Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie wiedziałem, że znasz się na sztuce, Harry.

– Sądzisz, że chłopcy z Battersea nie potrafią docenić sztuki? W takim razie wiedz, że moja świętej pamięci matka regularnie wlokła mnie do National Gallery.

– Przepraszam, Harry. Proszę, mów dalej.

– Beatrice nie miała samochodu. Albo jeździła rowerem, albo szła pieszo, albo łapała autobus. Często za długo malowała, zwłaszcza latem, kiedy było dobre światło, i spóźniała się na ostatni autobus. Sąsiedzi nieraz widzieli, jak przychodziła w środku nocy, dźwigając cały swój sprzęt malarski. Powiadali, że przesypiała noce w jakichś zakazanych miejscach, byleby złapać wschód słońca.

– I co, ich zdaniem, jej się stało?

– Oficjalna wersja wydarzeń: przypadkowe zatonięcie. Jej rzeczy znaleziono nad brzegiem Orwell, obok pustą butelkę po winie. Policja sądzi, że Beatrice musiała za dużo wypić, straciła równowagę, ześlizgnęła się do wody i utonęła. Ciała nie znaleziono. Przez pewien czas kontynuowali śledztwo, ale nie wpadli na żaden inny trop. Uznali, że kobieta utopiła się na skutek nieszczęśliwego wypadku i zamknięto sprawę.

– Brzmi bardzo prawdopodobnie.

– Oczywiście, mogło się stać i tak. Ale wątpię. Beatrice Pymm doskonale znała okolicę. Dlaczego akurat tego dnia wypiła odrobinę za dużo i wpadła do rzeki?

– A druga teoria?

– Druga teoria wygląda następująco: gdy zapadł zmrok, nasz szpieg zabrał ją samochodem, zasztyletował i załadował jej ciało do ciężarówki. Rzeczy zostawił nad brzegiem rzeki, żeby to wyglądało na przypadkowe zatonięcie. Tymczasem zaś ciało przewiózł przez pół kraju, zmasakrował i zakopał pod Whitchurch.

Dotarli do gabinetu Vicary'ego i usiedli. Vicary za biurkiem, Harry naprzeciwko. Harry rozparł się na krześle i wyciągnął nogi.

– Czy to wyłącznie domysły, czy też masz fakty na poparcie twojej teorii?

– Pół na pół, ale wszystkie pasują do twojego przypuszczenia, że Beatrice Pymm zabito, aby ukryć wejście szpiega na teren kraju.

– Wal.

– Zacznę od trupa. Ciało znaleziono w sierpniu trzydziestego dziewiątego roku. Rozmawiałem z patologiem, który je badał. Sądząc po stopniu rozkładu, szacował, że musiało leżeć w ziemi jakieś sześć, dziewięć miesięcy. Tak na marginesie, to pokrywa się z czasem zniknięcia Beatrice Pymm. Kości twarzy niemal zupełnie strzaskane. Nie było zębów, żeby można porównać z kartoteką dentystyczną. Odcisków palców też nie można było pobrać, bo dłonie zbytnio się już rozłożyły. Lekarz nie mógł określić przyczyny zgonu. Ale znalazł jedną interesującą wskazówkę: zadraśnięcie na najniższym żebrze po lewej stronie. Zwykle towarzyszy ono dźgnięciu nożem w serce.

– Powiadasz, że morderczyni mogła skorzystać z ciężarówki. Jakie masz dowody?

– Poprosiłem tamtejszą policję, żeby sprawdzili, czy w noc zabójstwa Beatrice Pymm odnotowano jakieś przestępstwa albo coś niepokojącego. Tak się złożyło, że w okolicach wioski Alderton ktoś porzucił i umyślnie podpalił furgonetkę. Sprawdzono, co to za wóz.

– I?

– Ukradziony dwa dni wcześniej w Londynie. Vicary wstał i zaczął krążyć po pokoju.

– Więc nasza agentka wyrasta ni z tego, ni z owego w środku kraju, zostawiając za sobą płonącą furgonetkę. Gdzie teraz jedzie? Co robi?

– Załóżmy, że wraca do Londynu. Łapie okazję i jedzie ciężarówką albo samochodem. Albo idzie na najbliższą stację i wsiada w pierwszy pociąg do Londynu.

– Zbyt ryzykowne – stwierdził Vicary. – Na prowincji samotna kobieta w środku nocy to rzecz bardzo niezwykła. Nie zapominajmy, że to listopad i jest zimno. Mogłaby ją zauważyć policja. Morderstwo Beatrice Pymm precyzyjnie zaplanowano i wykonano. Zabójczyni niczego nie pozostawiła przypadkowi.

– A co byś powiedział na motocykl ukryty w skrzyni ciężarówki?

– Dobry pomysł. Sprawdź, czy w tamtym okresie nie skradziono jakiegoś motocykla.

– Wraca do Londynu i porzuca motor.

– Zgadza się – potwierdził Vicary. – A w chwili wybuchu wojny nie szukamy Holenderki Christy Kunst, ponieważ mylnie zakładamy, że nie żyje.

– Cholera, sprytne.

