Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Dlaczego mi nie zostawisz radia, Alfredzie? Człowiekowi czasem doskwiera tu samotność.

– Przykro mi, Karl.

Drzwi się otworzyły i Vicary wyszedł.

– Słuchaj, Alfredzie, papierosy i czekoladki, wszystko świetnie, ale następnym razem przyprowadź dziewczynę, dobra?

Vicary udał się do biura szefa strażników i poprosił o rejestr gości z października oraz listopada. Trochę to potrwało, ale znalazł wpis, którego szukał.

5- 10- 43, WIĘZIEŃ: BECKER K.

LICZBA GOŚCI: 2

NAZWISKO/WYDZIAŁ: NIE, DZIĘKUJĘ.

Rozdział dwunasty

Berlin

– Boże, ależ zimny ranek – powiedział brłgadenführer Walter Schellenberg.

– Przynajmniej masz dach nad głową – odparł kontradmirał Wilhelm Canaris. – Wczorajszej nocy halifaksy i lancastery nieźle się nauwijały. Setki zabitych, tysiące bezdomnych. Oto przykład na niezniszczalność naszej cudownej tysiącletniej Rzeszy.

Zerknął na Schellenberga, ciekaw jego reakcji. I jak zwykle uderzyła młodość brigadenführera. Zaledwie trzydzieści trzy lata, a już dowodzi szóstą sekcją Sicherheitsdienst - lepiej znanej jako SD – służby wywiadowczej i bezpieczeństwa SS. Sekcja VI odpowiadała za gromadzenie informacji o wrogach Rzeszy w innych państwach, czyli miała zadanie podobne do Abwehry. W rezultacie ci dwaj mężczyźni zostali skazani na nieustanną konkurencję.

Stanowili dziwaczną parę: niski, lakoniczny, siwowłosy generał, który odrobinę seplenił, i przystojny, energiczny, bezwzględny młody brigadenführer. Tego syna producenta fortepianów z Saary osobiście wciągnął do hitlerowskiego aparatu bezpieczeństwa Reinhard Heydrich, szef SD, zamordowany w maju czterdziestego drugiego roku przez czechosłowacki ruch oporu. Schellenberg, jeden z najbardziej wybitnych członków partii nazistowskiej, rozkwitał w tej niebezpiecznej, paranoidalnej atmosferze. W swoim olbrzymim gabinecie kazał zamontować mnóstwo podsłuchów, a dzięki wbudowanym w biurko karabinom maszynowym za naciśnięciem guzika mógł zabić niebezpiecznego gościa. Rzadkie chwile odprężenia Schellenberg spędzał wśród eksponatów swej wyrafinowanej kolekcji pornograficznej. Kiedyś nawet pokazał fotografie Canarisowi i z dumą ojca chwalącego się zdjęciami rodzinnymi zwracał uwagę na ujęcia, które sam zaaranżował dla zaspokojenia swych dziwacznych gustów seksualnych. Na palcu nosił sygnet z siarczanem miedzi, pod którym ukrywała się kapsułka z cyjankiem. Wstawiono mu również sztuczny ząb ze śmiertelną dawką trucizny.

W tym momencie Schellenbergowi przyświecały dwa cele: zniszczyć Canarisa i Abwehre oraz dostarczyć Adolfowi Hitlerowi najważniejszą tajemnicę wojny: czas i miejsce angielsko- amerykańskiej inwazji na Francję. Schellenberg miał w głębokiej pogardzie Abwehre i garstkę starych oficerów otaczających Canarisa, których obraźliwie nazywał świętymi Mikołajami. Canaris doskonale zdawał sobie sprawę, że Schellenberg na niego poluje, a mimo to między obu mężczyznami istniało niezręczne zawieszenie broni. Schellenberg odnosił się do starego admirała z szacunkiem i poważaniem; Canaris zaś szczerze podziwiał ostrego, błyskotliwego młodego oficera i chętnie bywał w jego towarzystwie.

Właśnie dlatego większość poranków spędzali w ten sam sposób: na wspólnej przejażdżce konnej w Tiergarten. Dzięki temu każdy z nich mógł sprawdzić, co drugi robi, mogli wysondować się wzajemnie i zapolować na słabe punkty. Canaris lubił te przejażdżki jeszcze z innego powodu. Dzięki nim miał pewność, że przynajmniej jedną godzinę dziennie młody generał nie spiskuje przeciwko niemu.

– I znowu pańska typowa postawa, panie admirale – odparł Schellenberg. – Zawsze widzi pan wszystko w ciemnych barwach. Przypuszczam, że właśnie dlatego jest pan cynikiem, prawda?

– Nie jestem cynikiem, Herr Brigadenführer. Tylko sceptykiem. A to znaczna różnica.

Schellenberg parsknął śmiechem.

