Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wybrali byłego naczelnego inżyniera Northeast Bridge Company, komandora porucznika Petera Jordana.

Rozdział piąty

Londyn

Zabójstwo w Hyde Parku znalazło się na pierwszych stronach londyńskich popołudniówek. We wszystkich powoływano się na komunikat policji. Policja uznała, że był to nieudany napad rabunkowy, który zakończył się morderstwem, i poszukiwała dwóch mężczyzn, zapewne z Europy – najprawdopodobniej Polaków – których widziano w pobliżu miejsca zbrodni na krótko przed wypadkiem. Harry wymyślił nawet dwa dość ogólnikowe rysopisy podejrzanych. Prasa rozwodziła się nad przerażającym wzrostem przestępczości na West Endzie. Przytaczano relacje o pobiciach i rabunkach, które wydarzyły się w ciągu ostatnich miesięcy, a których dokonali zbiegowie, pijani żołnierze i dezerterzy.

Podczas przeglądania prasy, która wczesnym popołudniem wylądowała na jego biurku, Vicary poczuł ukłucie winy. Kiedyś wierzył w świętość pisanego słowa, więc ciążyło mu oszukiwanie dziennikarzy i opinii publicznej. Jednak szybko się usprawiedliwił. Nie mogli powiedzieć prawdy: że Rose Morely najprawdopodobniej padła ofiarą niemieckiego szpiega.

Po południu Harry'emu Daltonowi wraz z grupą funkcjonariuszy stołecznej policji udało się odtworzyć ostatnie godziny życia Rose Morely. Harry siedział w gabinecie Vicary'ego, długie nogi wyciągnął na biurku, racząc szefa widokiem zdartych podeszew.

– Przesłuchaliśmy pokojówkę komandora Higginsa – relacjonował. – Powiedziała, że Rose wybrała się po zakupy. Zwykle robiła je przed powrotem dzieci ze szkoły. Kwit znaleziony w jej torebce pochodził ze sklepu na Oxford Street, w pobliżu Tottenham Court Road. Przesłuchaliśmy ekspedienta. Pamiętał ją. Co więcej, pamiętał prawie całą jej listę zakupów. Mówił, że wpadła na jakąś znajomą, też gosposię. Razem poszły na herbatę do kawiarni po drugiej stronie ulicy. Rozmawialiśmy z kelnerką. Potwierdziła to. Vicary słuchał w napięciu, wpatrzony we własne dłonie.

– Kelnerka widziała, jak Rose staje w kolejce do autobusu w kierunku zachodnim. Skierowałem do autobusów tylu funkcjonariuszy, ile się dało. Jakieś pół godziny temu trafiliśmy na konduktora z autobusu Rose. Doskonale ją zapamiętał. Mówił, że rozmawiała przez moment z bardzo wysoką, wyjątkowo atrakcyjną kobietą, która w szalonym pośpiechu wyskoczyła z autobusu. A kiedy dojechali do Marble Arch, ta sama kobieta czekała na przystanku. Twierdził, że sam by się z nami skontaktował, ale w gazecie przeczytał, że policja już ma podejrzanych, a żaden z nich nie był wysoką, piękną kobietą.

Do pokoju wsunęła głowę maszynistka.

– Przepraszam, że przeszkadzam, ale masz telefon, Harry. Dzwoni sierżant Colin Meadows. Twierdzi, że to ważne.

Harry odebrał telefon przy swoim biurku.

– Jest pan tym samym Harrym Daltonem, który rozgryzł sprawę Spencera Thomasa?

– We własnej osobie – odparł Harry. – Czym mogę służyć?

– Dzwonię w sprawie tego zabójstwa w Hyde Parku. Zdaje się, że mam coś dla pana.

– Walcie, sierżancie. Szczerze mówiąc, zależy nam na czasie.

– Obiło mi się o uszy, że podejrzewacie o to kobietę – zaczął Meadows. – Wysoką, bardzo ładną, trzydzieści, trzydzieści pięć lat.

– Możliwe. Wiecie coś?

– Pracuję nad sprawą Pope'a.

– Czytałem o niej – potaknął Harry. – Wierzyć mi się nie chce, że ktoś miał dość tupetu, żeby poderżnąć gardła Vernonowi Pope'owi i jego dziewczynie.

– Właściwie to Pope dostał cios w oko.

– Naprawdę?

– Tak. A jego dziewczyna w samo serce. Jedno ukłucie. Niemal chirurgiczna robota.

Harry przypomniał sobie, co mu powiedział patolog na temat ciała Beatrice Pymm. Na ostatnim żebrze zadraśnięcie. Możliwe, że zginęła zasztyletowana w serce.

– Ale w gazetach… – wtrącił Harry.

– Nie należy wierzyć w to, co się wyczyta w prasie, prawda, Harry? Zmieniliśmy opis ran, żeby odsiać czubków. Nie ma pan pojęcia, ile osób chciało sobie przypisać zasługę zaszlachtowania Pope'a.

