Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Jak zacząć? – zapytał z wyczuwalnym w głosie zainteresowaniem.

Nie podnosząc wzroku, Kuba zaczął mówić:

– Masz, weź to – powiedział, podając mu pistolet maszynowy. – Po pierwsze, zanim zaczniesz czyścić broń, musisz wyjąć magazynek. Teraz odbezpiecz broń, przesuwając bezpiecznik na literę P. O tak, tutaj. Cofnij zamek w położenie tylne, zajrzyj do środka i sprawdź, czy w komorze nabojowej nie ma pocisku. Zrzuć zamek, wyceluj, o tam, i oddaj strzał kontrolny. Nie chciałbyś raczej, żeby jakiś zabłąkany pocisk narobił niepotrzebnego bałaganu, nie? – dodał z uśmiechem.

Tomek w skupieniu wykonywał wszystkie polecenia.

– Okej, teraz rozłóż przedni uchwyt – kontynuował policjant, patrząc na ręce chłopaka. – Wciśnij rygiel do środka, ten z lewej strony, pod lufą. Dobra, teraz rozłóż. Yhm… A teraz kolbę. Wciśnij rygiel do środka. Ten z lewej strony też, z tyłu szkieletu, pod szczerbinką. Teraz ją obróć i zdejmij. Dobrze. To teraz wnętrzności.

Trzy minuty później przed Tomkiem leżał rozbebeszony pistolet maszynowy. Powyginane kawałki metalu, sprężyny i tuleje, które po złożeniu stawały się śmiercionośną bronią i dodawały pięćdziesiąt punktów do pewności siebie. Chłopak patrzył zafascynowany na swoje dzieło, dumny z tego, że udało mu się rozłożyć broń za pierwszym razem.

– Fajnie. Co teraz? – zapytał Kuby.

– Teraz bierz szmatkę i wytrzyj broń z kurzu i sadzy. Potem weź drugą, nasącz ją w oleju i pucuj. W środku, na zewnątrz, wszędzie – powiedział policjant, składając pistolet. Szło mu to tak sprawnie, że Tomek był pewien, że ten mógłby go składać i rozkładać z zamkniętymi oczami. Kuba odłożył pistolet i sięgnął po strzelbę typu Imperator, którą również zamierzał rozłożyć i wyczyścić.

„W sumie to nie jest tak źle. Jeżeli pominąć ludzi pożerających się wzajemnie, strzelaniny, wszechobecną krew i chaos, to naprawdę jest całkiem fajnie” – pomyślał Tomek. W końcu niewielu jego kolegów mogło pochwalić się tym, że czyścili policyjną broń na komisariacie, o godzinie czwartej rano. Podobało mu się też to, że Kuba nie zadawał zbędnych pytań. Nie zastanawiał się, po co Tomkowi umiejętność czyszczenia broni, nie komentował. Po prostu pomógł.

– Właściwie to po co czyści się broń? – zapytał chłopak.

– Żeby ci się nie zacięła w najmniej odpowiednim momencie. No wyobraź sobie, że masz pełny magazynek, idą na ciebie dwa, trzy truposze, pociągasz za spust i… nic. Trochę słabo, nie? – odpowiedział Kuba.

– No – odparł Tomek, którego ręce zaczęły dokładniej czyścić broń. W sumie argument był całkiem logiczny.

Przez następnych parę minut pracowali w milczeniu, każdy pochłonięty swoim zajęciem.

– Kuba? – zapytał cicho chłopak. – Co my dalej zrobimy?

Mężczyzna przerwał na chwilę pracę i spojrzał przed siebie, zamyślony.

– Myślę nad tym od paru godzin – powiedział w końcu. W jego głosie słychać było rezygnację i zawód. – Nie spodziewałem się, że komenda będzie w takim stanie.

– No, ani ja.

– Plus jest taki, że mamy tu pełno broni i amunicji, wystarczy ją pozbierać. Budynek jest solidny, więc ciężko będzie go sforsować. W najgorszym wypadku możemy zamknąć się w celach, do których zombie na pewno się nie dostaną – stwierdził. – Ale zróbmy wszystko, żeby do tego nie doszło, bo wtedy będziemy totalnie uzależnieni od pomocy z zewnątrz. A z tym może być różnie.

Tomek nie odpowiedział, tylko trawił to, co przed chwilą usłyszał.

– Fajne buty – dodał na koniec mężczyzna.

Twarz chłopaka spłonęła purpurą, gdy zerknął na policyjne buty, założone na własne stopy. Przez ostatnie parę godzin zupełnie zapomniał, że mogą go połączyć z wypadkiem, którego był świadkiem. Że mogą go oskarżyć o brak wszczęcia alarmu, o nieprzekazanie informacji gdziekolwiek dalej. Potem te buty – wniosek nasuwa się sam.

– Spokojnie, nie musisz mi się tłumaczyć – powiedział Kuba. – Wszyscy robiliśmy różne rzeczy, żeby przeżyć. Robiliśmy to, co musieliśmy zrobić, chociaż nie do końca się z tym zgadzaliśmy. Ale tego wymagała sytuacja. Wiem jednak – spojrzał teraz w zielone, przestraszone oczy chłopaka – że nigdy nie zabiłeś kogoś, kogo nie musiałeś zabić.

