Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział trzynasty

Londyn

Catherine Blake serdecznie żałowała swej decyzji o zwróceniu się do Pope'ow o pomoc. Owszem, dali jej skrupulatny opis życia Petera Jordana w Londynie. Ale przyszło jej za to zapłacić ogromną cenę. Grożono jej wydaniem, wciągnięto w dziwaczną grę seksualną, zmuszono do zabicia dwojga ludzi. Teraz w sprawę wplątała się policja. Zabójstwo króla czarnego rynku i półświatka, człowieka takiego jak Vernon Pope, znalazło się na pierwszych stronach londyńskich gazet. Ale policja oszukała dziennikarzy: twierdziła, że ofiary znaleziono z poderżniętymi gardłami. Ani słowa o ranie w oko i w serce. Najwyraźniej nie chciano ujawniać prawdy. A może już wmieszała się do tego MI- 5? Wedle informacji prasowych policja chciała przesłuchać Roberta Pope'a, lecz nie mogła go znaleźć. Catherine mogłaby im służyć pomocą. Pope siedział dwadzieścia stóp od niej w barze hotelu Savoy, ze wściekłą miną popijając whisky.

Co Pope tutaj robił? Catherine podejrzewała, że zna odpowiedź. Pope siedział tu, ponieważ sądził, że Catherine ma związek z morderstwem jego brata. Znalezienie jej nie było trudne. Wiedział, że szukała Petera Jordana. Wystarczyło, żeby zajrzał do miejsc uczęszczanych przez Amerykanina. Istniało duże prawdopodobieństwo, że ona się tam pojawi.

Odwróciła się do niego plecami. Nie bała się Roberta Pope'a – bardziej ją drażnił niż stanowił realne zagrożenie. Dopóki będzie wśród ludzi, nie odważy się jej zaatakować. Spodziewała się tego. Na wszelki wypadek nie rozstawała się z mauzerem. Było to niezbędne, acz denerwujące. Musiała nosić większe torebki, ciężki pistolet obijał jej się o udo. A poza tym, jak na ironię, było to niebezpieczne dla niej. Spróbuj wyjaśnić londyńskiemu policjantowi, po co ci w torebce niemiecki mauzer z tłumikiem.

Decyzja, czy zabić Roberta Pope'a, nie była największym zmartwieniem Catherine Blake, gdyż w tym momencie do baru w Savoyu wszedł Peter Jordan z Shepherdem Ramseyem.

Catherine zastanawiała się, który mężczyzna wykona pierwszy krok. Robiło się ciekawie.

– Jeden jest pożytek z tej wojny – stwierdził Shepherd Ramsey, gdy z Peterem Jordanem siadali przy stoliku w kącie sali. - Cudownie wpłynęła na moje dochody. Od kiedy tu siedzę, odgrywając bohatera, moje akcje pną się w górę jak szalone. W ciągu ostatniego półrocza zarobiłem więcej niż po dziesięciu latach harówki w firmie ubezpieczeniowej ojca.

– Dlaczego nie powiesz ojcu, żeby się wypchał?

– Beze mnie by zginął.

Shepherd przywołał kelnera i zamówił martini. Jordan wybrał podwójną szkocką.

– Ciężki dzień w robocie, co?

– Morderczy.

– Wieść gminna niesie, że pracujecie nad jakąś nową, szatańską bronią.

– Jestem inżynierem, Shep. Stawiam mosty i drogi.

– To każdy głupek potrafi. Nie przyjechałeś tu budować jakiejś zasmarkanej autostrady.

– Nie, nie po to.

– To kiedy mi wreszcie powiesz, nad czym pracujesz?

– Nie mogę. Wiesz, że nie mogę.

– Przecież to ja. Stary, poczciwy Shep. Mnie możesz wszystko powiedzieć.

– Bardzo bym chciał, ale gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić, a wtedy Sally by owdowiała, a Kippy nie miałby ojca.

– Kippy znowu wpadł w tarapaty w Buckley. Ten okropny dzieciak rozrabia bardziej niż ja.

– To rzeczywiście coś.

– Dyrektor grozi, że go wyleje. Sally musiała tam pojechać i wysłuchać kazania o tym, że Kippy potrzebuje silnej, męskiej ręki.

– A kiedyś w ogóle ją miał?

– Strasznie zabawne, dupku. Sally ma problemy z wozem. Mówi, że trzeba by zmienić opony, ale nie może ich kupić, bo są racjonowane. A świąt nie mogli obchodzić w domu w Oyster Bay, bo brakowało mazutu, żeby ogrzać to cholerstwo.

Shepherd zauważył, że przyjaciel wpatruje się w swój trunek.

– Przepraszam, Peter, nudzę cię?

– Nie bardziej niż zwykle.

– Pomyślałem sobie, że wiadomości z domu podniosą cię na duchu.

– A kto mówił, że potrzebuję podniesienia na duchu?

– Peterze Jordanie, od bardzo dawna nie widziałem u ciebie takiego wyrazu twarzy. Kim ona jest?

