W mózgu Roacha zabrzmiał sygnał alarmowy.
Przedarł się przez ciżbę, zatrzymał przed ubikacją i załomotał do drzwi.
– Poczekaj na swoją kolej jak każdy inny – rozległ się głos ze środka.
– Otwierać, akcja policji.
Po kilku sekundach mężczyzna otworzył drzwi, zapinając rozporek. Roach zajrzał do środka, żeby się upewnić, czy nie ma tam Rudolfa.
Szlag by to!
Otworzył na oścież drzwi między wagonami. W drugim wagonie również panował półmrok i ścisk, wszędzie snuł się dym papierosowy. Nie znajdzie Rudolfa, chyba że przeszuka cały pociąg, przedział po przedziale.
Jakim cudem tak szybko zniknął?
Najszybciej jak się dało przeszedł do pierwszego wagonu, znalazł konduktora, staruszka w druciakach, ze szpotawą stopą. Roach wyciągnął zdjęcie Rudolfa i podsunął kolejarzowi pod nos.
– Widział gdzieś pan tego człowieka?
– Niski jegomość?
– Tak – odparł Roach, ostatecznie się załamując. Niech to szlag! Niech to szlag!
– Wyskoczył z pociągu, kiedy ruszaliśmy z Euston. Miał szczęście, że sobie nie złamał giry.
– Chryste? Dlaczego pan nic nie powiedział? – Uświadomił sobie, jak idiotycznie musiała zabrzmieć ta uwaga. Z wysiłkiem się opanował. – Gdzie jest najbliższy przystanek?
– W Watford.
– Za ile?
– Jakieś pół godziny.
– Za długo. Muszę wysiąść z pociągu już teraz.
Roach wyciągnął rękę, szarpnął hamulec bezpieczeństwa. Pociąg natychmiast zwolnił i zaczął hamować.
Stary konduktor przyjrzał mu się, jego oczka szybko mrugały za okularami.
– Nie jest pan zwykłym policjantem, prawda?
Roach nic nie odpowiedział; pociąg właśnie się zatrzymał. Otworzył drzwi, zeskoczył na torowisko i zniknął w ciemnościach.
Neumann zapłacił taksówkarzowi w pobliżu magazynu Pope'a i przeszedł ostatni odcinek na piechotę. Przełożył mauzera zza paska spodni na pierś, do kieszeni kurtki, i podniósł kołnierz, chroniąc się przed deszczem. Pierwszy akt przebiegł bez zakłóceń. Zmyłka w pociągu poszła idealnie. Neumann był pewny, że od stacji Euston nikt już go nie śledził. To znaczyło jedno: Płaszczyk, mężczyzna, który pilnował go w pociągu, prawie na pewno właśnie jedzie z Londynu w stronę Liverpoolu. Ale nie jest kretynem. Wkrótce się zorientuje, że Neumann nie wrócił do przedziału i zacznie poszukiwania. Może pytać. Jego ucieczka nie przeszła nie zauważona: konduktor widział, jak skakał z pociągu. Gdy Płaszczyk uświadomi sobie, że Neumann zbiegł z pociągu, wysiądzie na najbliższym przystanku i zadzwoni do szefów w Londynie. Neumann zdawał sobie sprawę, że dysponuje bardzo niewielką przestrzenią. Musi działać szybko.
W magazynie panowały ciemności, wyglądał na opuszczony. Neumann nacisnął dzwonek i czekał. Nikt nie odpowiedział. Zadzwonił jeszcze raz i tym razem z drugiej strony dobiegł go odgłos czyichś kroków. Po chwili drzwi się uchyliły i pojawił się w nich ciemnowłosy olbrzym w skórzanym płaszczu.
– Czego?
– Chciałbym się widzieć z panem Pope'em – odezwał się uprzejmie Neumann. – Potrzebuję kilku rzeczy
i powiedziano mi, że właśnie tu powinienem się udać.
– Pana Pope'a nie ma, a my wycofaliśmy się z interesu, więc się odwal.
Chciał zamknąć drzwi, lecz Neumann wsunął stopę w szparę.
– Przepraszam, ale to naprawdę pilne. Może jednak by mi pan pomógł.
Olbrzym mierzył Neumanna wzrokiem, na jego twarzy malowała się niepewność. Najwyraźniej próbował pogodzić akcent Anglika z dobrej rodziny z kurtczyną i opatrunkiem na twarzy.
– Chyba nie dosłyszałeś, co mówiłem – powtórzył. – Wycofaliśmy się z interesu. Zwinęliśmy budę. – Złapał Neumanna za ramię. – A teraz spierdalaj.
Neumann rąbnął go w jabłko Adama, potem wyciągnął mauzera i strzelił mu w nogę. Mężczyzna runął na ziemię, na przemian wyjąc z bólu i próbując schwytać oddech. Neumann wszedł do środka i zamknął bramę. Magazyn wyglądał dokładnie tak, jak go opisała Catherine: furgonetki, samochody, motocykle, zwały czarnorynkowego jedzenia i liczne kanistry paliwa.
Pochylił się nad rannym.
– Rusz się, a strzelę jeszcze raz, tyle że tym razem nie w stopę. Zrozumiano?