– Bardziej bezwzględne niż sprytne. Wyobraź sobie: zabić niewinną Angielkę, żeby ukryć obecność szpiega. To nie jest zwykła agentka, a Kurt Vogel to nie jest zwykły oficer Abwehry. Co do. tego nie mam wątpliwości. – Vicary przerwał, by zapalić papierosa. – Czy fotografia dała nam jakiś ślad?

– Żadnego.

– W takim razie nasze dochodzenie utknęło w martwym punkcie.

– Obawiam się, że tak. Zadzwonię jeszcze w parę miejsc. Vicary potrząsnął głową.

– Skończ już na dzisiaj z robotą. Idź na przyjęcie. Spędź trochę czasu z Grace – dorzucił.

Harry spojrzał na niego zaskoczony.

– Skąd wiedziałeś?

– Może nie zauważyłeś, ale roi się tu od oficerów wywiadu. Plotka się rozchodzi, ludzie gadają. Zresztą niezbyt się z tym kryłeś. Telefonistkom z nocnej zmiany zostawiałeś numer Grace, gdyby musiano się z tobą nagle skontaktować.

Harry poczerwieniał.

– Idź do niej, Harry. Ona za tobą tęskni. Ślepy by to zauważył.

– Ja też za nią tęsknię. Ale jest mężatką. Zerwałem z nią, bo czułem się jak ostatnia szuja.

– Dzięki tobie jest szczęśliwa, dzięki niej ty jesteś szczęśliwy. Kiedy jej mąż wróci z wojny, o ile wróci, sytuacja sama się rozwiąże.

– I co ja mam wtedy zrobić?

– To już ty zdecydujesz.

– Zostanę ze złamanym sercem, ot co. Mam hyzia na jej punkcie.

– W takim razie bądź z nią i ciesz się nią.

– Jest jeszcze coś.

Harry powiedział Vicary'emu, skąd się bierze jego poczucie winy: oto on siedzi bezpiecznie w Londynie, łapiąc szpiegów, podczas gdy mąż Grace i inni mężczyźni ryzykują życie na linii frontu.

– Nie wiem, jak bym się zachował podczas walki, jak bym postąpił. Czy okazałbym się bohaterem, czy tchórzem. Poza tym nie wiem, czy tutaj w ogóle robię coś przydatnego. Mogę wyliczyć stu innych detektywów równie dobrych jak ja. Czasem mam ochotę zrezygnować z tego i zaciągnąć się do wojska.

– Nie opowiadaj bzdur, Harry. Robiąc to, co do ciebie należy, ratujesz życie żołnierzom z linii frontu. Inwazję na Francję wygramy albo przegramy, jeszcze zanim pierwszy żołnierz postawi stopę na francuskiej ziemi. Od tego, co robisz, może zależeć życie tysięcy ludzi. Kiedy ogarniają cię wątpliwości, spójrz na to z tej strony. Zresztą, w tym momencie jesteś mi potrzebny. Tylko tobie mogę tutaj zaufać.

Przez chwilę siedzieli w pełnym zażenowania niezręcznym milczeniu, jak to zwykle bywa u Anglików, gdy wypowiedzą na głos swe najskrytsze myśli. W końcu Harry wstał i ruszył do drzwi. Zatrzymał się jednak i obejrzał.

– A co z tobą, Alfredzie? Dlaczego nie ma nikogo w twoim życiu? Dlaczego nie zejdziesz na dół i nie poszukasz jakiejś miłej kobiety, z którą mógłbyś spędzić czas?

Vicary zaczął się obmacywać po kieszeniach w poszukiwaniu okularów, wreszcie wsadził je sobie na nos.

– Dobranoc, Harry – oświadczył nieco za bardzo zdecydowanie, przerzucając stertę papierów na biurku. – Baw się dobrze na przyjęciu. Do zobaczenia rano.

Po wyjściu kolegi sięgnął po telefon i wykręcił numer Boothby'ego. Był zaskoczony, kiedy zwierzchnik sam odebrał. Na pytanie Vicary'ego, czy sir Basil ma chwilę czasu, spytał sucho, czy to nie może poczekać do poniedziałku. Vicary odrzekł, że to ważne. Sir Basil obiecał mu poświęcić pięć minut i kazał natychmiast przyjść na górę.

– Napisałem notatkę dla generała Eisenhowera, generała Bettsa i premiera – powiedział Vicary, zapoznawszy Boothby'ego z najnowszymi odkryciami Harry'ego.

Wręczył kartkę zwierzchnikowi, który dalej stał lekko rozkraczony, jakby dla utrzymania równowagi. Spieszył się; chciał jak najszybciej wyjechać na wieś. Sekretarka przygotowała mu już aktówkę z tajnymi dokumentami, z którymi miał się zapoznać podczas weekendu, i małą skórzaną torbę z rzeczami osobistymi. Boothby miał zarzucony na ramiona płaszcz, rękawy zwisały po obu bokach.

– Moim zdaniem dalsze utrzymywanie sprawy w tajemnicy przed nimi stanowiłoby zaniedbanie obowiązków, sir Basilu.

43
{"b":"107143","o":1}