Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozebrała się i położyła na łóżku. Jordan nadal siedział na skraju, pijąc koniak i wpatrując się w ciemności.

– To się nazywa angielska rezerwa – wyjaśniła. – Nie wolno nam okazywać uczuć, nawet jeśli omal nas nie przejedzie samochód! pędzący przez zaciemnione miasto.

– W takim razie kiedy wam wolno? – spytał, nadal na nią nie patrząc.

– Ty też mogłeś dziś zginąć, Peterze – powiedziała. - Dlaczego to zrobiłeś?

– Bo kiedy zobaczyłem, jak ten przeklęty idiota szarżuje na ciebie, coś sobie uświadomiłem. Zdałem sobie sprawę, że szaleńczo, bezgranicznie i rozpaczliwie się w tobie zakochałem. To się stało w chwili, gdy wkroczyłaś w moje życie. Myślałem, że już nigdy z nikim nie zaznam szczęścia. Tymczasem z tobą mi się to udało. I straszliwie się boję, że mogłoby znowu zniknąć.

– Peterze – odparła cicho.

Siedział plecami do niej. Wyciągnęła rękę i chwyciła go za ramię, próbując do siebie przyciągnąć, ale on ani drgnął.

– Zawsze się zastanawiałem, gdzie byłem w chwili, gdy ona zginęła, co dokładnie robiłem. Wiem, że to brzmi nienormalnie, ale to najdłużej mnie nękało. Dlatego, że nie było mnie przy niej, gdy mnie potrzebowała. Dlatego, że zginęła sama na autostradzie w Long Island podczas burzy. Zawsze się zastanawiałem, czy nie mogłem jakoś temu zapobiec. I dzisiejszego wieczoru, kiedy tam stałem, zobaczyłem, jak to samo wydarza się po raz drugi. Lecz tym razem mogłem coś zrobić, mogłem temu zapobiec – więc to uczyniłem.

– Bardzo dziękuję za uratowanie mi życia, Peterze Jordanie.

– Wierz mi, kierowały mną wyłącznie egoistyczne pobudki. Bardzo długo na ciebie czekałem, Catherine Blake, a skoro już cię znalazłem, nie chcę bez ciebie żyć.

– Naprawdę tak myślisz?

– Z głębi serca.

Znowu go pociągnęła. Tym razem ustąpił. Całowała go raz za razem, wreszcie powiedziała:

– Boże, tak bardzo cię kocham, Peter.

Ją samą zaskoczyła łatwość, z jaką skłamała. Nagle Peter rozpaczliwie jej zapragnął. Położyła się na plecy i rozchyliła uda, a kiedy w nią wszedł, jej ciało samo do niego przywarło. Wygięła się w łuk i poczuła go głęboko w sobie. To się stało tak błyskawicznie, że aż głośno wciągnęła powietrze. A po wszystkim dostała nagłego ataku śmiechu.

Jordan położył głowę na jej piersiach.

– Co cię tak diabelnie ubawiło?

– Po prostu jestem z tobą szczęśliwa, Peterze. Tak bardzo szczęśliwa.

Vicary niczym niespokojny duch krążył po budynku przy St James's Street. O ósmej zszedł do kantyny coś zjeść. Wybór był jak zwykle straszny: kartoflanka i jakaś duszona ryba, która smakowała, jakby wyskoczyła prosto z rzeki. Ku jego zaskoczeniu doskwierał mu jednak taki głód, że poprosił o dokładkę. Inny oficer, były adwokat, który wyglądał, jakby cierpiał na chronicznego kaca, zaprosił Vicary'ego na partyjkę szachów. Vicary zrazu grał miernie i bez entuzjazmu, ale udało mu się wygrać dzięki serii błyskotliwych posunięć na końcu. Miał nadzieję, że jego ostatnia sprawa zakończy się podobnie jak ta runda.

Grace Clarendon minęła go na klatce schodowej. Do piersi, niczym uczennica niosąca książki, przytulała akta. Posłała mu niechętne spojrzenie i ze stukotem obcasów zbiegła na dół, do czeluści archiwum.

Wrócił do gabinetu i próbował pracować – zaniedbał ostatnio siatkę Beckera – ale na próżno.

„Dlaczego wcześniej nam o tym nie powiedziałeś?".

„Powiedziałem Boothby'emu".

Zameldował się Harry – nic.

Potrzebował godzinnej drzemki. Szmer dalekopisów, który zwykle przynosił mu ukojenie, dziś drażnił jak łomot młota pneumatycznego. Maleńka połówka, niegdyś przynosząca wyzwolenie z bezsenności, stała się symbolem tego wszystkiego, co mu się w życiu nie udało. Przez pół godziny przenosił ją po gabinecie, ustawiając to pod jedną ścianą, to pod drugą, w końcu postawił na środku pokoju. Pani Blanchard, przełożona nocnej zmiany maszynistek, zaniepokojona rumorem wsunęła głowę do środka. Nalała Vicary'emu olbrzymią szklankę whisky, kazała wypić, po czym ustawiła połówkę z powrotem na miejsce.

