Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ruszyła na północ Charing Cross Road. Od czasu do czasu przystawała i przeglądając się w witrynach, sprawdzała, czy nikt jej nie śledzi. Skręciła w Oxford Street i stanęła w kolejce oczekujących na autobus. Przyjechał od razu, usiadła na górze z tyłu.

Już wcześniej przypuszczała, że materiały, które Jordan przynosił do domu, nie dadzą pełnego obrazu tego, nad czym pracuje. To logiczne. Za dnia Jordan krążył między dwoma budynkami: SHAEF na Grosvenor Square i drugim, mniejszym, na uboczu. Ilekroć przenosił dokumenty, przykuwał sobie do ręki walizkę.

Catherine musi zobaczyć te papiery.

Ale jak?

Przez chwilę brała pod uwagę kolejne przypadkowe spotkanie, tym razem na Grosvenor Square. Ściągnęłaby wtedy Jordana do domu i spędziliby razem popołudnie. Ale pomysł był bardzo ryzykowny. Drugie przypadkowe spotkanie mogłoby obudzić w Jordanie podejrzliwość. Zresztą, wcale nie wiadomo, czy dałby się namówić na pójście do domu. A nawet gdyby, to i tak nie sposób wymknąć się z łóżka w środku dnia i sfotografować zawartość teczki. Zapamiętała jedno stwierdzenie Vogla ze szkolenia: „Kiedy ludzie za biurkiem przestają myśleć o niebezpieczeństwie, agenci terenowi giną". Postanowiła zdobyć się na cierpliwość i czekać. Jeśli nadal będzie się cieszyć zaufaniem Petera Jordana, przyjdzie czas, kiedy sekrety jego pracy pojawią się w teczce. Da Voglowi ten pisemny raport, ale na razie nie zmieni obranej przez siebie taktyki.

Catherine wyjrzała przez okno. Zdała sobie sprawę, że nie wie, gdzie jest. Nadal na Oxford Street, ale na którym jej odcinku? Tak ją pochłonęły rozważania nad Voglem i Jordanem, że na chwilę zapomniała o całym świecie. Autobus przejechał Oxford Circus; uspokoiła się. I właśnie wtedy dostrzegła, że jakaś kobieta ją obserwuje. Siedziała naprzeciwko, tyle że po drugiej stronie, twarzą do Catherine, i patrzyła prosto na nią. Catherine odwróciła wzrok, udając, że wygląda przez okno, ale tamta nadal się na nią gapiła.

Co tej babie odbiło? Czemu mi się tak przygląda?

Zerknęła na nią jeszcze raz. Twarz wydała jej się jakby znajoma.

Autobus dojeżdżał do przystanku. Catherine wzięła swoje rzeczy. Nie będzie ryzykować. Natychmiast wysiada. Autobus zwolnił, wjechał w zatoczkę. Catherine zaczęła się podnosić. Wtedy kobieta wyciągnęła rękę nad przejściem, dotknęła jej ramienia i powiedziała:

– Anno, kochanie, to naprawdę ty?

Ten koszmar śnił jej się regularnie, od kiedy zabiła Beatrice Pymm. Zawsze zaczynał się tak samo. Bawi się na podłodze w gotowalni matki. Matka siedzi przed toaletką i pudruje nieskazitelnie piękną twarz. Do pokoju wchodzi papa. Ma na sobie biały smoking z medalami na piersi. Pochyla się nad matką, całuje ją w kark i mówi, że musi się pospieszyć, bo się spóźnią. Następnie zjawia się Kurt Vogel. Jest ubrany w ciemny garnitur przedsiębiorcy pogrzebowego, ma łeb wilka. Trzyma jej rzeczy: piękny srebrny sztylet z wysadzaną rubinami i brylantami swastyką na rączce, mauzera z tłumikiem i walizkę z radiem.

– Pospiesz się – szepcze do niej. – Nie wolno nam się spóźnić. Führer nie może się doczekać, kiedy cię pozna.

Jedzie przez Berlin w powozie. Vogel- wilk jedzie obok, jako strażnik. Salę zalewa blask świec. Piękne kobiety tańczą z pięknymi mężczyznami. Hitler zajmuje honorowe miejsce na środku. Vogel zachęca dziewczynkę, żeby porozmawiała z führerem. Ona przemyka się wśród wystrojonych ludzi i zauważa, że wszyscy na nią patrzą. Sądzi, że to dlatego, iż jest piękna, ale po chwili wszystkie rozmowy milkną, orkiestra cichnie i cały tłum gości gapi się na nią.

– Nie jesteś dziewczynką! Jesteś szpiegiem Abwehry!

– Nie, nie jestem!

– Właśnie że tak! Dlatego masz sztylet i to radio! Wtedy odzywa się Hitler:

– Zabiłaś tę biedaczkę z Suffolk, Beatrice Pymm.

– Nie! To nieprawda!

– Aresztować ją! Na szubienicę!

