– To ma znaczyć, że za dużo pije. – Neumann łagodnie musnął jej twarz. – I że źle traktuje śliczną, inteligentną pannę, która niczym sobie na to nie zasłużyła.
– Naprawdę pan tak uważa?
– Uważam, że co?
– Że jestem piękna i inteligentna. Nikt nigdy mi tego nie powiedział.
– Oczywiście, że tak uważam. Wzięła go za rękę i ruszyli dalej.
– Ma pan dziewczynę? – zapytała.
– Nie.
– Dlaczego?
Właśnie, dlaczego? Wojna. To prosta odpowiedź. Ale właściwie nigdy nie miał czasu na dziewczynę. Jego życie było pasmem ciągłych obsesji: obsesji wyparcia się swej angielskości i stania się dobrym Niemcem, obsesji zdobycia medalu olimpijskiego, obsesji posiadania największej liczby odznaczeń w Fallschirmjäger.
Jego ostatnią kochanką była gruba francuska wieśniaczka z wioski niedaleko miejsca, gdzie stacjonowali. Okazywała mu czułość, a on rozpaczliwie potrzebował czułości. Przez miesiąc noc w noc wpuszczała go tylnymi drzwiami do domu i potajemnie brała do łóżka. Teraz wystarczyło zamknąć oczy, a znowu widział jej ciało wyciągające się ku niemu w migotliwym blasku świeczki. Poprzysięgła sobie, że co noc będzie całować jego głowę, póki ostatecznie nie wydobrzeje. W końcu Neumanna ogarnęły wyrzuty sumienia okupanta i zerwał związek. Teraz bał się, co będzie z dziewczyną, gdy wojna się skończy.
– Posmutniał pan – odezwała się Jenny.
– Myślałem o czymś.
– A ja bym powiedziała, że o kimś. A sądząc po wyrazie pańskiej twarzy, to była kobieta.
– Spostrzegawcza z ciebie dziewczyna.
– Ładna była?
– Była Francuzką i była bardzo ładna.
– Czy złamała panu serce?
– Można tak powiedzieć.
– Ale zostawił ją pan.
– Tak, chyba tak.
– Dlaczego?
– Bo za bardzo ją kochałem.
– Jak to?
– Kiedyś pojmiesz.
– Co pan przez to rozumie?
– Że jesteś o wiele za młoda, żeby przestawać z takimi jak ja. Pobiegam jeszcze trochę. A ty lepiej wróć do domu i przebierz się w czyste ubrania. Wyglądasz, jakbyś spędziła noc na plaży.
Popatrzyli na siebie. Oboje wiedzieli, że tak było. Jenny już się odwróciła, by odejść, ale zawahała się.
– Nigdy mnie nie skrzywdzisz, prawda, James?
– Oczywiście że nie.
– Obiecujesz?
– Obiecuję.
Podeszła, szybko pocałowała go w usta, odwróciła się i pobiegła po piasku. Neumann potrząsnął głową i ruszył z powrotem plażą.
Rozdział szesnasty
Londyn
Alfred Vicary miał wrażenie, że pogrąża się w piachu. Im bardziej z nim walczył, tym bardziej piach go zasypywał. Na jakikolwiek trafiał ślad, w jakimkolwiek podążał kierunku – zawsze wydawało mu się, że zostaje w tyle. Zaczynał wątpić, czy w ogóle uda mu się schwytać szpiegów.
Źródłem jego desperacji stały się dwa rozszyfrowane niemieckie komunikaty, które dziś rano przyjechały z Bletchley Park. Pierwszy pochodził od niemieckiego agenta w Anglii – prosił Berlin, by zaczął regularnie odbierać materiały. W drugim Hamburg właśnie to nakazywał swojemu agentowi w Wielkiej Brytanii. Skoro wywiadowca potrzebuje kuriera, nasuwa się logiczny wniosek, że coś ukradł. Vicary'ego ogarnęło przerażenie, że nawet jeśli kiedyś dopadnie szpiegów, może już być za późno.
Nad drzwiami Boothby'ego paliło się czerwone światło. Vicary nacisnął dzwonek i czekał. Upłynęła minuta, a światło nadal było czerwone. Dokładnie w stylu Boothby'ego: żądać natychmiastowego stawienia się, a potem przetrzymywać ofiarę.
„Dlaczego wcześniej nam o nich nie wspomniałeś?".
„Ależ powiedziałem, drogi staruszku… Boothby'emu".
Vicary ponownie nacisnął guzik. Czy to możliwe, żeby Boothby naprawdę wiedział o istnieniu siatki Vogla i zataił ten fakt przed nim? Przecież to nonsens. Nasuwało się tylko jedno wytłumaczenie. Boothby gwałtownie się sprzeciwiał przekazaniu jemu tej sprawy i od samego początku jasno dał mu to do zrozumienia. Ale czy niechęć Boothby'ego sięgałaby tak daleko, by utrudniać z premedytacją pracę podwładnemu? Niewykluczone. Gdyby Vicary nie poradził sobie z problemem, Boothby miałby podstawy do zwolnienia go i mógłby powierzyć sprawę jakiemuś zaufanemu koledze sprzed wojny, a nie jednemu z nowych, których tak serdecznie nie znosił.
