Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Bielany, godzina 11:29.

Dobra, to jeszcze raz – powiedziała Natalia. – Pakujemy się na furgonetkę i jedziemy na północ, na Mazury, tak? Którędy wyjedziemy z miasta?

– Nie możemy jechać trasą gdańską, bankowo jest zablokowana – powiedział Kuba, pochylając się nad rozłożoną mapą. – Natalia, przecież ustalaliśmy to już chyba z dziesięć razy – dodał poirytowany.

Mieli się zbierać jakiś czas temu, jednak za oknem pojawiły się kolejne wojskowe transportery. Tym razem trzy sztuki pędzące w zwartej kolumnie w stronę centrum. Wtedy zdecydowali się przeczekać jeszcze chwilę, jednak wkrótce potem doszli do wniosku, że czekanie będzie zgubne, bo albo ich znajdą, albo na dobre odizolują miasto i już na pewno się nie przecisną. Trzeba skorzystać z zamieszania, jakie wiąże się z operacją na tak wielką skalę, i zmyć się od razu.

– Dobra, zbieramy się – powiedział Kuba, wstając z kanapy. – Tak jak rozmawialiśmy, idziemy na dół i pakujemy się do furgonetki. Wyjeżdżamy na Kasprowicza, potem na Wólczyńską i dalej do cmentarza Północnego, skąd już niedaleko do Łomianek. Zmywamy się z miasta przez Dąbrowę. Bokiem oczywiście i po cichu, nie rzucając się w oczy. Gotowi?

– Tak, chodźmy – powiedział Tomek. Oczy mu błyszczały ze strachu, ale i z determinacji. Chłopak martwił się o swoją siostrę i rodziców, jednak udało mu się przemówić do rozsądku, że niewiele im pomoże, zostając w mieszkaniu z niesprawnym zamkiem, podczas gdy po ulicy grasują plutony egzekucyjne. I to dwa rodzaje – możesz sobie wybrać, w jaki sposób chcesz skończyć.

Stał i przyglądał się starej kuchni. Poszarzałe szafki od dwudziestu lat wisiały w tym samym miejscu, blat krzyczał o wymianę, a stół pamiętał chyba jeszcze PRL. Przypomniał sobie, jak mama rozmawiała z ojcem na temat remontu. Mieli zrobić to jeszcze przed Bożym Narodzeniem, żeby było ładnie na święta. Wygląda na to, że im nie wyjdzie. Tak jak wcześniej ustalili, Tomek zostawił kartkę z informacją, że żyje i udaje się na Mazury. Stwierdził, że nic więcej nie będzie pisał. Przyczepił ją kilkoma magnesami na lodówce i to było jedno z najtrudniejszych doświadczeń w jego życiu. Czuł się, jakby pisał testament lub żegnał się osobą, która niechybnie umrze.

Kuba podszedł i położył dłoń na ramieniu chłopaka. Domyślał się, jak ciężkie to musiało być dla niego doświadczenie. To wszystko, co się działo od wczoraj, do tego widok bestialsko mordowanych ludzi przez żołnierzy, którzy mieli nieść ocalenie. A na dodatek chłopak musiał uciekać z podkulonym ogonem z mieszkania, w którym prawdopodobnie się wychował. Chciał go pocieszyć, jednak w niektórych momentach słowa tylko pogarszają sytuację.

Chwilę później byli na dole. Zeszli powoli po klatce schodowej, ubezpieczając się wzajemnie. Następnie policjant jako pierwszy wyjrzał zza futryny i zlustrował okolicę wzrokiem. Było pusto. W innych okolicznościach doceniłby tak piękną aurę – słońce przyjemnie grzało, stojąc wysoko na bezchmurnym niebie, powietrze było świeże i pachnące. Samochody nie jeździły po ulicy, więc człowiek wreszcie słyszał swoje własne myśli.

– Czysto – powiedział do pozostałych i ruszył w stronę szoferki.

Cały czas ciężko mu było uwierzyć, że wojskowi nie zainteresowali się ich furgonetką. Tłumaczył to sobie w taki sposób, że jeżeli widzieli pusty i pokrwawiony radiowóz – pewnie jeden z wielu takich – to wiedzieli, że funkcjonariusze już dawno nie żyją. Jakby ją sprawdzili, to całe zapasy broni i amunicji, wszystko, co zdołali zgromadzić, byłoby stracone.

Wsiedli do nagrzanego w słońcu samochodu. Tak jak wcześniej, Kuba usiadł za kierownicą, mając obok siebie Natalię, a Tomek zajął miejsce z tyłu pojazdu. Zajrzeli jeszcze do toreb z bronią, ale na szczęcie te leżały nieruchomo tam, gdzie je zostawili. Zawartość również się nie zgadzała. Ruszyli.

