Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Samotna „Camilla" dryfowała po morzu. Jej pokład był zalany krwią.

Na pokładzie „Rebeki" zapanowała euforia. Czterej mężczyźni ściskali się, widząc jak U- boot zawraca i odpływa pełną parą. Harry skontaktował się z Vicarym i przekazał mu wieści. Vicary wykonał dwa telefony; pierwszy, dziękczynny, do Arthura Braithwaite'a, drugi do sir Basila Boothby'ego, by poinformować go, że wreszcie jest po wszystkim.

Jenny Colville poczuła, że „Camilla" drży. Padła na brzuch i zasłoniła rękami głowę. Strzelanina ucichła równie szybko, jak się zaczęła. Potem słyszała, jak U- boot odpływa, wreszcie dochodził do niej tylko szum morza. Leżała, zbyt przerażona, by się ruszać. Czuła, jak łódź miota się na falach. Domyślała się, że to ma związek z zepsutym silnikiem. Bez jego mocy kuter został wydany na pastwę fal. Musi wstać, wyjść na pokład i dać znać innym łodziom, że tu jest i żyje.

Dźwignęła się na nogi i natychmiast kołysanie pchnęło ją na ścianę. Znowu wstała. W końcu jakoś wygrzebała się na pokład. Szalał wiatr, siekł deszcz. Kutrem ciskało we wszystkie strony: w górę, na dół, do przodu, do tyłu, z boku na bok. Jenny ledwo się trzymała na nogach. Spojrzała na dziób i zobaczyła oba ciała zmasakrowane, zmienione w papkę. Pokład był różowy od krwi. Zrobiło jej się niedobrze, odwróciła wzrok. W oddali dostrzegła U- boota, który znikał pod powierzchnią. Z drugiej strony nadpływał niewielki, szary okręt wojenny. Druga łódź – ta, którą wcześniej zauważyła przez iluminator – pędziła w jej kierunku.

Zamachała ręką, krzyknęła i zaczęła płakać. Chciała im powiedzieć, że to jej zasługa. To ona uszkodziła silnik, tak że kuter stanął i szpiedzy nie dostali się na U- boota. Rozsadzała ją niezmierna, szaleńcza duma.

„Camilla" znalazła się właśnie na grzbiecie gigantycznej fali. Kiedy woda przepływała pod dnem, potężne uderzenie z lewej strony przechyliło łódź, która prawie natychmiast wyprostowała się i położyła na prawej burcie, a siła uderzenia zepchnęła Jenny w wodę.

Nigdy w życiu nie czuła takiego zimna: straszliwego, przenikliwego, paraliżującego. Próbowała zaczerpnąć tchu, lecz zachłysnęła się morską wodą i zalała ją fala. Krztusząc się i dławiąc, jakoś wydostała się na powierzchnię i nabrała odrobinę powietrza, nim znowu przygniotło ją morze. Teraz spadała, tonęła powoli, przyjemnie, bez wysiłku. Nie było jej już zimno. Nic nie czuła, nic nie widziała. Tylko nieprzeniknione ciemności.

Pierwsza dotarła do niej „Rebeka". Lockwood i Roach stali w sterówce, Harry i Peter Jordan na dziobie. Harry przywiązał sznur do koła ratunkowego, zaczepił o listwę na dziobie i rzucił koło za pokład. Widział, jak Jenny drugi raz na moment się wynurza i niknie pod wodą. I więcej nic. Zniknęła. Lockwood ostro pchał „Rebekę" naprzód; dopiero na parę metrów od „Camilli" gwałtownie zatrzymał łódź, aż pokład zadrżał.

Jordan przechylił się nad dziobem, rozglądając się za dziewczyną. Raptem się wyprostował i bez słowa wskoczył do wody.

– Jordan jest za burtą! – krzyknął Harry do Lockwooda. – Nie zbliżaj się!

Jordan się wynurzył i zdjął kapok.

– Co ty wyprawiasz? – ryknął Harry.

– Z tym cholerstwem nie mogę się głębiej zanurzyć! Nabrał powietrza do płuc i chyba na minutę zniknął pod wodą.

Morze uderzało o burtę „Camilli", tak że kołysała się na boki, zbliżając się do „Rebeki". Harry obejrzał się przez ramię i machnął do Lockwooda w sterówce.

– Cofnij się trochę. „Camilla" idzie prosto na nas! Wreszcie Jordan wynurzył się z Jenny. Była nieprzytomna, głowa zwisała jej bezwładnie. Jordan odwiązał linę od koła ratunkowego i oplótł nią klatkę piersiową Jenny. Podniesionym do góry kciukiem zasygnalizował Harry'emu, żeby holował dziewczynę. Kiedy znalazła się przy burcie „Rebeki", Clive Roach pomógł Harry'emu wciągnąć ją na pokład.

Jordan zmagał się z żywiołem, zalewały go lodowate fale, tracił siły. Harry błyskawicznie odwiązał linę i właśnie rzucał ją ku niemu, gdy „Camilla" wreszcie przewróciła się do góry dnem i wciągnęła Petera Jordana pod siebie.

