Zauważyła, że jej się przygląda.
– O czym pan myśli, Harry Daltonie? – spytała.
– O tym jak bardzo bym chciał, żeby to się nigdy nie skończyło. I jak bardzo bym pragnął móc w ten sposób spędzać wszystkie wieczory mego życia.
Jej twarz spoważniała; nie potrafiła ukrywać uczuć. Kiedy była szczęśliwa, cała się rozświetlała. A gdy była zła, jej zielone oczy pochmurniały. W chwilach smutku zaś – tak jak teraz – sztywniała.
– Nie wolno ci mówić takich rzeczy, Harry. To wbrew regułom gry.
– Wiem, że to wbrew regułom gry, ale to prawda.
– Czasem lepiej prawdę trzymać przy sobie. Nie wypowiedziana na głos nie boli tak bardzo.
– Grace, chyba się w tobie… Rąbnęła łyżką o tacę.
– Chryste, Harry! Nie mów takich rzeczy! Czasem tak cholernie wszystko komplikujesz. Najpierw mówisz, że nie możesz się ze mną spotykać, bo czujesz się winny, a teraz, że się we mnie zakochałeś.
– Przepraszam, Grace. To po prostu prawda. Sądziłem, że zawsze możemy być wobec siebie szczerzy.
– Dobra. Więc będziesz miał prawdę. Jestem żoną cudownego człowieka, bardzo mi drogiego, którego nie chcę skrzywdzić. Ale po uszy zakochałam się w pewnym policjancie przerobionym na łowcę szpiegów, niejakim Harrym Daltonie. I gdy ta przeklęta wojna się skończy, będę musiała z nim zerwać. A ilekroć to dopuszczam do świadomości, to boli jak ciężka cholera. – Jej oczy zasnuła mgiełka. – A teraz zamknij się, Harry, i dokończ zupę. Proszę. Rozmawiajmy o czymś innym. Cały dzień tkwię w tym koszmarnym archiwum, a za całe towarzystwo mam Jago z jego diabelną fajką. Chcę wiedzieć, co się dzieje w prawdziwym świecie.
– Zgoda. Chciałbym cię poprosić o przysługę.
– Jakiego rodzaju? – Zawodową.
Posłała mu szatański uśmieszek.
– Niech to szlag, miałam nadzieję, że chodzi o coś związanego z seksem.
– Chciałbym, żebyś dyskretnie przejrzała kilka nazwisk w archiwum. Zobacz, czy nie znajdziesz czegoś interesującego.
– Jasne. O kogo chodzi? Harry podał jej nazwiska.
– Dobra, zobaczę, co się da zrobić.
Dojadła zupę, oparła się o poduszki i obserwowała Harry'ego kończącego posiłek. Kiedy opróżnił talerz, zebrała naczynia i odstawiła tacę na podłogę przy łóżku. Zgasiła światło i zapaliła świeczkę na szafce nocnej. Zdjęła szlafrok i kochała się z Harrym tak, jak nigdy przedtem: powoli, cierpliwie, jakby był ze szkła. Na moment nie odrywała wzroku od jego twarzy. A po wszystkim opadła na niego, zwiotczała, spocona. Czuł na szyi jej ciepły oddech.
– Chciałeś prawdy, Harry. Oto prawda.
– Muszę być z tobą szczery, Grace. Nie bolała.
Zaczęło się następnego dnia, parę minut po dziesiątej, gdy z biblioteki na piętrze lokalu Vicary'ego przy West Halkin Street
Peter Jordan wykręcił numer mieszkania Catherine Blake. Przez dłuższy czas zapis tej minutowej rozmowy znajdował się na pierwszym miejscu pod względem liczby odtworzeń w historii służby wywiadowczej Imperium. Sam Vicary setki razy słuchał tego diabelstwa, dopatrując się w nim niedoskonałości niczym jubiler badający diamenty w poszukiwaniu skazy. To samo robił Boothby. Kopię nagrania kurier błyskawicznie dostarczył na St James's Street i przez godzinę nad drzwiami generała płonęło czerwone światło, podczas gdy on sam raz za razem odtwarzał rozmowę.
Za pierwszym razem Vicary słyszał tylko Jordana. Stał parę kroków od niego, grzecznie odwróciwszy się plecami, ze wzrokiem wbitym w ogień.
– Słuchaj, przepraszam, ale nie mogłem wcześniej zadzwonić. Byłem zajęty jak cholera. Wróciłem do Londynu dzień później i zupełnie nie miałem jak cię powiadomić.
Cisza, kiedy Catherine mówi, że nie musi się tłumaczyć.
– Bardzo za tobą tęskniłem. Bez przerwy o tobie myślałem. Cisza, kiedy Catherine mówi, że ona też strasznie tęskniła i nie może się doczekać, kiedy znowu się spotkają.