Wszyscy się z niej śmieją. Nagle okazuje się, że jest naga i śmieją się jeszcze głośniej. Odwraca się do Vogla, szukając u niego pomocy, ale on już uciekł i zostawił ją samą. W tej chwili budzi się z krzykiem, zlana potem siada na łóżku i powtarza sobie, że to tylko sen. Tylko cholerny idiotyczny sen.

Catherine Blake pojechała taksówką do Marble Arch. Incydent w autobusie głęboko nią wstrząsnął. Wyrzucała sobie, że zareagowała tak nerwowo. Gdy tamta kobieta nazwała ją prawdziwym imieniem, wypadła z autobusu przerażona. Powinna była zostać na miejscu i spokojnie wytłumaczyć tamtej, że się pomyliła. Fatalny błąd. Mnóstwo ludzi zwróciło na nią uwagę, patrzyło na nią. Spełnił się jej najgorszy koszmar.

Wzięła taksówkę, żeby się uspokoić i jeszcze raz wszystko przemyśleć. Wiedziała, że zawsze istnieje pewne ryzyko wpadnięcia na kogoś, kto ją rozpozna. Po śmierci matki, kiedy ojciec pracował w niemieckiej ambasadzie, mieszkała dwa lata w Londynie. Uczęszczała do angielskiej szkoły dla panienek, ale z nikim bliżej się nie zaprzyjaźniła. Później jeszcze raz przyjechała do Anglii, na krótkie wakacje w 1935 roku, z Marią Romero. Mieszkały u przyjaciół Marii, na przyjęciach, w restauracjach i teatrach poznały mnóstwo młodych, zamożnych ludzi. Ucięła sobie przelotny romans z Anglikiem, którego imienia nawet nie pamiętała. Vogel uznał, że to się mieści w granicach ryzyka. Prawdopodobieństwo, że natknie się na którąś z tych osób, było minimalne. A gdyby nawet, miała udzielać stałej odpowiedzi: „Przykro mi, ale chyba mnie pan z kimś pomylił". Przez sześć lat ani razu jej się to nie przytrafiło. Przestała uważać. A gdy się przytrafiło, spanikowała.

W końcu sobie przypomniała tę kobietę. Nazywała się Rose Morely i pracowała u ojca jako kucharka. Catherine właściwie jej nie pamiętała: tylko to, że dość nędznie pichciła i zawsze niepotrzebnie wysmażała mięso. Prawie wcale nie miała z nią styczności. Zdumiewające, że tamta ją rozpoznała.

Pozostawały jej dwie rzeczy: zapomnieć o sprawie i udawać, że nic się nie stało, albo zbadać ją, starając się ocenić rozmiary szkód.

Wybrała drugie rozwiązanie.

Zapłaciła taksówkarzowi przy Marble Arch i wysiadła. Zapadał zmierzch, miasto szybko spowijał mrok. Na Marble Arch kursowało bardzo dużo autobusów, między innymi wiodła tamtędy trasa tego, z którego Catherine właśnie uciekła. Przy odrobinie szczęścia może się okazać, że Rose Morely będzie tu miała przesiadkę. Jeśli nie, Catherine postara się wślizgnąć do środka tak, by kucharka jej nie zauważyła.

Nadjechał autobus. Rose Morely siedziała na tym samym miejscu. Wstała, kiedy przyhamował. Stanął. Wysiadła tylnymi drzwiami.

Catherine zaszła jej drogę i powiedziała:

– Jesteś Rose Morely, prawda? Kobieta otworzyła usta ze zdumienia.

– Tak… A ty naprawdę jesteś Anną. Wiedziałam, że się nie mylę. To musiałaś być ty. Ani odrobinę się nie zmieniłaś od dzieciństwa. Ale jak się tu dostałaś tak…

– Kiedy sobie uświadomiłam, że to ty, wskoczyłam do taksówki – wpadła jej w słowo Catherine.

Na dźwięk swego prawdziwego imienia, wypowiadanego w tłumie, przechodziły ją ciarki. Wzięła Rose pod rękę i poprowadziła w stronę ciemnego Hyde Parku.

– Przespacerujmy się – zaproponowała. – Tyle lat się nie widziałyśmy, Rose.

Tego wieczoru Catherine napisała na maszynie raport dla Vogla. Sfotografowała go, spaliła w umywalce w łazience, a potem spaliła również taśmę od maszyny – tak jak ją nauczył Vogel. Podniósłszy wzrok, napotkała w lustrze swe odbicie. Odwróciła się. Umywalka była czarna od tuszu i popiołu. Jej palce i ręce też.

Catherine Blake – szpieg.

Wzięła mydło i zaczęła szorować dłonie.

Decyzja przyszła łatwo. Ale wykonanie okazało się trudniejsze, niż przypuszczała.

– Wyemigrowałam do Anglii przed wojną – wyjaśniła, kiedy szły ścieżką wśród gęstniejącego mroku. – Nie mogłam już dłużej żyć w kraju pod rządami Hitlera. To było naprawdę potworne, zwłaszcza to, co robił z Żydami.

63
{"b":"107143","o":1}