Kolejny telefon od Harry'ego – nie.

Sięgnął po słuchawkę i wykręcił numer Helen. Odezwał się rozdrażniony męski głos.

– Halo. Halo. Kto, u licha, dzwoni?

Vicary się rozłączył.

Harry zgłosił się po raz trzeci – nadal nic.

Pokonany Vicary napisał prośbę o dymisję.

„A w ogóle czytał pan akta Vogla?".

„Nie".

Podarł prośbę na kawałki i wrzucił je do kosza. Wyciągnął się na łóżku; lampka świeciła mu prosto w twarz, a on patrzył w sufit.

Zastanawiał się, dlaczego ta kobieta zadała się z Pope'ami. Czy byli jej wspólnikami i zajmowali się nie tylko nielegalnym handlem, wyłudzaniem haraczu, ale również szpiegostwem? Mało prawdopodobne. Może zwróciła się do nich w poszukiwaniu usług, których mogli dostarczyć: czarnorynkowe paliwo, broń, ludzie do przeprowadzenia obserwacji. Nie znajdzie na to ostatecznej odpowiedzi, dopóki nie schwyta i nie przesłucha Roberta Pope'a. A nawet i potem trzeba przyjrzeć się bacznie działaniom bandy Pope'a. Jeśli dopatrzy się choć cienia jakichś podejrzanych ruchów, wszystkich ich oskarży o szpiegostwo na rzecz Niemiec i na bardzo długo zapudłuje. A co z Rose Morely? Czy to możliwe, żeby jej śmierć była tylko strasznym zbiegiem okoliczności? Czy Rose rozpoznała Annę Steiner i przypłaciła to życiem? Niewykluczone. Ale przyjmie najgorszy scenariusz: że Rose Morely również szpiegowała. Przeprowadzi wnikliwe dochodzenie, sprawdzi jej życiorys, zanim uzna jej sprawę za zamkniętą.

Spojrzał na zegarek. Pierwsza w nocy. Podniósł słuchawkę i jeszcze raz wykręcił ten sam numer. Tym razem po drugiej stronie zabrzmiał głos Helen. Słyszał go po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat.

– Halo. Halo. Proszę się odezwać.

Vicary chciał coś powiedzieć, ale nie mógł.

– Och, niech to licho!

I połączenie przerwano.

Catherine przekręciła klucz w zamku gabinetu, weszła do środka i cicho zamknęła za sobą drzwi. Zapaliła lampkę na biurku. Z torebki wyjęła aparat fotograficzny i mauzera. Ostrożnie położyła broń na blacie, kolbą do siebie, żeby w razie czego móc w każdej chwili wystrzelić. Klęknęła przy sejfie i wykręciła kombinację. Otworzyła drzwiczki. W środku leżała walizka – zamknięta. Otworzyła ją swoim kluczykiem, podniosła wieko i zajrzała do środka.

Czarny notes z napisem: ŚCIŚLE TAJNE – TYLKO DLA BIGOTÓW na okładce.

Serce zaczęło jej bić szybciej.

Położyła notes na biurku i sfotografowała okładkę.

Otworzyła go na pierwszej stronie i przeczytała:

PROJEKT PHOENIX

1) SZCZEGÓŁY TECHNICZNE

2) PLAN WYKONANIA

3) ZASTOSOWANIE

Na Boga, więc jednak trafiłam! – pomyślała. Sfotografowała tę stronę i przewróciła kartkę. Strony rysunków – sfotografowała co do jednej. Strona z zadaniami załogi – sfotografowała ją. Zestawienie zapotrzebowania sprzętu – sfotografowała je. Skończył jej się film. Wyjęła negatyw i włożyła następny. Sfotografowała jeszcze dwie strony. Wtedy dobiegł ją z góry jakiś hałas. Jordan wstaje z łóżka. Przewróciła kolejną kartkę i sfotografowała ją. Usłyszała na górze kroki.

Przewróciła jeszcze jedną kartkę i sfotografowała ją. Usłyszała szum wody w toalecie.

Sfotografowała następne strony. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nigdy więcej nie uzyska dostępu do tego notesu. Jeśli rzeczywiście znajduje się w nim sekret inwazji, musi pracować dalej. Pstrykając zdjęcie za zdjęciem, zastanawiała się, co zrobi, jeśli Jordan ją przyłapie. Zastrzeli go. Dzięki tłumikowi nikt by niczego nie usłyszał. Sfotografowałaby resztę, uciekła, pojechała do Hampton Sands, znalazła Neumanna, ściągnęła okręt podwodny.

Nie przestawaj…

A co by się stało, gdyby kontrwywiad SHAEF znalazł ciało oficera, który znał tajemnicę inwazji? Wszczęliby natychmiastowe śledztwo. Szybko by się dowiedzieli, że ostatnio widywano Jordana z kobietą. Zaczęliby jej szukać, a nie znalazłszy, uznaliby, że to agentka. Doszliby do wniosku, że dokumenty z sejfu sfotografowano i tajemnica inwazji znalazła się w rękach Niemców.

68
{"b":"107143","o":1}