– I ja chcę się z tobą spotkać. Właściwie to właśnie w tej sprawie dzwonię. Zarezerwowałem stolik w „Mirabelle". Mam nadzieję, że uda ci się znaleźć czas na lunch ze mną.
Cisza, kiedy Catherine mówi, że to wspaniały pomysł.
– Dobrze. W takim razie spotkamy się tam o pierwszej. Cisza, kiedy Catherine mówi, że bardzo go kocha.
– Ja też cię kocham, najmilsza.
Odłożywszy słuchawkę, Jordan popadł w zamyślenie. Obserwującemu go Vicary'emu przypomniał się Karl Becker i chandra, jaka go ogarniała, gdy nadał fałszywy komunikat pod jego dyktando.
Resztę ranka spędzili grając w szachy. Jordan grał z matematyczną precyzją; Vicary uciekał się do podstępów i zmyłek. W czasie gry słyszeli rozmowy obserwatorów i stukot maszynistek w pomieszczeniu na dole. Jordan bił Vicary'ego na głowę, więc profesor się poddał.
W południe Jordan przebrał się w mundur w swoim pokoju. Piętnaście po dwunastej wyszedł tylnym wejściem i wsiadł do furgonetki MI- 5. Vicary i Harry zajęli stanowiska na dole, w punkcie dowodzenia, podczas gdy Jordan mknął Park Lane niczym bardzo ważny więzień. Wprowadzono go bocznym wejściem do budynku SHAEF przy Blackburn Street. Przez następne sześć minut nikt z zespołu Vicary'ego go nie widział.
Jordan pojawił się w głównym wejściu SHAEF o 12.35. Przeszedł przez plac z teczką przykutą do ręki, po czym zniknął w drugim budynku. Tym razem nie było go dziesięć minut. Kiedy się ponownie wynurzył, już nie miał teczki. Z Grosvenor Square przeszedł do South Audley Street, a stamtąd na Curzon Street. Cały czas dyskretnie śledziła go trójka najlepszych obserwatorów Vicary'ego: Clive Roach, Tony Blair i Leonard Reeves. Żaden z nich nie zauważył, by komandora pilnował jeszcze ktoś inny.
Za pięć pierwsza Jordan dotarł do „Mirabelle". Czekał na chodniku, dokładnie tak jak mu kazał Vicary. Punktualnie o pierwszej przed restauracją zatrzymała się taksówka, z której wysiadła wysoka, przystojna kobieta. W czasie gdy Catherine Blake brała Jordana za rękę i całowała go w policzek, Ginger Bradshaw, najlepszy w wydziale fotograf, który przycupnął w służbowej furgonetce stojącej po drugiej stronie ulicy, pstryknął sześć zdjęć. Film natychmiast zawieziono na West Halkin Street, a zanim tamta para skończyła lunch, przed Vicarym leżało sześć odbitek.
Po wszystkim Blair winił siebie; Reeves mówił, że nie – to jego wina. Roach zaś, jako zwierzchnik, brał odpowiedzialność na swoje barki. Wszyscy trzej zgodnie twierdzili, że ta kobieta jest o niebo lepsza od wszystkich niemieckich agentów, z jakimi do tej pory mieli do czynienia: żaden nie sięgał jej do pięt. A gdyby popełnili błąd i za bardzo się zbliżyli, byliby spaleni.
Wyszedłszy z „Mirabelle", Catherine i Peter razem wrócili na Grosvenor Square. Zatrzymali się na południowo- zachodnim rogu i rozmawiali przez dwie minuty. Ginger Bradshaw zrobił kolejne zdjęcia, także i bardzo krótkiego pocałunku na do widzenia. Kiedy Jordan odszedł, Catherine wsiadła do taksówki. Blair, Roach i Reeves wskoczyli do furgonetki i jechali za taksówką do wschodniej części Regent Street. Następnie samochód skręcił na północ, w Oxford Street, gdzie Catherine zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła.
Później Roach nazwał jej marszrutę Oxford Street prawdziwą popisówką. Zatrzymała się przy co najmniej sześciu witrynach. Dwa razy schowała się w bramie, raz tak szybko, że Blair musiał czmychnąć do kawiarni, żeby na nią nie wpaść. Przy Tottenham Court Road zeszła na stację metra, kupiła bilet do Waterloo. Roachowi i Reevesowi udało się wsiąść za nią do pociągu: Roach był parę metrów od niej w tym samym wagonie, Reeves w następnym. Kiedy drzwi się otworzyły na Leicester Square, tkwiła nieruchomo, jakby zamierzała jechać dalej. Nagle się podniosła i wysiadła znienacka. Roach zdążył wyskoczyć przez zamykające się drzwi. Reeves utknął w pociągu: wypadł z gry.
Catherine wmieszała się w tłum na schodach i Roach na chwilę ją zgubił. Znalazłszy się na poziomie ulicy, szybko przeszła Charing Cross Road i z powrotem weszła na stację Leicester Square.