Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Natalia popatrzyła na niego swoimi wielkimi, błękitnymi oczami.

– No tak. Bałam się, że polecisz na dół i zostawisz mnie samą – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Nie mógł jej za to winić. Uśmiechnął się ciepło.

– Już jestem, nie martw się – powiedział i pocałował ją w czoło.

Nagle, zupełnie niespodziewanie złapał przebiegającą obok osobę za rękę.

– Co się tam dzieje?

Młody chłopak, na oko w wieku gimnazjalnym, był wyraźnie zdezorientowany. Popatrzył na rękę, która go trzymała, później na Kubę.

– Puść mnie, kurwa – zaczął się wyrywać.

Kuba wzmocnił uścisk, wyjął odznakę z tylnej kieszeni i pokazał chłopakowi.

– Czemu wszyscy uciekają? – zapytał raz jeszcze, przysuwając twarz bliżej.

Chłopak wyraźnie zmiękł.

– Nie wiem. Ludziom odbiło i zaczęli się po prostu zjadać – powiedział szybko, nie patrząc Kubie w oczy.

Policjant odwrócił się i popatrzył na żonę. Potem ponownie spojrzał na chłopaka.

– Matka wie, że ćpasz?

– Jak mi nie wierzysz, to sam idź i się przekonaj, dupku – warknął małolat, po czym szarpnął się i uciekł, nim Kuba zdążył zareagować.

Mężczyzna nie zamierzał go gonić. Wyglądało na to, że na moście dzieje się to samo, co pod nim.

– Dobra, Natka, bierz torebkę i spadamy.

Natalia, która z przerażeniem słuchała rozmowy Kuby z chłopakiem, popatrzyła na męża i spytała wystraszona:

– Co się tu dzieje?

– Nie wiem dokładnie, kochanie – odparł, znikając w samochodzie. Po chwili wynurzył się z plecakiem i kontynuował: – Zamkniemy samochód i podejdziemy na komisariat albo znajdziemy jakiś radiowóz po drodze i od chłopaków dowiemy się, co jest grane. Ale nie zostaniemy tutaj, bo dzieje się coś dziwnego.

– A nie możemy pojechać? – zapytała nieco zdziwiona Natalia.

Kuba popatrzył na żonę i po raz kolejny w życiu zastanowił się, dlaczego kobiety jednocześnie ładne i inteligentne są tak rzadko spotykane…

– Nie, bo za nami, przed nami i obok nas – zaczął wolno tłumaczyć małżonce – stoją puste samochody. Jakby to powiedzieć… Nie przeciśniemy się.

Mówiąc to, uśmiechnął się wyjątkowo wrednie.

Natalia w odpowiedzi obrzuciła go lodowatym spojrzeniem i zanurkowała po torebkę. Po dłuższej chwili wyciągnęła ją, pakując przy okazji do wnętrza parę innych rzeczy. Kuba zamknął samochód.

– Chodźmy – powiedział, biorąc ją pod rękę. Wyrwała się i poszła przodem.

„Nawet w takim momencie foch” – pomyślał i ruszył jej śladem.

W tej samej chwili za plecami usłyszał krzyk. Skulił się odruchowo, sięgnął po broń i błyskawicznie odwrócił. Zobaczył dwoje ludzi szarpiących się przy ich samochodzie. Tuż za nimi dostrzegł kilkadziesiąt kolejnych, przechodzących pomiędzy samochodami. Wszyscy wyglądali jak ofiary poważnego wypadku: zakrwawieni, ubrania w strzępach. Niektórzy byli nadpaleni, innym brakowało widocznych części ciała – ucha, ręki, kawałka policzka. Część z nich jęczała, jakby cierpieli z bólu. Jednak coś było z nimi nie tak. Te oczy… Ich wzrok był zupełnie obojętny.

– Kuba… – usłyszał. Odwrócił się i dostrzegł Natalię, która blada jak ściana wpatrywała się w ten przerażający tłum.

– Spadamy stąd. Migiem! – Podbiegł do żony, złapał ją za rękę i pociągnął w stronę Starego Miasta.

Metro, godzina 13:19.

Max po raz kolejny z niepokojem odwrócił się w stronę wagonów, które niedawno opuścili. Spojrzał w stronę Pawła, lecz w ciemności nie dostrzegł jego twarzy. Jednostajne posapywanie mężczyzny i szuranie rannej kobiety utwierdzało go w zbawiennym przekonaniu, że nie jest sam. Tunel pachniał stęchlizną i wilgocią. Chłopak co kilkanaście metrów zatrzymywał się i świecił latarką Pawła w jego głąb. Miał nieodparte wrażenie, że cały czas ktoś za nimi idzie – oczyma wyobraźni widział obitych, ledwo poruszających się ludzi. To go skutecznie dopingowało do tego, by jak najszybciej oddalić się od miejsca katastrofy.

Nagle usłyszał jęknięcie. Zatrzymał się gwałtownie, co zwróciło uwagę Pawła.

– Co jest? – zapytał mężczyzna zziajanym głosem, również przystając.

– Coś słyszałem – odpowiedział cicho chłopak.

