Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Przepraszam – powiedział po chwil wahania. – Ta cała sytuacja jest…

Przerwał, wyraźnie czymś zaskoczony. Podszedł do Natalii, która teraz przypatrywała mu się z mieszaniną zakłopotania i fascynacji jednocześnie. Kuba przeprosił żonę, zbliżył się do drzwi i złapał ręką za skobel wbity głęboko w betonową posadzkę. Wyciągnął go, po czym podniósł głowę i, tak jak się spodziewał, znalazł tam drugi skobel, który również odblokował. Ponownie spojrzał na Natalię, a jego wzrok mówił: „Nie mam pojęcia, jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć”. Natalia milczała. Mężczyzna nacisnął na klamkę, lecz nic się nie wydarzyło. Odczekał, nacisnął ponownie, tym razem napierając na drzwi całym ciałem i te… ustąpiły! Poczuli ogromną ulgę. Natalia niemalże krzyknęła z radości, ale Kuba błyskawicznie położył jej dłoń na ustach.

– Musimy być cicho – powiedział, psując magię chwili.

Natalii wyraźnie to nie odpowiadało. Gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że gdy wyjdą z katakumb, koszmar się skończy. Jak widać, to byłoby zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Tak czy inaczej kiwnęła potakująco głową.

Kuba uchylił drzwi, wpuszczając do środka świeże, wieczorne powietrze. Oboje wzięli głębokie oddechy, uśmiechając się triumfalnie. Mężczyźnie przeszła przez głowę myśl, że zdecydowanie lepiej będzie umierać na świeżym powietrzu niż w tym zatęchłym, zapomnianym przez Boga i ludzi tunelu. Chciał tę myśl odrzucić, ale ta uparcie doń wracała.

Ich oczom ukazała się łąka z rzadka porośnięta drzewami. Zdziwienie Kuby było tak ogromne, że potrzebował kilkudziesięciu sekund, aby uświadomić sobie, gdzie dotarli. Starał się oszacować odległość, jaką przebyli tunelem, jednak jego niezliczona ilość zakrętów i ślepych odnóg skutecznie to uniemożliwiła. Mogli przejść jakieś dwieście metrów, ale równie dobrze to mogły być trzy kilometry. Wziął głęboki oddech, starając się wyłapać wszystkie możliwe zapachy.

– Wiem – powiedział, wypuszczając powietrze. – Jesteśmy nad Wisłą. O, tam są fontanny – stwierdził, wskazując ręką południowy wschód.

– To dobrze? Znasz te tereny? – zapytała z nadzieją w głosie Natalia.

– Tak. To znaczy za nami jest mennica, stadion Polonii i w sumie mamy niedaleko do placu Bankowego. Będziemy musieli pójść ulicą Konwiktorską, potem w Andersa i do samej Komendy Stołecznej. Damy radę. Poczekaj.

Powiedziawszy to, wyszedł ostrożnie za drzwi. Rozglądał się czujnie, starając się wypatrzeć najmniejszy nawet ruch. W mroku panującym wokół nich, zmąconym tylko nikłym światłem nielicznych latarni, wszystko wyglądało tak samo.

– Okej, chodź – powiedział.

– Jezu, to dotarło też tutaj – powiedziała Natalia, ruszając za mężem.

Cała okolica była wymarła. Miejsce tak często uczęszczane wieczorami, skupiające rzesze roześmianych ludzi i zakochanych par, teraz świeciło pustkami, jakby wszyscy nagle się spakowali i wyjechali. Panująca wokół cisza sprawiała, że czuli się ekstremalnie wręcz głośni. Po paru chwilach skradania się niczym podczas podchodów, wyszli zza linii drzew i wkroczyli na chodnik. Tu było zdecydowanie jaśniej, co nie do końca było im na rękę. Owszem, mogli lepiej widzieć, ale sami również byli widoczni.

– Musimy się szybko przemieszczać. I starajmy się trzymać przy ścianie, dobrze? – zaproponował Kuba.

– Dobra – odparła żona. Wiedziała, że Kuba nie mówił od rzeczy. Jako policjanta przeszkolono go w milionie różnych taktyk i zachowań. Wątpiła, żeby mieli szkolenie na wypadek ataku zombie, ale głęboko wierzyła, że mężowi udało się zaadaptować pewne zachowania do ich obecnej sytuacji.

Dotarli do stacji benzynowej mieszącej się naprzeciwko ogrodzonej wysokim płotem mennicy. Spojrzeli po sobie i dokładnie w tym samym momencie zaburczało im w brzuchach. Podbiegli ostrożnie do drzwi stacyjnego sklepu i Kuba jako pierwszy wkroczył do środka. Prawdopodobieństwo, że ktoś się kryje między półkami z towarem, było tak samo niewielkie, jak powierzchnia sklepiku. Rzucili się do regału ze słodyczami. Kuba błyskawicznie wciągnął dwa batony, Natalia sięgnęła po crossainty. Zapili wszystko colą, cały czas uważnie się rozglądając. Już mieli wychodzić, gdy nagle usłyszeli hałas za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Żadne z nich nie miało zamiaru się przekonać, jak wygląda zombie w stroju pracownika stacji benzynowej, z logo w postaci czerwonego orzełka na piersi.

