Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Natalia wpatrywała się bez słowa w trzymany w rękach kawał metalu.

– I trzymaj się blisko mnie. Ruszamy – powiedział Kuba, nie dając jej dojść do słowa i zadać jakiegokolwiek pytania – jak bowiem powszechnie wiadomo, człowiek najlepiej uczy się poprzez praktykę.

Poruszali się powoli i metodycznie, sprawdzając każdy podejrzany cień, których w niewielkim parku nie brakowało. Kuba, jako lider grupy, odbił na północ, kierując się w stronę Muranowa. Natalia szła w środku, Tomek zamykał tyły, cały czas uważnie się rozglądając. Bacznie stawiali każdy krok, starając się zachować ciszę. Przeszli kilkadziesiąt metrów i zatrzymali się za ścianą restauracji. Przed nimi rozciągała się niewielka polana, następnie ulica generała Władysława Andersa i sama komenda – majestatyczny budynek z żelaznymi kratami w oknach i wysokimi, niedostępnymi ścianami.

– Coś tu jest cholernie nie tak… – wyszeptał Kuba.

Nie zdążył dokończyć zdania, gdy usłyszeli jęk. Tomek jako pierwszy odwrócił się i zobaczył zombie mozolnie idącego w ich kierunku. Za pierwszym monstrum widać było dziesiątki kolejnych kreatur. Z parku wyłaniały się coraz to nowe postaci, wszystkie bezsprzecznie zmierzające w ich kierunku. Naraz jeden zombie wydał gardłowy okrzyk i ruszył biegiem. Sekundę później kilkunastu innych poszło w jego ślady. Zwietrzyli zapach krwi lub wyczuli mięso – ich motywacja nie miała dla całej trójki najmniejszego znaczenia. Bez względu na nią, czuli się niczym zwierzyna łowna.

– Biegiem! – krzyknął Kuba, unosząc strzelbę i oddając strzał do najbliższego przeciwnika. Huk był ogłaszający, ale żadne z nich się tym nie przejęło. Udało mu się trafić. Zombie upadł na ziemię, tylko po to, by za chwilę znów zacząć wstawać.

– Co jest, kurwa… – zapytał sam siebie Kuba.

– Musisz strzelać w głowę! – krzyknął Tomek. Razem z Natalią byli już dobre dwadzieścia metrów przed nim.

– Kuba! – krzyknęła Natalia głosem pełnym rozpaczy.

„Dobra. Muszę być przy niej”. Kuba spiął się, jakby dostał ostrogami pod żebra, i ruszył z kopyta w kierunku pozostałej dwójki. Biegli, ile sił w nogach, jednak zombie byli coraz bliżej. Kuba odwrócił się na chwilę, żeby ocenić liczbę przeciwników. Na pierwszy rzut oka było ich z piętnastu, jednak w oddali widział kolejnych. Nie zdążą przeładować broni, a każdy niecelny strzał może przesądzić o ich życiu.

Krzyk Natalii wyrwał go z zamyślenia. Okazało się, że od strony Muranowa również naciera grupa zombie. Byli odcięci.

Tomek chaotycznie oddał parę strzałów, niestety niezbyt celnych. Trafiał co prawda w korpusy, ale w głowę już raczej niezbyt. A to nie wykluczało zombie z dalszej rozgrywki.

Natalia i Tomek wyraźnie zwolnili, aż dobiegł do nich Kuba.

– Musimy się przebić, nie mamy wyjścia! – wykrzyczał i pognał do przodu, w stronę budynku komendy. Natalia zdążyła tylko zobaczyć błysk w oku męża i poczuć ciepło nadziei, kiełkujące gdzieś w dole żołądka.

Od wejścia dzieliło ich mniej niż dwadzieścia metrów. I mniej więcej tyle samo od zombie nadciągających od strony Muranowa. O tych za plecami nie wspominając. „Mamy przesrane” – pomyślał policjant. „Jesteśmy już tak blisko, a zdechniemy rozszarpani pod samym wejściem na komendę”. Kuba przyglądał się biegnącym w jego stronę kobietom i mężczyznom. Wszyscy wyglądali tak samo, jak żołnierze odlani z jednej formy. Tak samo zakrwawione twarze. To samo wściekłe szaleństwo wypisane w oczach. „Nie tak miała wyglądać moja śmierć” – pomyślał, mimowolnie godząc się z tym, co nieuniknione. Nagle zobaczył obok siebie idącą powoli Natalię. Trzymała wyciągniętego przed siebie glauberyta i miarowo naciskała na spust. Drobna twarzyczka jego żony była blada z determinacji.

Kuba poczuł się, jakby ktoś przewijał film, stopniowo uruchamiając dźwięk. Wszystko nabrało tempa i kolorów. Dopiero teraz usłyszał, że Tomek z tyłu coś wrzeszczy i równie miarowo pociąga za spust. Mężczyzna zdecydował, że zrobi to samo. Podbiegł parę kroków w stronę zombie, zatrzymując się co kilka metrów i oddając idealnie wymierzone i celne strzały. W głowie liczył, ile pocisków mu zostało. Położył sześciu przeciwników, gdy nagle zza murku wyskoczył na niego kolejny zombie. Kuba odruchowo zdzielił kreaturę kolbą w twarz, a gdy ta leżała na ziemi, odwrócił broń i pociągnął za język spustu.

