Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Wyjdźcie z rękami uniesionymi w powietrze! – ponownie rozkazał megafon.

– Chyba powinniśmy wyjść – powiedział skupiony Paweł. – Chodźmy. Max, zostań na razie w pojeździe. Chyba cię nie widzieli i niech tak zostanie. Na wszelki wypadek.

Chłopak doskonale rozumiał intencje komandosa, toteż schylił się jeszcze bardziej. Pod ręką cały czas trzymał karabin maszynowy, gotów użyć go w razie potrzeby. „Biedaczysko, nie wiedział, że nie miałby szans oddać nawet jednego strzału” – pomyślał Paweł. Jednak hart ducha tego dzieciaka bardzo przypadł mu do gustu.

Paweł otworzył drzwi i jako pierwszy zeskoczył na asfalt. Kaja opuściła pojazd tuż za nim. Tak jak im kazano, unieśli ręce do góry.

– Hej! Opuśćcie broń, nie jesteśmy uzbrojeni – krzyknął Paweł, robiąc krok w stronę pierwszego żołnierza.

Ten błyskawicznie się cofnął i krzyknął:

– Stój! Ani kroku dalej! – pomimo zniekształconego przez grubą gumę głosu polecenie było doskonale słyszalne.

Paweł jednak zrobił kolejny krok. Chciał wybadać grunt, niczym trzyletnie dziecko sprawdzające wytrzymałość psychiczną rodzica.

– Stój! Stój, bo strzelam! – krzyknął żołnierz i błyskawicznie zarepetował karabin.

Komandos zatrzymał się. „Okej, niech ci będzie” – pomyślał. „Albo jesteś młody i to twoja pierwsza misja w terenie, albo masz bardzo wyraźne i bardzo konkretne rozkazy. Idąc dalej tym tropem – jeżeli masz rozkaz strzelania do nieznanego i nieprzebadanego człowieka, to znaczy, że sytuacja jest bardzo poważna. To znaczy też, że nikt nie ma pojęcia, z czym walczą, i się po prostu boją. Świetnie”.

– Spokojnie! – krzyknął w odpowiedzi Paweł. – Nie strzelaj!

– Na kolana! – krzyknął znowu żołnierz. W jego głosie słychać było panikę, co bardzo nie spodobało się Pawłowi. Człowiek, trzymający przeładowany karabin maszynowy jest niebezpieczny, ale człowiek ogarnięty paniką i trzymający przeładowany karabin maszynowy to bomba z bardzo krótkim lontem.

– Dobrze, już dobrze! – krzyknął Paweł, unosząc w górę ręce i klękając. Nie miał za bardzo pola manewru, a bał się, że coś może się stać Kai.

Nagle kątem oka dostrzegł, jak żołnierz znajdujący się po jego prawej stronie odbezpiecza broń i przymierza się do strzału. Tak samo postąpił jego towarzysz, który kazał Pawłowi uklęknąć. Zaraz wystrzelą, a Paweł znajdzie się w krzyżowym ogniu bez najmniejszej szansy na przeżycie i ochronę Kai. Jednak komandos zadziałał instynktownie, wykorzystując swoją największą przewagę – szybkość i doświadczenie bojowe. Błyskawicznie sięgnął po pistolet schowany za plecami, wyjął go i posłał dwie kule prosto w maskę gazową żołnierza, znajdującego się przed nim. W tym samym czasie usłyszał głośne warknięcie – to potężny silnik rosomaka został poderwany do życia, gdy Max wcisnął pedał gazu i zasłonił pojazdem Pawła i Kaję. Gdy żołnierz z przestrzeloną twarzą upadał, usłyszeli stukot kul odbijających się od grubego pancerza pojazdu i krzyki żołnierzy, zajmujących pozycje ofensywne.

– Szybko, do środka! – krzyknął chłopak, jakby faktycznie trzeba było poganiać pozostałą dwójkę.

– Czemu strzelają?! – krzyczała zdezorientowana Kaja. Była autentycznie wystraszona i zagubiona, chyba bardziej niż wtedy na kiosku.

– Nie wiem, później o tym pogadamy. Max, przesuń się – rozkazał krótko Paweł, siadając za kierownicą.

Po oddaniu paru strzałów do rosomaka żołnierze przerwali ogień. Doskonale wiedzieli, z czym mają do czynienia. Po prostu szkoda marnować amunicji na tego bydlaka. Paweł wcisnął pedał gazu i ruszył w kierunku, z którego nadjechali.

Niestety nie było im dane daleko ujechać. Usłyszeli głośny huk wystrzału i rosomakiem mocno zachybotało.

– Kurwa, trafili nas – wycedził Paweł. – Szlag by to!

Jednak mężczyzna nie zdejmował nogi z pedału gazu. Musiał oddalić się maksymalnie daleko, mimo że czuł, jak go znosi na prawą stronę. Walczył z kierownicą ile sił, ale szybko pojął, że daleko nie zajadą.

– Dostaliśmy w tylną oś, musimy uciekać pieszo.

Powiedziawszy to gwałtownie skręcił na chodnik, taranując mały samochód osobowy, słup i kilka betonowych donic, odgradzających ulicę od strefy przeznaczonej dla pieszych. Stanął kilka metrów od wejścia do przejścia podziemnego.

