Musiał jakoś zabić czas przez godzinę. Spacerował po Kensingtonie, przeciął Hyde Park i wylądował przy Marble Arch. Chmury pogęstniały, zaczęło padać – najpierw parę zimnych, grubych kropli, potem rzęsisty deszcz. Schował się w księgarni przy małej uliczce odchodzącej od Portman Square. Poszperał w książkach, odrzucając propozycję pomocy ciemnowłosej dziewczyny, która stała na drabinie, układając książki na najwyższych półkach. Wybrał tomik T. S. Eliota i ostatnią powieść Grahama Greene'a „Ministerstwo strachu". Kiedy płacił, dziewczyna oświadczyła, że przepada za Eliotem i zaprosiła go na kawę w przerwie o czwartej. Odmówił, ale powiedział, że często bywa w tych okolicach i jeszcze zajrzy. Dziewczyna się uśmiechnęła, włożyła książki do papierowej torby i oświadczyła, że byłoby jej miło. Neumann wyszedł, został po nim tylko dźwięk dzwoneczka zaczepionego nad drzwiami.
Dotarł na Cavendish Square. Deszcz przeszedł w lodowatą mżawkę. Było za zimno, by czekać na ławce, więc kręcił się po placu, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z drzwi budynku w południowo- zachodnim rogu placu.
Po dwudziestu minutach wyczekiwania zjawił się grubas.
Był ubrany w szary garnitur, szary płaszcz i kapelusz, a zachowywał się jak człowiek, który lada chwila ma napaść na bank. Wsunął klucz do zamka, jakby wchodził na terytorium wroga, i zniknął w środku. Ledwo drzwi się zamknęły, Neumann przeciął plac, wyjął z kieszeni film i wrzucił go przez szparę na listy. Zza drzwi dobiegło sieknięcie, kiedy grubas się schylił po przesyłkę. Neumann odszedł i krążył po placu, nadal nie odrywając wzroku od budynku. Po pięciu minutach portugalski dyplomata wynurzył się zza drzwi, szybko złapał taksówkę i odjechał.
Neumann spojrzał na zegarek. Bita godzina do pociągu. Zastanowił się, czyby nie wrócić do księgarni i nie spotkać się z dziewczyną. Miło by było wypić kawę i porozmawiać z kimś inteligentnym. Ale nawet niewinna pogawędka stanowiła istne pole minowe. Posługiwanie się językiem a znajomość kultury to dwie różne sprawy. Mógłby popełnić jakiś głupi błąd, wzbudzić podejrzliwość. Nie warto ryzykować.
Z książkami pod pachą opuścił Cavendish Square, wsiadł do kolejki metra jadącej na wschód, do Liverpool Street, gdzie złapał popołudniowy pociąg do Hunstanton.
CZĘŚĆ TRZECIA
Rozdział pierwszy
Berlin
– Nosi to nazwę operacji Mulberry - zaczął admirał Canaris – i jak do tej pory, nie mamy pojęcia, o co w niej chodzi.
Uśmiech błysnął na twarzy brigadenführera Waltera Schellenberga i zniknął szybko niczym letni deszczyk. Dziś rano, podczas przejażdżki po Tiergarten, Canaris nie przekazał mu tej wiadomości. Dostrzegłszy teraz kątem oka reakcję Schellenberga, Canaris nie miał wyrzutów sumienia, że ukrył to przed młodym generałem. Ich wspólne konne wyprawy służyły jednemu podstawowemu celowi, o którym żaden głośno nie wspominał: każdy z nich zamierzał je wykorzystać ku swemu pożytkowi. Canaris przekazywał lub zatrzymywał informacje dla siebie, kierując się prostą regułą: co mu się lepiej opłaci. Otwarte kłamstwo spotykało się z niechęcią. Kłamstwo prowadziło do wyrzutów, a wyrzuty psuły pogodną atmosferę przejażdżki.
– Parę dni temu Luftwaffe zrobiła te oto fotografie. – Canaris położył dwa powiększenia na niskim, bogato rzeźbionym stoliku, przy którym siedzieli. – To Selsey Bili na południu Anglii. Jesteśmy prawie pewni, że te punkty wiążą się z projektem. – Canaris posłużył się srebrnym ołówkiem jako strzałką. – Najwyraźniej buduje się tu w pośpiechu coś dużego. Są tam olbrzymie hałdy cementu i stali zbrojeniowej. Na tym zdjęciu widać rusztowanie.
– Imponujące, admirale Canaris – przyznał Hitler. – Co jeszcze wiecie?
– Wiemy, że nad przedsięwzięciem pracują najlepsi angielscy i amerykańscy inżynierowie. Wiem też, że jest w to bezpośrednio zaangażowany generał Eisenhower. Niestety brak nam jednego, bardzo ważnego elementu układanki – celu, jakiemu mają służyć te olbrzymie konstrukcje betonowe. – Canaris zawiesił głos. – Wystarczy znaleźć ten element, a możliwe, że otrzymamy rozwiązanie tajemnicy inwazji aliantów.