Usłyszał najbardziej złowieszcze kliknięcie w swoim życiu. Iglica nie trafiła w spłonkę, a z lufy nie wyleciało nic poza powietrzem.

– Oż kurwa – zdążył wycedzić, bo huk pistoletu maszynowego nie pozwolił mu na dokończenie zdania. Natalia zabiła potwora strzałem w głowę z przyłożenia. Kuba spojrzał na nią z wdzięcznością. Po jej policzkach spływały łzy.

– Tomek, dawaj! – krzyknął, powracając do rzeczywistości.

W międzyczasie chłopak cały czas pruł do zombie, biegnących od strony lasu. Położył wielu z nich, jednak jemu również skończyła się amunicja.

– Nie mam naboi! – krzyknął z paniką w głosie.

– Już prawie jesteśmy! – Kuba dopadł do drzwi jako pierwszy.

Te, o dziwo, okazały się być otwarte. W pierwszej sekundzie Kuba nie wierzył, że naprawdę stanęły przed nim otworem, jednak wpychający go do środka Natalia i Tomek, nie dali mu się długo zastanawiać. Młodziak wpadł weń w takim pędzie, że jak długi przewrócił się na zabrudzoną podłogę, wypuszczając z rąk strzelbę, która potoczyła się ze zgrzytem po korytarzu. Natalia błyskawicznie odwróciła się i zatrzasnęła drzwi. Sekundę później dziesiątki rąk zaczęły w nie wściekle walić, domagając się wpuszczenia do środka.

Nikt się nie odzywał. W cichym komisariacie słychać było tylko powarkiwania zawiedzionych zombie i ciężkie, urywane oddechy trójki osób, którym cudem udało się ujść z życiem.

– Musimy się ruszyć – powiedział Kuba, po kilkudziesięciu sekundach odpoczynku. – I sprawdzić, czy komenda jest bezpieczna.

Krew w głowie buzowała mu od nadmiaru emocji, całe ciało drżało od krążącej adrenaliny. Jednak wiedział, że nie może odpuścić. Musi pozostać czujny. Sięgnął do kieszeni po paczkę czerwonych lucky strike’ów, wyciągnął jednego i podpalił go trzęsącą się ręką. „Jestem na to, kurwa, za stary” – pomyślał policjant, głęboko zaciągając się dymem.

– No dobrze… – odpowiedział niechętnie Tomek, gramoląc się z podłogi. Nikt nie miał ochoty się ruszać. Po prostu tkwili zawieszeni w próżni i czekali, aż ktoś przyjdzie i zmusi ich do działania.

Kuba dopalił, podszedł do Natalii i złapał ją delikatnie za kark.

– Wszystko okej? Jak się czujesz? – zapytał z troską w głosie, zaglądając żonie w oczy.

– Strzelałam do nich… zabiłam… – odpowiedziała, patrząc szklistym wzrokiem w podłogę.

– Kochanie, to już nie byli ludzie – zaczął mówić Kuba, zabierając z jej ręki broń. „No tak” – pomyślał. „Mogłem się tego spodziewać”. Nie był zły na żonę, było mu jej po prostu żal.

– Byli! Strzelałam do ludzi! Skąd wiesz, czym oni są? Może da się ich wyleczyć? Może to chwilowa zmiana? – wykrzykiwała Natalia, nie dając Kubie dokończyć zdania. W niebieskich oczach jego pięknej żony zamieszkało szaleństwo. Kuba zrozumiał, że jakkolwiek to się skończy, jego Natalia już nigdy nie będzie taka sama. Wziął głęboki oddech.

– Wiem to, bo człowiek trafiony ze strzelby z odległości pięciu metrów, prosto w klatkę piersiową, nie ma prawa wstać – powiedział spokojnie, zważając na każde wypowiedziane słowo. – Nie wiem, czym „oni” są, ale wiem, że na bank nie są ludźmi. Nie obchodzi mnie, czy to wirus, gniew Boży, czy to ruscy nas zaatakowali bronią biologiczną, wyhodowaną w Czarnobylu. Mam to w dupie. Zależy mi jedynie na tym, żeby wydostać nas stąd żywych. Rozumiesz?

Natalia zajrzała głęboko w oczy męża. Dostrzegła w nich siłę i determinację, której tak bardzo jej w tym momencie brakowało.

– Tak – wyszeptała, uśmiechając się delikatnie.

– No. Grzeczna dziewczynka – powiedział Kuba, również się uśmiechając.

– Fajnie. Mogę się z wami zabrać? – zapytał retorycznie Tomek, przyglądając się całej scenie. – To słodkie i w ogóle, ale chodźmy zobaczyć, dlaczego komisariat jest pusty, okej? Jak mamy tu zostać, wolałbym, żebyśmy byli sami, a nie z tymi popaprańcami – dodał chłopak, wskazując lufą drzwi.

50
{"b":"643245","o":1}