– Taka sama jak między nami, ludźmi z SD, a wami, starą szkołą z Abwehry. My widzimy przed sobą wyłącznie nieskończone możliwości. Wy tylko niebezpieczeństwo. My jesteśmy otwarci, nie lękamy się ryzyka. Wy wolicie chować głowę w piasek. Bez urazy, panie admirale.

– Nie czuję się dotknięty, młody przyjacielu. Ma pan prawo do swojego zdania, nawet jeśli oparł je pan na niewłaściwych przesłankach.

Koń Canarisa szarpnął się i parsknął. Obłoczek dymu zmienił się w chmurkę i odpłynął, porwany przez lekki wietrzyk. Canaris rozejrzał się wokoło po zniszczonym parku. Większość lip i kasztanowców zniknęła w płomieniach alianckich bomb. Przed nimi na środku drogi pojawił się olbrzymi lej. A były tu jeszcze tysiące innych. Canaris szarpnął cugle i przeprowadził konia obok dołu. Za nimi bezszelestnie sunęło dwóch ochroniarzy Schellenberga. A tuż przed dowódcami szedł jeden, uważnie rozglądając się na boki. Canaris wiedział, że człowiek, nawet najlepiej wyszkolony, więcej przegapi niż dostrzeże.

– Wczoraj na moim biurku wylądowało coś nader interesującego – odezwał się Schellenberg.

– Doprawdy? Jak się nazywała?

Schellenberg ze śmiechem dźgnął konia i przeszli w lekki trucht.

– Mam swojego człowieka w Londynie. Dawno temu pracował trochę dla NKWD, między innym rekrutując studenta Oksfordu, który teraz pracuje w MI- 5. Nadal od czasu do czasu się spotykają i mój człowiek dowiaduje się pewnych rzeczy. A potem przekazuje je mnie. Ten oficer z MI- 5 to rosyjski agent, ale mnie przy okazji też skapuje co nieco.

– Godne podziwu – stwierdził sucho Canaris.

– Churchill i Roosevelt nie ufają Stalinowi. Trzymają go w niewiedzy. Nie chcieli mu podać ani czasu, ani miejsca inwazji. Boją się, że Stalin mógłby nam to przekazać i alianci ponieśliby we Francji klęskę. A podczas gdy Brytyjczycy i Amerykanie będą zajęci walką, Stalin spróbowałby sam nas wykończyć i zagarnąć dla siebie całą Europę.

– Słyszałem o tej teorii. Nie jestem przekonany, czy kryje się za nią wiele prawdy.

– W każdym razie mój informator powiada, że w MI- 5 rozpętało się piekło. Twierdzi, że pański człowiek, Vogel, zorganizował operację, przez którą wszyscy tam teraz trzęsą portkami ze strachu. Dochodzenie prowadzi niejaki Vicary. Słyszał pan o nim?

– Alfred Vicary – odparł Canaris. – Były wykładowca Uniwersytetu Londyńskiego.

– Imponujące – przyznał szczerze Schellenberg.

– Częścią sukcesu oficera wywiadu jest znajomość przeciwnika, Herr Brigadenführer. - Canaris zawiesił głos, żeby rozmówca zdążył poczuć ukłucie. – Cieszę się, że Kurt narobił tam zamieszania.

– Sytuacja jest tak napięta, że Vicary osobiście rozmawiał z Churchillem, żeby go powiadomić o przebiegu sprawy.

– Nic w tym dziwnego, Herr Brigadenführer. Vicary i Churchill to starzy przyjaciele. – Canaris kątem oka zerknął na Schellenberga, by sprawdzić, czy na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Ich rozmowy często przybierały postać słownych utarczek; każdy chciał zaskoczyć drugiego nieznanymi tamtemu informacjami. – Vicary jest cenionym historykiem. Czytałem jego książki. Dziwne, że panu one nie wpadły do ręki. To człowiek o przenikliwym umyśle. Ma poglądy zbliżone do Churchilla. Jeszcze nim ktokolwiek zwrócił na was uwagę, ostrzegał świat przed panem i jego przyjaciółmi.

– Co takiego knuje Vogel? Może potrzebujecie pomocy ze strony SD?

Canaris pozwolił sobie na rzadki u niego, ale też i krótki wybuch śmiechu.

– Proszę, Herr Brigadenführer Schellenberg. Jeśli porzuci pan resztki dyplomacji, nasze poranne przejażdżki bardzo szybko stracą swój urok. Poza tym jeśli chce pan wiedzieć, co robi Vogel, wystarczy spytać hodowcę drobiu. Wiem, że ma na podsłuchu wszystkie nasze telefony i umieścił swoich szpiegów na Tirpitz Ufer.

– Ciekawe, co pan powiada. Właśnie o to samo spytałem reichsführera Himmlera wczoraj przy kolacji. Wygląda na to, że Vogel jest wyjątkowo ostrożny. I tajemniczy. Ponoć nawet nie trzyma swoich akt w archiwum Abwehry.

51
{"b":"107143","o":1}