co? Przecież nas nie zobaczą, chodźmy do nich – zaprotestowała, ruszając szybkim krokiem w kierunku wyjścia z mieszkania.

– Natalia! – wycedził przez zaciśnięte zęby Kuba. – Poczekaj. Tak, tam jedzie transporter, i tak, pójdziemy do niego, ale spokojnie. Nie rób hałasu, bo nie wiesz, co jest za drzwiami. A jak nas zagryzą te pieprzone kanibale, to nic nam po wojskowym transporterze. Rozumiesz?

Dziewczyna odrobinę spochmurniała, ale kiwnęła głową. Oczywiście. Rozumiała. W końcu to Kuba w ich związku był głosem rozsądku, tak jak i tym razem. Wzięła głęboki oddech i wypuściła ze świstem powietrze, teatralnie demonstrując swoje opanowanie.

– Już jestem grzeczna, tato – powiedziała, ironicznie się do tego uśmiechając.

– Super – skomentował Kuba i posłał jej równie ironiczny uśmiech. – Tomek, bierz plecak. Wychodzimy.

Chłopak trzymał już plecak w ręku, jednak nie zrobił nawet kroku.

– Po co nam plecak i klucze na działkę? – zapytał.

– W sumie nie wiem. To zostaw go, jeśli chcesz – odpowiedział szybko Kuba.

Czuł coraz większe podniecenie na myśl o zbliżającym się ratunku. W końcu dowie się, co się stało, czy to był atak terrorystyczny, czy wybuch jakiejś nieznanej wcześniej epidemii. Otrzyma odpowiedzi na niedające mu spokoju pytania. Podszedł do drzwi i zaczął rozbierać usypaną przed nimi barykadę. Odsunął na bok szafkę i już sięgał do klamki, gdy usłyszał głos Tomka:

– Poczekaj. Słyszysz to? – zapytał chłopak.

Kuba popatrzył na niego, marszcząc w zamyśleniu czoło. Nie słyszał żadnych dźwięków dochodzących z korytarza, żadnych kroków czy powarkiwań, słowem – niczego, co świadczyłoby o czyhającym za drzwiami zagrożeniu.

– Co? Korytarz jest pusty – stwierdził.

– Nie, cicho – wyjaśnił chłopak i gestem dłoni zaprosił go do kuchni. Sam podszedł do okna i dyskretnie wyjrzał na ulicę.

– …o zostanie w domach. Osoby z gorączką muszą zostać przetransportowane do punktu medycznego.

Głos dochodził z głośników umieszczonych na szczycie transportera. Kuba, Natalia i Tomek zamilkli, czekając na dalszą część komunikatu. Jak wkrótce się okazało, nie musieli czekać zbyt długo.

– Za dwanaście godzin miasto zostanie poddane kwarantannie – dźwięk wydobywający się z głośników był teraz wyraźniejszy, transporter podjechał bliżej bloku Tomka. – Prosimy o opuszczenie domów w trybie natychmiastowym i niezabieranie ze sobą żadnych rzeczy osobistych. Jeżeli zostaliście zaatakowani i fizycznie ranni, wyjdźcie z czerwoną opaską. Mamy lekarstwo. Powtarzam. Nie zostawajcie w domach. Osoby z gorączką muszą zostać przetransportowane do punktu medycznego w trybie natychmiastowym.

„Pierdolenie” – pomyślał Kuba. Nie wiedział dlaczego, ale instynkt podpowiadał mu, że sytuacja wcale nie jest tak dobra. Kwarantanna i zamknięcie miasta? Jeżeli mają lekarstwo, to po co chcą izolować stolicę? Poza tym bardzo szybko udało im się je odkryć, co niestety było mało prawdopodobne. No i sam komunikat, który nie brzmiał zbyt profesjonalnie. Czyli nie mieli czasu na dobre przygotowanie, naskrobali parę wytycznych na kartce papieru i radźcie sobie sami. A agenta PR pewnie coś zżarło.

Nagle transporter zatrzymał się. Z przeciwległego bloku wyszły trzy osoby – mężczyzna w wieku około osiemdziesięciu lat i para mniej więcej trzydziestolatków, którzy prawdopodobnie byli z nim spokrewnieni. Kobieta miała przyłożoną do twarzy chustkę, mężczyzna, który teoretycznie mógł być jej mężem, pomagał jej iść. Starzec szedł za nimi, cały czas wspomagając się drewnianą laską. Widać było, że kobieta jest chora. Mężczyzna krzyknął do transportera, ale niepotrzebnie – został odpowiednio wcześnie zauważony.

– Stać! – padł rozkaz z głośników. W tym samym czasie zza pojazdu wybiegło trzech żołnierzy, każdy w masce przeciwgazowej i z bronią uniesioną do strzału. Biegli pochyleni, jakby spodziewali się ataku. Byli w pełnym umundurowaniu i w tych maskach na głowach musiało być im niesamowicie gorąco. Jeden z żołnierzy obstawił boczną uliczkę, znikającą za blokiem, pozostała dwójka podbiegła do ocalałych ludzi. Ustawili się tak, że otaczali zebraną trójkę z trzech różnych stron.

– Stać! – krzyknął najwyższy z nich. Małżeństwo zatrzymało się posłusznie, nie wiedząc, co dalej robić.

– Tak, tak, spokojnie. Nie jesteśmy uzbrojeni, nie strzelajcie – powiedziawszy to, mężczyzna postąpił krok naprzód, unosząc w górę ręce. Troje obserwatorów w kuchni zamarło, z napięciem śledząc rozwój akcji.

72
{"b":"643245","o":1}