Wreszcie zapłonęło zielone światło. Wślizgując się przez olbrzymie podwójne drzwi, Vicary poprzysiągł sobie, że nie ruszy się stąd, dopóki nie oczyści atmosfery.
Boothby siedział za biurkiem.
– Wal, Alfredzie.
Vicary przekazał mu treść obu wiadomości oraz swoje podejrzenia co do ich znaczenia. Boothby słuchał, bawiąc się palcami i wiercąc w fotelu.
– Na miłość boską! – wybuchnął. – Wiadomości robią się z dnia na dzień gorsze.
Kolejna budująca uwaga, sir Basilu – pomyślał Vicary.
– Poczyniliśmy pewne postępy w rozpracowywaniu kobiety. Karl Becker zidentyfikował ją jako Annę von Steiner. Urodziła się w Londynie w dzień Bożego Narodzenia tysiąc dziewięćset dziesiątego roku. Jej ojciec, Peter von Steiner, był dyplomatą i bogatym arystokratą z Prus. Matka była Angielką, nazywała się Daphne Harrison. Rodzina aż do wybuchu wojny mieszkała w Londynie, potem przenieśli się do Niemiec. Ze względu na pozycję Steinera Daphne Harrison nie internowano, jak to uczyniono z wieloma brytyjskimi obywatelami. W dziewięćset osiemnastym roku zmarła na gruźlicę w majątku Steinera w zachodnich Prusach. Następnie von Steiner wraz z córką przenosił się z jednej placówki na drugą, między innymi przez krótki czas na początku lat dwudziestych przebywał w Londynie. Steiner pracował również w Rzymie i Waszyngtonie.
– Wygląda mi na szpiega – skomentował Boothby. – Ale mów dalej, Alfredzie.
– W trzydziestym siódmym roku Anna Steiner zniknęła. Od tego momentu możemy wyłącznie snuć spekulacje. Przechodzi szkolenie w Abwehrze, jest wysłana do Niderlandów, gdzie występuje jako Christa Kunst, następnie przekracza granicę Wielkiej Brytanii. A przy okazji: oficjalnie Anna Steiner zginęła w wypadku samochodowym w marcu trzydziestego ósmego roku. Niewątpliwie sfabrykował to Vogel.
Boothby wstał i zaczął krążyć po gabinecie.
– Wszystko to bardzo ciekawe, Alfredzie, ale ma jedną wielką wadę. Opiera się na informacjach Karla Beckera. A on zrobiłby wszystko, byle się wkupić w nasze łaski.
– Becker nie miał powodów kłamać w tej sprawie, sir Basilu.
A jego opowieść doskonale się zgadza z tymi szczegółami, które udało nam się ustalić.
– Powiadam tylko, Alfredzie, że bardzo wątpię w prawdziwość słów tego człowieka.
– W takim razie dlaczego poświęcił mu pan tak wiele czasu w październiku? – odparował Vicary.
Sir Basil stał w oknie, spoglądając na ostatnie promienie dnia. Poderwał głowę, ale zapanował nad sobą i wolno odwrócił się do Vicary'ego.
– To, dlaczego rozmawiałem z Beckerem, pana w ogóle nie dotyczy.
– Becker jest moim agentem. – Do głosu Vicary'ego zaczął się wkradać gniew. – Ja go aresztowałem, ja go przeciągnąłem na naszą stronę. Ja nim kieruję. Przekazał panu informacje, które mogły się okazać użyteczne w tej sprawie, a mimo to zataił je pan przede mną. Chciałbym wiedzieć, dlaczego.
Boothby już całkowicie się uspokoił.
– Becker powiedział mi to samo, co panu: specjalni agenci, sekretny obóz w Bawarii, specjalne szyfry, procedury. I jeśli mam być z panem szczery, Alfredzie, nie uwierzyłem mu. Żadne dowody nie potwierdzały jego zeznań. Teraz już wierzymy.
Całkiem logiczne wyjaśnienie, przynajmniej z pozoru.
– Dlaczego mi pan o tym nie powiedział?
– To było dawno temu.
– Kto to jest Brum?
– Przykro mi, Alfredzie.
– Chcę wiedzieć, kim jest Brum.
– A ja staram się bardzo kurtuazyjnie dać panu do zrozumienia, że nie upoważniono mnie do poinformowania pana, kim jest Brum. – Boothby pokręcił głową. – Na Boga! Wszak to nie klub dyskusyjny, gdzie sobie siedzimy i wymieniamy poglądy. Pracuje pan w kontrwywiadzie. A tu wszystko się opiera na jednej, bardzo prostej zasadzie: wiesz tylko to, co musisz wiedzieć. Nie musi pan wiedzieć, kim jest Brum, ponieważ to w żaden sposób nie dotyczy żadnej z prowadzonych przez pana spraw. Dlatego też to nie pana interes.