Olbrzym jęknął.
Neumann wybrał czarną furgonetkę, otworzył drzwiczki i uruchomił silnik. Złapał dwa kanistry paliwa i wrzucił na tył samochodu. Po namyśle jednak uznał, że czeka ich bardzo długa podróż, więc załadował jeszcze dwa. Wsiadł do szoferki, podjechał do bramy, wyszedł i otworzył ją.
Zanim zniknął, przyklęknął przy rannym i poradził:
– Na twoim miejscu udałbym się natychmiast do szpitala. Tamten popatrzył na niego. Nic nie rozumiał.
– Kim ty, do cholery, jesteś?
Neumann uśmiechnął się, wiedząc, że prawda brzmi zbyt absurdalnie, żeby osiłek uwierzył.
– Jestem niemieckim szpiegiem, uciekającym przed MI- 5.
– Taa… A ja, kurwa, samym Adolfem Hitlerem. Neumann wspiął się do szoferki i ruszył.
Harry Dalton zdarł z reflektorów osłony i niebezpiecznie szybko mknął do zachodniej dzielnicy Londynu. Sekcja transportu zaoferowała mu wytrawnego kierowcę, ale on wolał sam prowadzić. Jak szalony przedzierał się przez sznur samochodów, nie zdejmując ręki z klaksonu. Obok niego siedział Vicary, trzymając się deski rozdzielczej. Wycieraczki na próżno próbowały oczyścić szybę z wody. Skręcając w Cromwell Road, Harry tak ostro przyspieszył, że tył samochodu wpadł w poślizg na wilgotnym poboczu. Policjant dalej lawirował wśród samochodów, potem skręcił na południe, w Earl's Court Road. Wjechał w boczną uliczkę, pomknął wąską drogą, raz gwałtownie skręcając, żeby nie wpaść na pojemnik ze śmieciami, a drugi raz, żeby nie rozjechać kota. Kiedy znaleźli się na tyłach budynku, z całej siły nadepnął na hamulec. Samochód gwałtownie się zatrzymał.
Harry i Vicary wypadli z wozu, kuchennymi drzwiami wbiegli do środka i dudniąc na schodach popędzili na piąte piętro, gdzie mieścił się punkt obserwacyjny. Nie zwracając uwagi na przenikliwy ból przeszywający mu kolano, Vicary dotrzymywał kroku Harry'emu.
Gdyby Boothby pozwolił mi ich aresztować parę godzin temu, nie wpadlibyśmy teraz w to bagno.
Wszystko się waliło.
Agent, którego ochrzcili Rudolfem, właśnie wyskoczył z pociągu na dworcu Euston i rozpłynął się w mieście. Vicary musiał założyć, że próbuje uciec z kraju. W tych okolicznościach nie pozostało mu nic innego, jak aresztować Catherine Blake. Musiał ją zamknąć i śmiertelnie przerazić. Wtedy może powie, gdzie zniknął Rudolf, jak zamierzał uciec z kraju, czy są w to wplątani inni agenci i gdzie Rudolf trzyma radio.
Vicary nie był optymistą. Instynkt mówił mu, że ta kobieta nie pójdzie na współpracę, nawet wobec perspektywy szubienicy. A wystarczy, że będzie grać na zwłokę, dając Rudolfowi czas na ucieczkę. Jeśli to jej się uda, Abwehra zdobędzie dowody pozwalające się domyślać, że brytyjski wywiad prowadził szeroko zakrojoną akcję dezorientacji. Konsekwencji lepiej nie rozważać. Cały trud włożony w operację Fortitude pójdzie na marne. Niemcy się domyśla, że alianci zamierzają atakować Normandię. Inwazję trzeba będzie odłożyć, zmienić cały plan, inaczej skończy się jatką. Hitler dalej będzie żelazną ręką trzymał Europę. Jego ofiarą padną kolejne niezliczone rzesze ludzi. A wszystko dlatego że operacja Vicary'ego zakończyła się fiaskiem. Teraz mieli już tylko jedną szansę: aresztować Catherine Blake, zmusić ją do mówienia i zatrzymać Rudolfa, zanim ucieknie z kraju albo skorzysta z radia.
Harry pchnął drzwi mieszkania, w którym ulokowano punkt obserwacyjny, i weszli do środka. Zasłonki były podniesione, w pokoju nie paliło się żadne światło. Vicary usiłował rozróżnić sylwetki stojące nieruchomo, w różnych pozach, niczym posągi w ciemnym ogrodzie: dwóch wycieńczonych obserwatorów tkwiło przy oknie, szóstka spiętych funkcjonariuszy wydziału specjalnego przylepiła się do ściany. Ich szef nazywał się Carter. Był to rosły mężczyzna o grubym karku i piegowatej skórze. W kąciku wydatnych ust dyndał mu papieros, zgaszony ze względów bezpieczeństwa. Kiedy Harry przedstawił Vicary'ego, Carter mocno uścisnął mu rękę, po czym zaprowadził do okna, by go zapoznać z przebiegiem akcji. Wygasły popiół spadał z papierosa, kiedy mówił.