Paweł głośno westchnął.

– Max? Tak masz na imię, prawda? – zapytał i dodał, nie czekając na odpowiedź: – Słuchaj, tam niczego nie ma. Jeżeli coś słyszałeś, były to tylko odgłosy płonącego pociągu. Trzaskający metal, pękające szyby i takie tam dźwięki. Chyba że ktoś się jeszcze uratował i idzie za nami. Staraj się tym nie przejmować.

Chłopak odwrócił się i poświecił latarką pod nogi Pawła, żeby go zobaczyć, ale nie oślepić.

– To było coś innego… – odparł. – Słyszałem jęknięcie. Jakby ktoś stękał z bólu.

Paweł stał chwilę, nic nie mówiąc. Korzystał z każdej możliwości odpoczynku. W oddali było już widać światła stacji Służew, jednak idąc pod ramię z ranną kobietą, zaczynał coraz bardziej się męczyć. „Jeszcze jakieś dwieście metrów. To nic w porównaniu do tego, co już nie raz przeszedłeś” – pomyślał.

– Lepiej pomóż mi z naszą koleżanką – powiedział w końcu, zupełnie ignorując obawy Maxa i ruszając w stronę świateł stacji metra.

Nagle między nimi znalazła się czwarta osoba.

Max poczuł, jak jego całe ciało kurczy się ze strachu – automatycznie odskoczył w stronę ściany, dosłownie w ostatniej chwili unikając bezpośredniego kontaktu z intruzem, niestety jednocześnie upuścił latarkę. Kobieta, która niespodziewanie wynurzyła się z ciemności, minęła go i ruszyła bezpośrednio w stronę pozostałej dwójki.

Dystans, który miała do przebycia, był zbyt krótki, aby Paweł zdążył się w pełni odwrócić – kobieta wpadła z impetem na ranną dziewczynę i wylądowała wraz z nią na dnie tunelu, wyrywając ją z uścisku mężczyzny. Ocalała z katastrofy krzyknęła krótko. W tym momencie napastniczka błyskawicznie przygniotła ją całym ciężarem swojego ciała, następnie złapała za rękę oraz głowę i wgryzła się jej w kark. Ofiara wrzasnęła z bólu, wijąc się niczym zwierzę w pułapce. Max stał przerażony, opierając się plecami o ścianę. Leżąca latarka niewyraźnie oświetlała to, co się działo, a szalejące wokół cienie skutecznie podsuwały wyobraźni kolejne, straszne obrazy.

Nagle Paweł podbiegł, chwycił kobietę w pasie i z nadludzką wprost siłą odrzucił ją w głąb tunelu. Następnie pochylił się nad młodą dziewczyną.

– Hej! Słyszysz mnie?! – odwrócił ją na plecy, szukając jakichkolwiek oznak życia.

Dziewczyna w odpowiedzi wydała z siebie kilka nieartykułowanych dźwięków.

– Światło! – mężczyzna wrzasnął w stronę chłopaka.

Max błyskawicznie podniósł latarkę. Poświecił w stronę Pawła i rannej dziewczyny, po czym przeniósł snop światła na napastniczkę. A ta właśnie podniosła się z ziemi. Chłopak zaświecił jej prosto w twarz, a to, co zobaczył, sprawiło, że automatycznie cofnął się o krok.

Kobieta, która ich zaatakowała, wyglądała jak uciekinierka z szpitala psychiatrycznego. Jej ubranie było postrzępione i brudne, jakby przez tydzień buszowała w śmietniku. Twarz i włosy miała skąpane we krwi. Jednak najgorsze były oczy – tęczówki praktycznie zniknęły, ustępując miejsca czerni, która zajmowała teraz większą część gałki ocznej. I to spojrzenie, dzikie, pierwotne… Wzrok wściekłego drapieżnika, którego nic nie powstrzyma przed zrealizowaniem celu, który nie ma sumienia, nie potrafi współczuć i nie wie, czym jest moralność. Kobieta wyglądała jak sama śmierć.

I w tym momencie śmierć ruszyła w kierunku swojej niedoszłej ofiary.

– Nie podchodź! – krzyknął ostrzegawczo Paweł, wyciągając przed siebie otwartą dłoń.

Kobieta jednak nie zwolniła, tylko dalej, nieustępliwie zmierzała w jego kierunku. Dzieliło ich mniej niż dwa metry, jednak Paweł stał pewnie, wyraźnie nie zamierzając uciekać.

– Stój! – powtórzył raz jeszcze głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Nic to nie dało, bowiem w tym momencie kobieta pochyliła się do przodu i spróbowała pochwycić rękę Pawła, jednocześnie przygotowując się do ugryzienia. Mężczyzna zareagował błyskawicznie – cofnął rękę, po czym pewnym ruchem kopnął kobietę w prawe kolano. Ta zachwiała się i uklęknęła. Mężczyzna bez wahania wykorzystał sprzyjającą pozycję, kopiąc agresorkę tym razem prosto w klatkę piersiową. Na skutek uderzenia ta ponownie znalazła się na podłodze.

11
{"b":"643245","o":1}