– Spadamy stąd – powiedział Kuba i złapał Natalię za rękę. Wybiegli ze stacji i zaczęli pędzić w stronę skrzyżowania. Przebiegli kilkanaście metrów, gdy usłyszeli:

– Poczekajcie! Hej!

Natalia zatrzymała się pierwsza, zmuszając Kubę do tego samego. Okazało się, że pracownik stacji wcale miał zamiaru ich zjeść. Wyglądał jak normalny człowiek, no, nie licząc tego, że był zgarbiony i skrajnie przerażony. Pewnie jak to wszystko się zaczęło, zaszył się gdzieś na zapleczu i wyszedł, dopiero gdy zobaczył Kubę i Natalię na ekranie monitoringu.

– Ugryźli cię? – krzyknął Kuba, zagarniając Natalię za siebie.

– Co? – zapytał ekspedient, podbiegając chyżo do małżeństwa. Teraz mogli zobaczyć, że mieli do czynienia z młodym, piegowatym chłopakiem. Pewnie to była jego pierwsza praca. Plakietka na piersi oznajmiała, że jej właściciel zwie się Daniel i faktycznie „dopiero się uczy”.

– Stój! I odpowiadaj na pytanie! – krzyknął ponownie Kuba, wyciągając zza paska spodni P-99 i celując w stronę chłopaka. Ten zatrzymał się, automatycznie unosząc ręce w pokojowym geście.

– Ej, spokojnie. Nic wam nie zrobię, chcę tylko… – zaczął.

– Zamknij się! – przerwał mu Kuba. – Pytam po raz ostatni. Czy cię ugryźli?

Chłopak wpatrywał się w mężczyznę, nie wiedząc, jak zareagować. „Jestem ostatnim chujem” – pomyślał Kuba. „Pewnie jesteśmy pierwszymi osobami, które zobaczył żywe od początku tego syfu, a teraz celuję do niego z broni. A gówno. Nie będę narażał ani siebie, ani Natalii”.

– Nie… – odpowiedział niepewnie. – Gdy zaczęli latać w kółko i zjadać ludzi, zabarykadowałem się na zapleczu i siedziałem tam aż do tej pory. Nikt mnie nawet nie drasnął.

– Dobra – powiedział Kuba, opuszczając broń. – Możesz iść z nami. Jestem policjantem.

– Bogu dzięki. Człowieku, nie wiem, co bym bez was zrobił. Pewnie siedziałbym tam do usranej… o nie.

Mówiąc ostatnie zdanie, spojrzał za plecy małżeństwa. Kuba już wiedział, co ujrzy, oglądając się za siebie. I niestety, jego największe obawy się potwierdziły. Zza rogu mennicy wyszło kilkunastu zombie. Kreatury dostrzegły ich i po paru chwilach rzuciły się pędem w stronę swoich ofiar. Daniel zapiszczał jak mała dziewczynka i ruszył z powrotem w kierunku bezpiecznego azylu na zapleczu stacji benzynowej. Małżeństwo zaczęło biec w tę samą stronę. Kuba złapał Natalię za rękę, ciągnąc ją za sobą, a dziewczyna prawie zabiła się przez klapiące o asfalt japonki. Po paru chwilach złapała rytm, stawiając większe kroki. Już dobiegali do stacji, gdy nagle usłyszeli przeraźliwy wrzask chłopaka, który wbiegł do sklepu tuż przed nimi. Okazało się, że jego koleżance ze zmiany nie udało się wyjść bez szwanku po spotkaniu z zombie.

Kuba wraz z Natalią musieli więc biec dalej. Mężczyzna odwrócił się na sekundę, żeby oszacować, jak wiele kreatur siedzi im na ogonie. Naliczył więcej, niż by chciał. Do tego kilka z nich biegło, a za nimi znacznie więcej powłóczyło nogami, powoli sunąc w ich stronę. Przebiegli przez park, mijając wejście do tunelu. Już mieli się w nim zagłębić, gdy nagle Natalia wysapała:

– Spójrz!

Kuba zerknął w stronę, którą wskazywała jego żona. Trasą Gdańską sunęła policyjna furgonetka. Mężczyzna poczuł olbrzymi zastrzyk adrenaliny i nadziei.

– O tak! Dawaj! – krzyknął, ciągnąc Natalię brutalnie w stronę potencjalnego źródła wybawienia.

„Jezu, uda nam się” – pomyślał. „Musi się udać”.

– Hej! Stój! – krzyczeli, biegnąc i wymachując rękami. Ścigający ich zombie byli jednak coraz bliżej…

46
{"b":"643245","o":1}