Relacja Canarisa najwyraźniej zrobiła olbrzymie wrażenie na Hitlerze.
– Mam tylko jedno pytanie, admirale – powiedział Hitler. – Skąd pochodzą pańskie informacje?
Canaris się zawahał. Himmler się skrzywił i rzucił:
– Wszak nie podejrzewa pan, admirale, że coś, co tu będzie dziś powiedziane, wyjdzie poza ściany tego pokoju?
– Oczywiście, że nie, Herr Reichsführer. Jeden z naszych agentów w Londynie otrzymuje informacje bezpośrednio od wysoko postawionego członka zespołu Mulberry. Źródło przecieków nie zdaje sobie sprawy, że dostarcza nam wiadomości. Wedle informacji brigadenführera Schellenberga brytyjski kontrwywiad wie o naszej operacji, ale nie jest w stanie jej powstrzymać.
– To prawda – potwierdził Schellenberg. – Wiem z pewnych źródeł, że w MI- 5 panuje kryzys.
– No, no. Cóż za przyjemność widzieć, że choć raz SD i Abwehra ze sobą współpracują, zamiast skakać sobie do oczu. Może świadczy to o nadejściu dobrych czasów. – Hitler zwrócił się do Canarisa: – Może brigadenführer Schellenberg pomoże panu rozwiązać tajemnicę owych betonowych bloków?
Schellenberg uśmiechnął się i odparł:
– Czyta pan w moich myślach.
Rozdział drugi
Londyn
Catherine Blake rzucała czerstwy chleb gołębiom na Trafalgar Square. Co za głupie miejsce spotkania – pomyślała. Ale Voglowi najwyraźniej podobała się myśl, że jego agenci będą się spotykać pod samym nosem angielskich władz. Weszła na plac od południa, dotarłszy tam przez St James's Park i Pall Mall. Neumann miał się zjawić od północnej strony, z St Martin's Place i Soho. Catherine jak zwykle stawiła się trochę przed czasem. Chciała się upewnić, czy nikt jej nie śledzi, zanim postanowi, czy przekazać koledze materiały, czy nie. Plac błyszczał po porannym deszczu. Znad rzeki docierał zimny wiatr i świstał wśród worków z piaskiem. Znak wskazujący drogę do najbliższego schronu chwiał się, jakby sam nie wiedział, gdzie jest ta droga.
Catherine patrzyła na północ, ku St Martin's Place, gdy na placu zjawił się Neumann. Obserwowała, jak nadchodzi. Za sobą miał gęsty tłum przechodniów. Niektórzy szli dalej St Martin's Place, inni – tak jak on – wybierali drogę przez plac. Nie sposób było stwierdzić z całą pewnością, czy nikt go nie śledzi. Rzuciła resztkę chleba i wstała. Zaskoczone ptaki poderwały się do lotu i niczym szwadron spitfire'ów pofrunęły ku rzece.
Catherine ruszyła w stronę Neumanna. Wyjątkowo jej zależało na bezpiecznym dostarczeniu właśnie tego negatywu. Ubiegłej nocy Jordan przyniósł do domu inny notes – nigdy przedtem go nie widziała – i zamknął go w sejfie. Tego ranka ledwie udał się do pracy, wróciła do jego domu i gdy wyszła sprzątaczka, wślizgnęła się do środka dzięki własnym kluczom i sfotografowała całą zawartość notatnika.
Neumann był już o kilka kroków od niej. Przed spotkaniem Catherine włożyła film do małej koperty. Wyjęła ją i szykowała się, by przejść, nie zatrzymując się i wsunąć ją Neumannowi do ręki. On jednak stanął przed nią, wziął przesyłkę i dał jej świstek papieru.
– Wiadomość od naszego przyjaciela – powiedział i roztopił się w tłumie przechodniów.
Wiadomość od Vogla przeczytała, popijając lurowatą kawę w kawiarni przy Leicester Square. Jeszcze raz przebiegła ją wzrokiem, by się upewnić, czy zrozumiała. Złożyła kartkę i schowała ją w torebce. Spali ją w domu. Zostawiła pieniądze na stoliku i wyszła.
Vogel zaczął od pochwały za już wykonaną pracę. Pisał jednak, że potrzebują dokładniejszych informacji. Catherine musi na piśmie zrelacjonować całą akcję, krok po kroku: jak nawiązała znajomość z Jordanem, jak uzyskała dostęp do jego dokumentów, co Jordan jej mówił. Chyba wiedziała, co się za tym kryje: dostarczała ogromnie ważnych informacji i Vogel chciał się upewnić, czy ich źródło jest wiarygodne.