Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Nudziło go jego zadanie: tkwić tygodniami przy brytyjskim wybrzeżu, bez końca czekając na któregoś ze szpiegów Canarisa. Z załogi Hoffmana tylko pierwszy oficer znał prawdziwy cel ich misji. Reszta zapewne się tego domyślała, ponieważ nie wykonywali żadnych patroli. Cóż, mogło być gorzej. Jeśli wziąć pod uwagę przerażającą statystykę strat – prawie dziewięćdziesiąt procent U- bootów – Hoffman i jego załoga mogli się uważać za diabelnych szczęśliwców, przeżywszy do tej pory.

W kiosku pojawił się pierwszy oficer. Na jego twarzy malowała się powaga, w dłoni ściskał kartkę. Hoffman spojrzał na podwładnego, przygnębiony myślą, że on sam zapewne wygląda równie fatalnie: zapadnięte oczy i policzki, ziemista cera marynarza łodzi podwodnej, niechlujna broda, ponieważ zbyt mało mieli świeżej wody, by ją marnować na golenie.

– Nasz człowiek w Wielkiej Brytanii wreszcie się wynurzył – odezwał się pierwszy oficer. – Zabiera się do domu jeszcze dzisiejszej nocy.

Hoffman uśmiechnął się i pomyślał: nareszcie. Weźmiemy go i wrócimy do Francji, gdzie czeka na nas przyzwoite jedzenie i czysta pościel.

– Jaka jest najświeższa prognoza pogody? – spytał.

– Nie najlepsza, Herr Kaleu - odparł pierwszy oficer, używając zwyczajowego skrótu od Kapitanleutnant. – Ulewne deszcze, wiatr północno- zachodni, trzydzieści mil na godzinę, morze dziesięć do dwunastu.

– Rany boskie! A ten pewnie przypłynie jakąś łupiną, o ile dopisze nam szczęście. Zorganizuj przyjęcie powitalne i przygotuj się do wynurzenia. Niech telegrafista powiadomi BdU o naszych planach. Ustaw kurs na miejsce spotkania. Wynurzamy się całkowicie. Gówno mnie obchodzi pogoda. – Hoffman się skrzywił. – Dłużej nie zniosę tego smrodu.

– Tak jest, Herr Kaleu.

Pierwszy oficer wykrzyczał serię rozkazów, powtórzonych jak echo przez załogę. Po dwóch minutach U- 509 wynurzył się ze wzburzonych wód Morza Północnego.

System oficjalnie nosił nazwę wykrywacza kierunku ultradźwięków, ale wszyscy, którzy się nim posługiwali, nazywali go Huff Duff. Opierał się na zasadzie triangulacji. Radiowe „odciski palców" odtworzone przez oscylograf w Scarborough pomagały zidentyfikować rodzaj nadajnika oraz jego zasięg. Jeśli stacje nasłuchu w Flowerdown i Islandii również uruchomiły oscylografy, dzięki tym trzem zapisom można było określić linie graniczne – nazywane cięciami – a te z kolei pozwalały ustalić położenie nadajnika. Czasem Huff Duff z dokładnością do piętnastu kilometrów określał położenie radionadajnika. Zwykle system był znacznie mniej dokładny, promień wynosił od pięćdziesięciu do dziewięćdziesięciu kilometrów.

Lowe nie pomyślał, że Charlotta Endicott coś sobie ubzdurała. Co więcej, uważał, że mogła natrafić na niezwykle ważną informację. Dziś wieczorem major Vicary z MI- 5 rozesłał do wszystkich stacji nasłuchu wiadomość, żeby właśnie na coś takiego zwrócili szczególną uwagę.

Przez następne kilka minut Lowe rozmawiał ze swoimi kolegami z Flowerdown i Islandii, próbując ustalić położenie radionadajnika. Niestety kontakt był krótki, a ustalenia niezbyt precyzyjne. Prawdę powiedziawszy, Lowe mógł tylko zawęzić położenie do sporej części wschodniej Anglii – Norfolk, większości Suffolk, hrabstw Cambridge oraz Lincoln. Pewnie wiele to nie da, ale zawsze coś.

Lowe grzebał w papierach na biurku, w końcu znalazł numer Vicary'ego w Londynie i sięgnął po zieloną słuchawkę.

Warunki atmosferyczne nad północną Europą praktycznie uniemożliwiały wszelki kontakt radiowy między Wyspami Brytyjskimi a Berlinem. Dlatego też centrum radiowe Abwehry mieściło się w piwnicy dużej rezydencji na obrzeżach Hamburga, w Wohldorf, około dwustu kilometrów na północ od stolicy Niemiec.