Rozdział dziewiętnasty

Berlin, kwiecień 1944

Kurt Vogel grzał siedzenie w luksusowo urządzonej poczekalni Waltera Schellenberga, przyglądając się grupce młodych asystentów, którzy pospiesznie to wchodzili do gabinetu szefa, to z niego wychodzili. Jasnowłosi, niebieskoocy, wyglądali, jakby zeskoczyli prosto z nazistowskich plakatów propagandowych. Minęły trzy godziny, od kiedy Schellenberg wezwał Vogla na pilną konsultację w kwestii „tego niefortunnego przedsięwzięcia brytyjskiego", jak zwykł określać nieudaną akcję Vogla. Kapitanowi czekanie nie przeszkadzało, i tak nie miał nic innego do roboty. Od kiedy zdjęto Canarisa i Abwehre przejęło SS, niemiecki wywiad wojskowy stał się jak okręt bez sternika – i to w chwili, gdy Hitler najbardziej go potrzebował. Pomieszczenia przy Tirpitz Ufer zaczęły przypominać starzejący się kurort po sezonie. Morale bardzo spadło, wielu oficerów zgłaszało się na wschodni front.

Vogel miał inne plany.

Wszedł jeden z adiutantów Schellenberga, dźgnął oskarżycielsko palcem w stronę Vogla i bez słowa skinął, żeby wszedł. Gabinet był wielki niczym gotycka katedra, obwieszony wspaniałymi płótnami olejnymi i kobiercami. Zaniedbane legowisko Lisa przy Tirpitz nawet się do niego nie umywało. Przez wysokie okna wpadało słońce. Vogel zerknął na dwór. Pożary po rannym nalocie dopalały się wzdłuż Unter den Linden, popiół fruwał nad Tiergarten niby czarny śnieg.

Schellenberg uśmiechnął się serdecznie, wylewnie uścisnął kościstą dłoń Vogla, gestem zaprosił, by usiadł. Vogel wiedział o pistoletach maszynowych pod biurkiem brigadenführera, więc tkwił bez ruchu, na wszelki wypadek trzymając dłonie na widoku. Drzwi się zamknęły i zostali sami. Vogel czuł, jak Schellenberg pożera go wzrokiem.

Choć Schellenberg wraz z Himmlerem od lat spiskowali przeciwko Canarisowi, dopiero łańcuch nieszczęśliwych wydarzeń ostatecznie obalił Szczwanego Lisa: fakt, że nie przewidział, iż Argentyna zerwie wszelkie związki z Niemcami; utrata newralgicznego punktu gromadzenia informacji Abwehry w hiszpańskim Maroku; wpadki licznych ważnych oficerów Abwehry w Turcji, Casablance, Lizbonie i Sztokholmie. Lecz kroplą, która przepełniła czarę, stała się klęska londyńskiej operacji Vogla. Dwoje agentów Abwehry – Horst Neumann i Catherine Blake – zginęło na oczach załogi U- boota, nie zdążywszy przekazać informacji o powodach decyzji ucieczki z Anglii, co pozwoliłoby Voglowi ocenić autentyczność informacji o operacji Mulberry, wykradanych przez Catherine Blake. Na wieść o tym Hitler wpadł w szał. Natychmiast zdymisjonował Canarisa, a Abwehre wraz z jej szesnastoma tysiącami agentów przekazał w ręce Schellenberga.

Vogel jakimś cudem ocalał. Schellenberg i Himmler podejrzewali, że to Canaris był źródłem klęski. Vogel, podobnie jak Catherine Blake i Horst Neumann, stał się niewinną ofiarą knowań Szczwanego Lisa.

Sam Kurt miał inną teorię. Podejrzewał, że wszystkie dokumenty skradzione przez Catherine Blake spreparował brytyjski wywiad. Jego zdaniem ona i Neumann próbowali uciec z Anglii, kiedy Neumann zorientował się, że MI- 5 śledzi agentkę. Uważał, że operacja Mulberry to nie jednostki przeciwlotnicze przeznaczone do Pas- de- Calais, lecz sztuczny port, który zostanie zbudowany przy plażach Normandii. Sądził też, że pozostałym agentom z Wielkiej Brytanii nie wolno ufać; że wpadli w ręce Anglików, którzy zmusili ich do współpracy, niewykluczone, że już na samym początku wojny.

Brakowało mu jednak dowodów na potwierdzenie tej tezy – a jako znakomity prawnik nie zamierzał rzucać oskarżeń, których nie mógł dowieść. Poza tym nawet gdyby posiadał dowody, chyba nie złożyłby ich w ręce typów pokroju Schellenberga czy Himmlera.

Zadzwonił jeden z telefonów na biurku Schellenberga. Ten musiał odebrać. Warknął i przez następne pięć minut ostrożnie rozmawiał szyfrem, podczas gdy Vogel czekał. Śnieżyca z popiołów ustała. Ruiny Berlina oświetlało pogodne kwietniowe słońce. Potłuczone szkło błyszczało jak kryształki lodu.

117
{"b":"107143","o":1}