Tomek poczuł się, jakby ktoś przekuł wielki balon, który trzymał nadmuchany w brzuchu. Powietrze uszło z niego z impetem, a głaz spadający z serca niemalże przyprawił o ból w krzyżu.

Nagle usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwi, oraz urwane, wycedzone przez zęby przekleństwo. Obaj nastroszyli się jak psy wartownicze i zaczęli nasłuchiwać, wpatrując się w nieokreślony punkt przed sobą. Kuba jako pierwszy wstał i pokazał gestem dłoni, że Tomek ma zostać na swoim miejscu. Przeładował cicho broń, korzystając z magazynka zabranego zabitemu wcześniej policjantowi i skradając się, podszedł do drzwi. Wyjrzał na korytarz, po czym błyskawicznie wrócił do chłopaka. Ukucnął przy nim, podał mu pistolet i powiedział:

– Stań przy drzwiach i celuj w korytarz. Jak ktoś się w nich pojawi, nie strzelaj od razu, ale poczekaj, aż podejdą bliżej – wyszeptał, w międzyczasie składając glauberyta, najciszej jak potrafił.

Jego ruchy były opanowane i schematyczne, co zważywszy na sytuację, w jakiej przyszło mu działać – było co najmniej godne podziwu. Po kilkunastu sekundach glauberyt i imperator były już złożone, załadowane i odbezpieczone. Tomek cały czas wpatrywał się w korytarz, ale na pytające spojrzenie Kuby tylko wzruszył ramionami. Nie pojawiło się nic podejrzanego. Mężczyzna wykorzystał to i podszedł do śpiącej żony.

– Kochanie, musisz wstać – powiedział, delikatnie potrząsając ją za ramię.

Natalia otworzyła swoje wielkie, niebieskie oczy i spojrzała na męża przerażonym wzrokiem.

– Znaleźli nas? – zapytała cicho, widząc palec wskazujący na ustach Kuby.

– Tak – odpowiedział krótko i rzeczowo. W takich sytuacjach nie ma co owijać w bawełnę. Zwłaszcza jeżeli za chwilę najprawdopodobniej będzie trzeba walczyć o własne życie.

– Zombie? Jak? Przecież się zabarykadowaliśmy – powiedziała zaskoczona, wstając z podłogi. Przeciągnęła się jak kotka, a Kuba widząc to, poczuł przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Instynkt samca działał nawet w sytuacji zagrożenia. Żeby nie było.

– Nie. Ludzie – powiedział krótko.

Natalia i Tomek spojrzeli na niego zaskoczeni. Skoro to nie zombie wkroczyli do wnętrza, tylko zwykli ludzie, to dlaczego Kuba zachowuje się tak dziwnie?

– Później wam to wytłumaczę – powiedział, widząc ich miny.

Podszedł do drzwi, wychylił się i krzyknął:

– Rzućcie broń i oprzyjcie się rękami o ścianę! – jego donośny głos odbił się echem od pustego komisariatu. Odpowiedział mu odgłos potrącanych krzeseł, biurek i kroków świadczący o tym, że obcy błyskawicznie przeorganizowali się i zajęli bezpieczne pozycje. Do jego uszu doleciała seria wymienianych między sobą przekleństw i pytań, jednak poza tym nie doczekał się oficjalnego komunikatu.

Kuba odetchnął głęboko i ponownie krzyknął:

– Wkroczyliście uzbrojeni na teren komendy policji, rzućcie broń i oprzyjcie się rękami o ścianę, bo otworzymy ogień!

Tym razem odpowiedź była nieco inna. Głośny huk wystrzału przegalopował przez budynek, a sam pocisk odbił się rykoszetem kilka centymetrów od twarzy policjanta. Ten błyskawicznie schował się z powrotem w pomieszczeniu i głośno zaklął. Tomek i Natalia patrzyli na niego przerażeni, nie wiedząc, ani co robić, ani co myśleć.

– Bierzcie broń – rozkazał – Natalia, podaj mi glauberyta. Tomek, weź strzelbę – kontynuował, gdy przerwał mu okrzyk:

– Hej! Nie szukamy kłopotów! – doleciało z głębi korytarza. – Wróciliśmy po parę naszych rzeczy, pozwólcie nam przejść, to nikomu nic się nie stanie!

Kuba zastanowił się przez chwilę. Zaryzykował błyskawiczne zerknięcie na korytarz i zobaczył, jak jeden z napastników się przemieszczał, zmniejszając dzielący obie grupy dystans. A więc atakowali, mimo obwieszczenia, że nikomu nic się nie stanie. Zresztą wcześniejszy strzał tylko to potwierdza. „Chcą, byśmy się poddali, a jak wyjdziemy z pomieszczenia, to albo nas zastrzelą, albo rozbroją i wezmą do niewoli” – pomyślał policjant. I wtedy nagle doznał olśnienia. Puzzle wskoczyły na swoje miejsce i spowodowały, że krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach.

54
{"b":"643245","o":1}