Po kilku minutach dojechali do ulicy Kasprowicza i skręcili w prawo. Miasto było bardziej wymarłe niż kilka godzin wcześniej, chociaż trudno było im to sobie wyobrazić. Na horyzoncie ciągle unosiły się wysokie i czarne smugi ciężkiego dymu. Coraz więcej pożarów trawiło stolicę i nie było nikogo, kto mógłby je ugasić. Niektóre budynki spaliły się doszczętnie, jakimś cudem nie podpalając kolejnych. W innych zadział system przeciwpożarowy i zdusił płomienie w zarodku, póki żywioł nie pochłonął całej budowli. Okna w blokach, które mijali, były powybijane, niektóre drzwi prowadzące na klatki schodowe stały otworem. Ludzie uciekali w popłochu z miasta, na czym żerowali złodzieje, plądrując niepilnowane mieszkania. „Ciekawe, ile z tych łajz przypłaciło to życiem” – zastanowił się Kuba. Miał nadzieję, że jak najwięcej. Jechali w milczeniu, skupiając wzrok i wypatrując zagrożenia. Minęli kilka leżących ciał, ale nikt nie skomentował tego nawet jednym słowem. Analityczny umysł Kuby bardzo szybko mu podpowiedział, że jeżeli ciała dalej leżały na ziemi, to – albo ci ludzie zostali zastrzeleni niedawno, czyli wojsko jest bardzo blisko, albo zostali potraktowani kulą w głowę i faktycznie już nie żyją. Wolał tę drugą opcję, ale i tak nerwowo zerkał w boczne lusterka.

Tuż przed nimi pojawiły się złote łuki logo McDonalda. Zarówno Kuba, jak i Natalia niemal natychmiast, odruchowo odczuli głód i poczuli zapach frytek smażonych w głębokim tłuszczu. Do tego w ich głowach wizualizowały się ulubione kanapki. Poczuli ich smak, konsystencję miękkiej i ciepłej bułki trzymanej w ręku i przełknęli głośno ślinę. Natalia uśmiechnęła się na myśl o tym, ile razy jadali w takim miejscu. Kuba spojrzał głęboko w oczy żony i również się uśmiechnął, uświadomiwszy sobie, jak bardzo mieli wyprane mózgi i jak nimi manipulowano. Czuł się jak pies Pawłowa – zobaczył żółte łuki i automatycznie poczuł głód, pomimo tego, że był najedzony. „A mogliśmy żyć inaczej” – pomyślał. „Trzeba nam było prowadzić zdrowy tryb życia, zastosować jakąś dietę, trenować. O ile łatwiej byłoby teraz nam przetrwać” – pomyślał.

Ta trwająca sekundę refleksja niemalże kosztowała ich życie.

– Uważaj! – przerażonym głosem wydarł się Tomek, a Kuba odruchowo wcisnął pedał hamulca i skręcił kierownicą. Nie widział niczego, ale zadziałał jak zaprogramowana maszyna. Kątem oka dostrzegł, jak w jego kierunku, nie wiadomo skąd pędzi ciemne volvo. Samochody minęły się może o niecały metr, ale żaden nie użył klaksonu. Nie było na to czasu. Policyjna furgonetka wpadła w poślizg i uderzyła bokiem o przystanek autobusowy, jednak Kuba wystarczająco wytracił wcześniej prędkość i nikomu nic się nie stało. Głośny pisk opon i następujący po nim głuchy huk uderzenia świadczyły o tym, że volvo również miało znaczne problemy.

– Nic wam nie jest? – zapytał Kuba, pochylając się w stronę Natalii i powierzchownie badając jej plecy.

Ta tylko kiwnęła głową i zapewniła go, że jest cała. Jej błękitne oczy zdradzały totalne zaskoczenie i szok. Kuba wyglądał dość podobnie – rozszerzone ze strachu i nagłego przypływu adrenaliny źrenice i bordowa ze zdenerwowania szyja.

– Tomek? – zapytał mężczyzna.

– Okej. Trochę mną rzuciło, ale nic mi nie jest – odpowiedział chłopak, gramoląc się z podłogi. W momencie uderzenia o wiatę przystanku rzuciło nim jak bezwładną kukłą na drugą ścianę furgonetki, jednak upadek nie wyrządził mu większych szkód, poza zwykłymi stłuczeniami. Grunt, że wszystkie gnaty były na swoim miejscu i w jednym kawałku. Wysiadając z samochodu, Kuba modlił się, żeby auto nadawało się do dalszej drogi.

Wyskoczył na chodnik i przeładował broń, unosząc ją do pozycji strzeleckiej.

– Poczekaj w samochodzie – polecił Natalii. Nie było sensu mówić tego samego Tomkowi, gdyż chłopak już zdążył wyskoczyć z wozu i ukucnąć za betonowym śmietnikiem. Kuba okrążył pojazd i wyjrzał zza rogu.

Ciemne volvo, z którym prawie się zderzyli, też wpadło w poślizg, jednak jego skutki były dużo gorsze – samochód zatrzymał się słupie oświetleniowym. Policjant wytężył wzrok i dostrzegł dodatkowe szczegóły. Drzwi kierowcy były otwarte, a z daleka było widać biel poduszki powietrznej. Bez śladów krwi, więc kierowca przeżył i gdzieś się zawinął. Kuba prześledził tor jazdy i zobaczył skasowany znak pokazujący dozwoloną prędkość i otarcie na zaparkowanym na poboczu. To daje dwa miejsca, które pozwoliły wytracić nadmierną prędkość. W innym wypadku, waląc w betonowy słup z pełną prędkością, nawet znane ze swego bezpieczeństwa volvo nie uratowałoby pasażerów.

76
{"b":"643245","o":1}