– Nie mam pojęcia.

– Mógłbyś to wyjaśnić?

– Wpadłem na nią wieczorem na ulicy. Dosłownie. Wytraciłem jej z rąk zakupy. Strasznie głupio się czułem. Ale ta kobieta coś w sobie miała.

– Wyciągnąłeś z niej numer telefonu?

– Nie.

– A nazwisko?

– Tak, nazwisko znam.

– No, to już coś. Chryste Panie! Rzeczywiście wyszedłeś z wprawy. Powiedz, jak wyglądała.

Peter Jordan ją opisał: wysoka, ciemne włosy opadające na ramiona, pełne wargi, cudowne kości policzkowe i najwspanialsze oczy, jakie kiedykolwiek widział.

– To interesujące – oświadczył Shepherd.

– Dlaczego?

– Bo właśnie ta kobieta tam stoi, o, tam.

Zwykle na widok umundurowanego mężczyzny Catherine Blake czuła się niezręcznie. Ale kiedy Peter Jordan ruszył w jej stronę, pomyślała, że nigdy jeszcze nie widziała nikogo tak wspaniale się prezentującego w granatowym mundurze amerykańskiej marynarki wojennej. Peter Jordan był niesamowicie przystojny – wczorajszego wieczoru nie zauważyła, że aż tak. Mundur idealnie na nim leżał, podkreślając proste ramiona i tors. Szczupły w pasie, poruszał się z wdziękiem i pewnością siebie charakterystyczną dla mężczyzn, którzy osiągnęli w życiu sukces. Ciemne, niemal czarne włosy kontrastowały z jasną cerą. Oczy miał w niezwykłym odcieniu zieleni – jasnozielone, niemal kocie – wargi pełne i zmysłowe. Rozciągnęły się w uśmiechu, gdy spostrzegł, że na niego patrzy. – Zdaje się, że wpadłem na panią wczoraj w nocy – odezwał się, wyciągając rękę. – Nazywam się Peter Jordan.

Ujęła jego dłoń i niby to nieumyślnie pociągnęła palcami po jej wnętrzu, gdy cofała rękę.

- Nazywam się Catherine Blake.

– Tak, pamiętam. Wygląda pani, jakby na kogoś czekała. - Owszem, ale zdaje się, że mój partner wystawił mnie do wiatru.

– W takim razie jest skończonym idiotą.

– Właściwie to mój stary przyjaciel.

– Czy w takim razie mogę teraz postawić pani drinka? – spytał Jordan.

Popatrzyła na niego z uśmiechem i zerknęła w stronę Roberta Pope'a, który z napięciem ich obserwował.

– Szczerze mówiąc, wolałabym pójść w jakieś spokojniejsze miejsce, gdzie można by porozmawiać. Nadal ma pan w domu te fury jedzenia?

– Parę jajek, trochę sera, może puszkę pomidorów. I całe mnóstwo wina.

– To mi brzmi jak przepis na cudowny omlet.

– Pozwoli pani, że wezmę jej płaszcz.

Robert Pope patrzył z baru, jak wtapiają się w tłum i znikają w szatni. Spokojnie dopił drinka, odczekał parę sekund, nim wyszedł z baru i powoli ruszył ich śladem. Przed hotelem portier zaprowadził ich do taksówki. Pope szybko przeszedł przez ulicę i odprowadził wzrokiem odjeżdżającą taksówkę. Dicky Dobbs siedział za kierownicą furgonetki. Uruchomił silnik, kiedy Pope wskakiwał do środka. Samochód włączył się do ruchu. Nie ma pośpiechu, uspokoił Pope Dicky'ego. Wiedział, dokąd tamci jadą. Odchylił głowę i przymknął oczy, podczas gdy Dicky zdążał na zachód w stronę domu Jordana w Kensington.

W drodze do mieszkania Petera Jordana Catherine Blake, zaskoczona, nagle zdała sobie sprawę, że ogarnął ją niepokój. Bynajmniej nie dlatego, że obok niej siedział mężczyzna znający największą tajemnicę wojny. Po prostu kiepsko się czuła w tej roli – nie nadawała się do zalotów ani randek. Pierwszy raz od bardzo dawna pomyślała o swoim wyglądzie. Nie ulegało wątpliwości, że jest kobietą pociągającą – piękną kobietą. Wiedziała, że większość mężczyzn jej pożąda. Ale od kiedy zamieszkała w Londynie, robiła co było w jej mocy, by ukryć swą urodę, wtopić się w tło. Narzuciła sobie styl wojennej wdowy: grube ciemne pończochy, ukrywające kształt nóg, nie dopasowane spódnice, maskujące zaokrąglenie bioder, luźne, męskie swetry zasłaniające pełny biust. Dziś ubrała się we wspaniałą kreację, kupioną jeszcze przed wojną, która idealnie się nadawała na drinka w Savoyu. A mimo to pierwszy raz w życiu ogarniał ją niepokój, czy okaże się wystarczająco ładna.

53
{"b":"107143","o":1}