– Chyba mam. Był z niego kawał drania. Mówcie dalej, sierżancie.

– W noc zabójstwa Pope'a widziano, jak kobieta o podobnym rysopisie wchodzi do jego magazynu. Mam dwóch świadków.

– Chryste Panie!

– Zaraz będzie jeszcze ciekawiej. Bezpośrednio po morderstwie Robert Pope i jeden z jego chłopców wpadli do pewnego pensjonatu, szukając kobiety. Zdaje się, że mieli zły adres. Czmychnęli jak niepyszni. Ale zdążyli nastraszyć właścicielkę.

– Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję? – warknął Harry. – Pope zginął prawie dwa tygodnie temu!

– Bo mój szef uważa, że uganiam się za powietrzem. Jego zdaniem Pope'a zabił któryś z jego przeciwników. Nie chce marnować czasu na badanie, jak to określa, „alternatywnych teorii".

– A co to za szef?

– Kidlington.

– Chryste! Święty Andrzej?

– We własnej osobie. I jeszcze coś. W ubiegłym tygodniu przesłuchiwałem Roberta Pope'a. Chcę go jeszcze raz przesłuchać, ale się przyczaił. Nie możemy go znaleźć.

– Czy Kidlington jest na miejscu?

– Stąd go widzę, jak siedzi w gabinecie i odwala swoją ukochaną papierkową robotę.

– To patrz dalej. Chyba będziesz miał zabawę.

Harry omal się nie zabił, pędząc od biurka do gabinetu Vicary'ego. Błyskawicznie streścił mu rozmowę, tak szybko przemykając nad szczegółami, że Vicary dwukrotnie go zatrzymywał i kazał sobie powtórzyć wszystko od początku. Skończywszy, Harry wykręcił numer i podał Vicary'emu słuchawkę.

– Halo, czy to nadinspektor Kidlington? Mówi Alfred Vicary z Ministerstwa Wojny. Mam się świetnie, dziękuję. Zdaje się, że będę potrzebował pańskiej pomocy w ogromnie ważnej sprawie. Chodzi o morderstwo Pope'a. Od tej pory ta sprawa przechodzi w gestię służb specjalnych. W tej chwili wysyłam do pana mojego człowieka. Nazywa się Harry Dalton. Możliwe, że pan go pamięta.

Tak? To świetnie. Chciałbym otrzymać pełną dokumentację związaną z tą sprawą. Dlaczego? Niestety, nie mogę panu nic więcej powiedzieć, nadinspektorze. Dziękuję za współpracę. Do widzenia. Vicary się rozłączył. Otwartą dłonią palnął w biurko i popatrzył na Harry'ego, uśmiechając się po raz pierwszy od wielu tygodni.

Catherine Blake pakowała torebkę na wieczór: sztylet, mauzer, aparat fotograficzny. Umówiła się z Jordanem na kolację. Zakładała, że potem udadzą się do niego, żeby się kochać – zawsze tak robili. Zaparzyła herbatę i przejrzała popołudniówki. Morderstwo Rosy Morely w Hyde Parku stanowiło wiadomość dnia. Policja uważała, że był to napad, ale rabusiowi sytuacja wymknęła się spod kontroli i zabił ofiarę. Znaleziono nawet dwóch podejrzanych. Dokładnie tak jak zaplanowała. Idealnie. Rozebrała się i wzięła długą kąpiel. Właśnie wycierała ręcznikiem mokre włosy, kiedy zadzwonił telefon. Tylko jedna osoba w całej Wielkiej Brytanii znała jej numer: Peter Jordan. Catherine udała zaskoczenie, kiedy usłyszała po drugiej stronie jego głos.

– Niestety, chyba będę musiał odwołać naszą kolację. Przepraszam, Catherine. Po prostu wyskoczyło coś bardzo ważnego.

– Rozumiem.

– Jestem jeszcze w pracy. Dziś będę musiał długo posiedzieć.

– Peter, nie musisz mi się tłumaczyć.

– Wiem, ale chcę. Jutro z samego rana będę musiał wyjechać, a przedtem czeka mnie masa roboty.

– Nie będę kryła, że jestem rozczarowana. Bardzo chciałam się dzisiaj z tobą spotkać. Nie widzieliśmy się od dwóch dni.

– A wydaje się, jakby upłynął miesiąc. Ja też chciałem się z tobą spotkać.

– Czy to naprawdę wykluczone?

– Wrócę do domu najwcześniej o jedenastej.

– Świetnie.

– A o piątej rano będzie na mnie czekał samochód.

– To też świetnie.

– Ale, Catherine…

– Oto moja propozycja. Spotkamy się przed twoim domem o jedenastej. Upitraszę coś dla nas. Ty się odprężysz i przygotujesz do wyjazdu.

66
{"b":"107143","o":1}