Pięć minut po tym, jak radiooperator z U- 509 przesłał wiadomość do BdU w północnej Francji, oficer dyżurny BdU przekazał krótką informację do Hamburga. Służbę w Hamburgu pełnił właśnie weteran Abwehry, kapitan Schmidt. Zarejestrował komunikat, połączył się poprzez linię specjalną z kwaterą Abwehry w Berlinie i poinformował porucznika Wernera Ulbrichta o rozwoju wypadków. Następnie opuścił rezydencję i udał się do pobliskiego hotelu, gdzie zamówił rozmowę z Berlinem. Nie chciał dzwonić z naszpikowanych podsłuchem linii Abwehry, gdyż numer, który podał telefonistce, był numerem gabinetu brigadenführera Waltera Schellenberga przy Prinz Albrechtstrasse. Pech chciał, że Schellenberg odkrył niepiękny romans Schmidta z szesnastolatkiem. W obawie przed skandalem Schmidt ochoczo zgodził się współpracować z Schellenbergiem. Uzyskawszy połączenie, rozmawiał z jednym z licznych asystentów Schellenberga – generał wybrał się dziś na uroczystą kolację – i przekazał wiadomości.

Kurt Vogel wyjątkowo postanowił spędzić wieczór w mieszkanku niedaleko Tirpitz Ufer. Ulbricht zadzwonił tam do niego z informacją, że Horst Neumann skontaktował się z łodzią podwodną i wraca. Po pięciu minutach Vogel wychodził już z mieszkania i maszerował w strugach deszczu do Tirpitz Ufer.

W tym samym momencie Walter Schellenberg zatelefonował do biura, pytając o najświeższe informacje, i dowiedział się o rozwoju sytuacji w Wielkiej Brytanii. Skontaktował się z reichsführerem Heinrichem Himmlerem i przekazał wiadomość. Himmler kazał mu natychmiast wracać na Prinz Albrechtstrasse – zanosiło się na długą noc i przyda mu się towarzystwo. Tak się złożyło, że Schellenberg i Vogel dokładnie w tej samej chwili dotarli do swoich gabinetów i rozpoczęli oczekiwanie.

Miejsce inwazji aliantów na Francję.

Życie admirała Canarisa.

Wszystko to zależało od słowa pary szpiegów uciekających przed MI- 5.

Rozdział jedenasty

Hampton Sands, Norfolk

Martin Colville kolbą pchnął wrota stodoły. Neumann, ciągle jeszcze pochylony nad radiem, usłyszał hałas. W chwili gdy Colville wszedł do środka, sięgnął po mauzera. Colville ustawił się, opuścił strzelbę i wypalił: Neumann zrobił unik, rzucając się na podłogę i przetaczając. Huk wystrzału w niewielkim pomieszczeniu brzmiał ogłuszająco. Radio się rozpadło.

Colville po raz drugi wycelował w Neumanna. Neumann, podparty na łokciach, wyciągał mauzera. Sean Dogherty wysunął się do przodu i wrzeszczał na Colville'a, żeby przestał. Colville wymierzył w niego i pociągnął za spust. Kula trafiła Dogherty'ego w pierś, wyleciał w powietrze i opadł na ziemię jak szmaciana kukła. Runął na plecy, krew tryskała z olbrzymiej rany na torsie. Zmarł w kilka sekund.

Neumann strzelił i trafił Colville'a w ramię, ten zawirował. Tymczasem Catherine zdążyła wyciągnąć swoją broń i trzymając ją w obu dłoniach wymierzyła w głowę Colville'a. Padły dwa szybkie strzały, przygłuszone tłumikiem. Czaszka Colville'a się rozprysła i zanim jego ciało padło na klepisko obok trupa Dogherty'ego, już nie żył.

Mary Dogherty drzemała niespokojnie w sypialni na górze, kiedy usłyszała pierwszy huk wystrzału. Wyprostowała się na łóżku i gdy drugi strzał rozdarł powietrze, zsunęła nogi na podłogę. Zrzuciła kołdrę i popędziła na dół.

W domu panował mrok, w saloniku i kuchni nie było nikogo. Wybiegła na dwór. Deszcz siekł ją po twarzy. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że ma na sobie jedynie flanelową koszulę nocną. Teraz słychać było tylko szum wiatru i morza. Spojrzała w ciemność przez ogród i zauważyła jakąś czarną furgonetkę. Odwróciła się – w stodole się świeciło.

– Sean! – krzyknęła i pobiegła w tamtą stronę.

Pędziła boso po zimnej, mokrej ziemi. Raz za razem wykrzykiwała imię męża. Strumień światła padał z wejścia do stodoły, przy wrotach leżało pudełko z nabojami.

Stanęła w drzwiach, zachłysnęła się. Krzyk uwiązł jej w gardle. Parę metrów od niej leżało ciało Martina Colville'a. Nie miał części głowy, wokół rozprysły się kawałki mózgu. Zrobiło jej się niedobrze.

104
{"b":"107143","o":1}