– Max, łap plecaki i szybko na dół – krzyknął Paweł, zeskakując na ziemię i spoglądając w stronę, z której prawdopodobnie będą nadchodzić żołnierze. Po chwili ciężkie glany chłopaka uderzyły o asfalt tuż obok mężczyzny. Max ukucnął, rozglądając się z przerażeniem w oczach.

– Ej! – Kaja rzuciła plecak Maxowi. Ten złapał go w ostatniej chwili, tuż przed tym, zanim wylądował na jego twarzy. Błyskawicznie położył go na ziemi, szykując się do złapania kolejnego.

Przewidując sytuację, w której byliby zmuszeni do błyskawicznego porzucenia pojazdu wojskowego, Paweł kazał im wcześniej przygotować trzy plecaki ewakuacyjne. Z początku żadne z nich nie wiedziało, o co chodzi, jednak mężczyzna dokładnie wszystko wytłumaczył. Każdy miał własny plecak, w którym znajdowały się rzeczy niezbędne do przeżycia, takie jak środki medyczne, prowiant na trzy dni, amunicja, nóż i butelka wody. Niestety nie był to tak idealnie wyposażony plecak, jaki wymarzył sobie Paweł, jednak w aktualnych warunkach musiał im wystarczyć. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że trudna sytuacja dotknęła ich latem, a nie w środku zimy. Teraz można było spokojnie przespać się na dachu budynku lub nawet na drzewie, jeżeli sytuacja by tego wymagała. Nie musieli rozpalać ognia, żeby się ogrzać lub żeby przyrządzić jedzenie.

– Dalej! Na dół! – ponaglał Paweł.

– Co? Mamy zejść do podziemi? – zapytał zaskoczony Max.

– Tak, szybko.

– Nie! – odpowiedział stanowczo chłopak. – Nie pamiętasz już, przez co przeszliśmy w metrze? I znowu chcesz się pakować pod ziemię?

Paweł opuścił delikatnie broń, odwrócił się i spojrzał prosto w oczy Maxa.

– Doskonale pamiętam. Ale musimy teraz tam zejść, bo dzięki temu będzie nam łatwiej zgubić pościg. Nie pójdą za nami. Zobaczysz – odpowiedział krótko i rzeczowo.

Kaja weszła między mężczyzn i przyjrzała się schodom prowadzącym pod ziemię. Z jej perspektywy tunel w środku świecił pustkami, ale licho wie, co się tam czaiło. Poczuła irracjonalny lęk przed zejściem, prawdopodobnie spowodowany tak gwałtowną reakcją Maxa. Jednak zdusiła strach w zarodku. Spojrzała na mocno grzejące słońce, jakby bała się, że nie ujrzy go ponownie zbyt szybko. Jednak to nie był odpowiedni czas na pożegnania czy analizy, to był czas na zdecydowane i konkretne działania.

– Idziemy – rzuciła i pobiegła truchtem pierwsza. Gdy była gdzieś w połowie schodów, Max ruszył za nią. Raz, że dziewczyna nie może się okazać odważniejsza, a dwa, że mimo krótkiego czasu, jaki spędzili razem, już zdążył ją polubić. Na górze został tylko Paweł, ubezpieczając tyły. Już miał zejść, gdy nagle obok niego odbił się pocisk. Komandos automatycznie schował głowę w ramiona i skoczył w kierunku najbliższej kryjówki, chowając się za rannym rosomakiem. Wyjrzał po sekundzie na ulicę i od razu schował z powrotem głowę. Jednak zdążył w tym czasie zobaczyć, że trzech żołnierzy odnalazło ich i teraz zmierzali w tę stronę z wyraźnym zamiarem dokończenia tego, co zaczęli. Nie miał czasu zastanawiać się, dlaczego jego koledzy po fachu chcą ich zabić. Na to przyjdzie jeszcze pora. O ile uda mu się wyjść z tego cało. Gdy szukał możliwie najlepszego wyjścia z tej sytuacji, przybyła nieoczekiwana odsiecz.

Pierwszy z żołnierzy był zbyt skupiony na okrążaniu Pawła z prawej flanki, aby usłyszeć nadbiegającego zombie. Potwór rzucił się na jego plecy z takim impetem, że obydwaj przewrócili się na ziemię. Wojak zdążył tylko coś krzyknąć, wypuszczając z rąk karabin i chroniąc się rękami przed upadkiem na asfalt. W tym czasie zombie w dzikim szale zaczął szarpać dłońmi i zębami gruby gumowy kombinezon ochronny. Spostrzegł to drugi żołnierz i posłał serię w korpus maszkary, zrzucając ją z kolegi. Gdy strzelał, kątem oka dostrzegł, jak zza przewróconego na bok autobusu wybiega kilkanaście osób i zmierza w jego stronę, wściekle rycząc. Wtedy zrozumiał, że nie ma szans. W akcie desperacji wypuścił serię w nadciągający tłum, kładąc dwoje przeciwników. Chyba krzyczał, ale gruba guma nie przewodziła dobrze dźwięków. Parę sekund później zniknął pod chmarą łapczywych szczęk.

67
{"b":"643245","o":1}